"Czuję się nie jak na Wimbledonie, a w Kalifornii" - stwierdziła Urszula Radwańska, która w olimpijskim debiucie pokonała Niemkę Monę Barthel 6:4, 6:3. W drugiej rundzie londyńskiego turnieju polska tenisistka zagra ze słynną Amerykanką Sereną Williams.

REKLAMA

Radwańska przyznała po meczu, że obawiała się Barthel. Jest wyżej w rankingu, w tym sezonie odniosła kilka sukcesów, chociaż ja też jestem w dobrej formie. Tymczasem chyba bardziej zaskoczyła mnie brytyjska pogoda. Od kilku dni nie pada deszcz, tylko świeci słońce. Czuję się jak w Kalifornii, a nie na Wimbledonie - żartowała krakowianka. Mimo fajnej pogody, na kortach jest dość ślisko. Raz się wywróciłam, dobrze, że upadłam na ręce do przodu, to nic się nie stało. Na trawie łatwo o kontuzję, bo ta nawierzchnia w południe potrafi być mokra i niebezpieczna - skomentowała młodsza z sióstr Radwańskich.

Kolejną rywalką 21-latki będzie Serena Williams. Amerykanka trzy tygodnie temu w finale Wimbledonu pokonała w trzech setach Agnieszkę Radwańską. Widziałam ten mecz w telewizji, dlatego mam już pewne przemyślenia. Największą bronią Sereny jest serwis, co pokazała z Isią zwłaszcza w trzecim secie. Ale ona jest zawodniczką chimeryczną, potrafi popełnić wiele błędów, choć i zagrać rewelacyjnie. Myślę, że w rywalizacji o tytuł mistrzyni igrzysk będzie się liczyła Agnieszka. Ma bardzo duże szanse, można na nią liczyć - powiedziała Ula Radwańska.

To nie jest drugi Wimbledon

Polka zwróciła także uwagę na różnice pomiędzy turniejem olimpijskim, a rozgrywanym na tych samych kortach wielkoszlemowym Wimbledonem.

Przede wszystkim jest dużo więcej ochrony, szczegółowo sprawdzane są nasze bagaże. Ale poza tym jest pusto. Na Wimbledonie zawsze bywa mnóstwo ludzi, a tutaj niewiele i w restauracji dla zawodników, i w szatni. A może i lepiej, bo jest większy spokój - zauważyła.

21-letnia zawodniczka ostatnio sporo grała. Wszystko dlatego, że koniecznie chciała wystąpić na olimpiadzie. Rywalizowałam tydzień w tydzień, żeby załapać się na igrzyska. Opłaciło się, bo dwukrotnie dotarłam do ćwierćfinałów, wygrałam m.in. ze Słowaczką Danielą Hantuchovą w Carlsbergu i w efekcie skoczyłam na liście światowej na 44. miejsce, a będę chciała jeszcze wyżej. Może do końca sezonu uda się przebić do 30. Ale są też minusy, gdyż przeciążyłam bark. Na szczęście mam zabiegi i masaże - stwierdziła.

Pozostali tenisiści zawiedli

W sobotę do kolejnej rundy przebrnąć zdołała tylko Urszula Radwańska. Łukasz Kubot przegrał w pierwszej rundzie z Bułgarem Grigorem Dimitrowem 3:6, 6:7. Niestety, w deblu nie było lepiej. Klaudia Jans-Ignacik i Alicja Rosolska musiały uznać wyższość rosyjskiej pary - Maria Kirilenko i Nadieżdą Pietrową 7:6 (7-5), 3:6, 2:6. Spotkanie trwało 2 godziny i 26 minut. Jans-Ignacik i Rosolska popełniły 32 niewymuszone błędy przy 20 pomyłkach rywalek. Podobny los spotkał "Frytkę" i "Matkę". Polacy przegrali 6:7, 7:6, 6:8 z hiszpańską parą Ferrer - Lopez.

W niedzielę na kort wyjdzie Agnieszka Radwańska

Agnieszka Radwańska, druga zawodniczka świata, występu siostry nie oglądała, bo w tym czasie trenowała. "Isia" w niedzielne południe zmierzy się z Niemką Julią Goerges na korcie centralnym. Krakowianka jest jedną z głównych faworytek do medalu w Londynie.

W sobotę 23-latka poprowadziła polską reprezentację podczas ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich. Jak zapewniała "Isia", klątwy chorążego się nie boi. Słyszałam o tym, ale nie jestem przesądna. Gdybym miała odpaść w pierwszej rundzie, to z przyjemnością będę chorążym także za cztery lata - mówiła.