Najnowsze komentarze Donalda Trumpa dotyczące wojny w Ukrainie wywołały początkowo ostrożny optymizm w Europie. Pozornie wynika z nich, że prezydent USA stał się nagle wielkim orędownikiem Kijowa, gorąco wierzącym w ostateczny sukces ukraińskiej kampanii obronnej. Co tak naprawdę powiedział we wtorek Trump i dlaczego na Starym Kontynencie pojawiły się poważne wątpliwości?
"Po zapoznaniu się z sytuacją militarną i gospodarczą Ukrainy i Rosji i pełnym zrozumieniu jej oraz po zobaczeniu problemów gospodarczych w Rosji, myślę, że Ukraina, przy wsparciu Unii Europejskiej, jest w stanie walczyć i ODBIĆ całą Ukrainę w jej oryginalnej postaci" - napisał we wtorek Trump na platformie społecznościowej Truth Social.
Wpis prezydenta został umieszczony niedługo po wystąpieniu na marginesie forum ONZ, w trakcie którego rozmawiał z Wołodymyrem Zełenskim i wygłosił pod adresem Moskwy kilka gorzkich komunikatów.
W późniejszym wywiadzie dla FOX News ukraiński przywódca przyznał, że jest zaskoczony nagłą zmianą stanowiska Trumpa. Nie ukrywał jednak swojego zadowolenia z takiego obrotu spraw. Sam Zełenski nie ma jednak złudzeń: już w środę podkreślił, że słowa, protesty i rezolucje ONZ nie zatrzymają rosyjskiej agresji, mogą tego dokonać jedynie stabilne dostawy broni dla Ukrainy.
We wtorkowym wpisie Trumpa jedna rzecz jest dla Kijowa cenna - to odejście Ameryki od żądania, by Ukraina zaakceptowała ustępstwa terytorialne na rzecz Rosji. Jeszcze miesiąc temu Trump rozwijał czerwony dywan dla Władimira Putina na Alasce. Dzisiaj "po szczegółowym zapoznaniu się z sytuacją" kibicuje Ukrainie w dążeniu do odzyskania ziem.
Oczywiście, istnieje szansa, że pod wpływem europejskiej i ukraińskiej dyplomacji oraz ewidentnej gry na zwłokę Putina, Trump rzeczywiście zrozumiał to, o czym w Europie mówiło się od dawna - Moskwie nie zależy na rozwiązaniu pokojowym. Jest jednak równie prawdopodobne, że - jak ocenia CNN - prezydent USA kontynuuje w ten sposób swoją chaotyczną politykę, w której jedyną stałą jest ciągła zmiana.
Wahania w podejściu prezydenta USA Donalda Trumpa do Ukrainy są tak częste, że stały się czymś powszednim - ocenił w środę portal amerykańskiej stacji.
Problem w tym, że zmiany, jakie obserwujemy dotyczą tylko retoryki. Nie ma żadnych sygnałów, że USA zmienią swoją politykę. Wobec Rosji i wobec Ukrainy.
(Trump) przyznał, że konflikt jest bardziej skomplikowany i wyraźnie jest sfrustrowany Putinem, więc myślę, że być może sukcesem ukraińskiej i europejskiej dyplomacji jest to, że to wyjaśnienie dotarło. Narracja wokół tego, co mówi, uległa zmianie, ale nadal wydaje się, że chodzi mu o dystansowanie się Stanów Zjednoczonych od przewodzenia konfliktowi. Ciągle zrzuca to z powrotem na Europę - mówi dla agencji Reutera Neil Melvin, dyrektor ds. bezpieczeństwa międzynarodowego w RUSI.
I wiele wskazuje na to, że w Europie faktycznie nie ma już naiwnych, sądzących, że oto na pomoc przeciwko Rosji nadjeżdża amerykańska kawaleria. Europejska część NATO jest gotowa na przyjęcie na siebie głównych obowiązków, w związku z zaostrzoną sytuacją na wschodzie. CNN zaznacza zresztą, że we wpisie Trump po raz kolejny odniósł się do NATO jak do "ciała obcego". Napisał też o wojnie, którą obiecał zakończyć, jako o czymś, w czym to ktoś inny potrzebuje powodzenia.
W samej Rosji, media ze spokojem przyjęły nowe deklaracje Trumpa. Czołowe agencje rosyjskie, cytując wypowiedzi przywódcy USA inaczej rozłożyły akcenty niż media na Zachodzie, koncentrując się raczej na słowach prezydenta dotyczących "wielkiej rosyjskiej armii" oraz uznania, że "wojna będzie trwać". Rzecznik Kremla kwitował wtorkowe zamieszanie w sposób raczej anegdotyczny, sugerując, że Trump został zmanipulowany przez Zełenskiego.
