Rada Miasta Bydgoszczy powołała komisję doraźną. Ma to związek z trwającym strajkiem pracowników Miejskich Zakładów Komunikacyjnych, a także zawieszeniem kursowania tramwajów i autobusów na obsługiwanych przez spółkę liniach.

REKLAMA

Komisja doraźna ma zająć się problemem wstrzymania realizacji transportu publicznego przez MZK, a w szczególności przeanalizować funkcjonowanie spółki - kondycję finansową, sposób zarządzania i kontroli, zasady zatrudnienia pracowników, a także prowadzenie nadzoru właścicielskiego przez urząd miasta.

Strajk w MZK bez zachowania procedur wymaganych dla tego rodzaju protestów trwa od piątku. Komunalna spółka obsługiwała wszystkie linie tramwajowe - 10 i większość linii autobusowych - 31 z 42. W pierwszym dniu protestu normalnie ruch odbywał się na liniach obsługiwanych przez prywatnego przewoźnika. Od soboty w mieście funkcjonuje awaryjny system komunikacji z kilkunastoma liniami autobusowymi, na których jeździ tabor prywatnej firmy.

Główne postulaty protestujących to podniesienie pensji o 1000 zł miesięcznie i odwołanie prezesa MZK. Spółka wykazuje, że nie stać jej na podwyżki, a jeśli chodzi o drugi postulat to prezes złożył rezygnację z zajmowanego stanowiska wraz z członkiem zarządu.

Prezydent Bydgoszczy Rafał Bruski na sesji rady podkreślił, że strajk jest nielegalny, zachęcał załogę do skorzystania z drogi określonej w ustawie o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. Bruski zaznaczył, że postulaty protestujących oficjalnie zostały przedstawione zarządowi MZK i jemu dopiero w środę rano. Przyznał, że postulaty poznał w piątek w czasie spotkania z protestującymi.
Bruski zaznaczył, że zasadniczo żaden z postulatów nie jest kierowany do właściciela, czyli miasta Bydgoszczy, które reprezentuje jako prezydent. Jak powiedział adresatem żądania podwyżki pensji jest zarząd spółki, a oczekiwania odwołania prezesa - rada nadzorcza.

Prezydent wykazywał, że podniesienie wynagrodzenia od 1 czerwca o 1000 zł, oznaczałoby stratę dla spółki ponad 9 mln zł w tym roku, a w 2023 r. - 15 mln zł. Zaznaczył, że gdyby miasto miało dać 15 mln zł, chociaż byłoby to nielegalne, to konieczne byłoby zwiększenie cen biletów o 25 proc.