Minister spraw zagranicznych Niemiec Johann Wadephul z zadowoleniem przyjął słowa Trumpa, ale stwierdził, że nadszedł czas, aby Europa podjęła działania. "Możemy osiągnąć o wiele więcej; nie wszystkie państwa europejskie spełniły obietnice złożone Ukrainie. Musimy rozważyć, jakie inne opcje finansowe i militarne mamy" - stwierdził w wywiadzie dla niemieckiego radia Deutschlandfunk. Reuters przytacza także opinie dwóch anonimowych europejskich urzędników, którzy przestrzegają, że w swoich najnowszych wypowiedziach Trump sygnalizuje odwrót od Europy, która powinna od teraz przejąć na siebie cały ciężar pomocy Ukrainie.
Wygląda na to, że się żegna, prawda? Ale to może się zmienić jutro. W każdym razie: karty są dla nas jasne. Wiemy, co powinniśmy robić - przekazał Reutersowi jeden z urzędników.
Stany Zjednoczone od dawna są największym sponsorem i dostawcą broni dla Ukrainy, ale odkąd Trump objął urząd, nalega, aby Europa wzięła na siebie znacznie większą część ciężaru własnej obronności. Do pewnego stopnia to już się stało.
Brytyjski ośrodek analityczny RUSI zaznacza jednak, że Europa musi dokonać przeprogramowania swojego systemu bezpieczeństwa i pomocy Ukrainie. Dotychczasowa pomoc Zachodu była zbyt ostrożna i rozproszona, a Europa zbyt mocno polegała na wsparciu USA. W obliczu eskalacji rosyjskich ataków, w tym incydentu z dronami nad Polską, Europa powinna przejąć inicjatywę i stworzyć koalicję państw gotowych do realnej ochrony Ukrainy - nawet bez bezpośredniego udziału Stanów Zjednoczonych.
Kluczowym elementem nowej strategii byłoby - zdaniem RUSI - ustanowienie strefy bezpieczeństwa (no-fly zone) nad centralną i zachodnią Ukrainą oraz rozmieszczenie wielonarodowych sił na granicy z Białorusią. Celem jest nie tylko ochrona ukraińskiego społeczeństwa i infrastruktury, ale także odciążenie ukraińskiej armii, która mogłaby skoncentrować się na działaniach ofensywnych na froncie.
RUSI w swojej kalkulacji umieszcza kilka istotnych zmiennych. Po pierwsze, ostatnie incydenty z naruszeniami strefy NATO przez Rosję wskazują, że zachowanie status quo przez Europę jest nie do utrzymania. Po drugie - zawiązanie działań defensywnych nie zwiększy ryzyka wojny z Rosją bardziej niż obecne działania NATO. Po trzecie - Rosja wielokrotnie groziła "czerwonymi liniami", które nie okazały się realnym zagrożeniem. Strategia "sanktuarium", proponowana przez analityków ma nie tylko zwiększyć szanse Ukrainy na froncie i w ewentualnych negocjacjach pokojowych, ale też zmusić Moskwę do kalkulacji potencjalnego ryzyka konfliktu z europejskim NATO.
CNN przyznaje, że wtorkowe stanowisko Trumpa nie oznacza dla Ukrainy tak naprawdę znaczącej zmiany. Zełenski wie, że potrzebuje cudu w postaci funduszy, personelu i jednoczesnego upadku Rosji, aby odzyskać terytorium" - zaznaczyła stacja. Serwis Politico ocenia, że europejska wiara w Trumpa jest w zaniku. Na szczęście, ale i nieszczęście dla nas, to, co Trump mówi w poniedziałek, nie pokrywa się z tym, co mówił we wtorek - mówi dla portalu jeden z francuskich dyplomatów, a wspomniany wcześniej Neil Melvin kwituje wpisy prezydenta USA następująco - "wystarczy jeden telefon do Putina, żeby nastąpiła zmiana i dlatego uważam, że pierwsze osiem miesięcy zasadniczo podważyło zaufanie Europy do podejścia administracji Trumpa, a to nie przywróci tego zaufania".
Ostatecznie Trump nie powiedział (niemal) niczego, czego byśmy nie wiedzieli: Stany Zjednoczone sprzedają Europie broń, którą Europa może spożytkować zgodnie z aktualnym zapotrzebowaniem albo oddać Ukrainie. To nadal ten sam transakcyjny styl uprawiania polityki, co miesiąc wcześniej. Równocześnie Trump zapowiada, że swoimi spostrzeżeniami na temat Putina "podzieli się za miesiąc", co po raz kolejny kupuje Moskwie dodatkowy czas do listopada bez kolejnych sankcji i gniewu Waszyngtonu.