Policyjni pirotechnicy, którzy badali wrak tupolewa, dostali od prokuratury wojskowej zakaz informowania swoich przełożonych o wynikach wykonanych ekspertyz - dowiedział się nieoficjalnie reporter RMF FM. "Rzeczpospolita" ujawniła, że na poszyciu samolotu oraz w środku wraku specjaliści z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego odkryli ślady trotylu i nitrogliceryny.

REKLAMA

Czytaj więcej na ten temat:
Prokuratura nadal nie potwierdza informacji "Rzeczpospolitej" o śladach materiałów wybuchowych znalezionych przez biegłych na wraku polskiego tupolewa, który rozbił się w Smoleńsku. Źródła naszego dziennikarza w Centralnym Biurze Śledczym twierdzą, że obecni w Smoleńsku pirotechnicy mieli powiedzieć, że nie stwierdzili wybuchu. Na razie wszelkie informacje na ten temat należy traktować jednak z pewną rezerwą. Wątpliwości rozwieje dopiero oficjalne wystąpienie prokuratorów. Naczelna Prokuratura Wojskowa ma zająć stanowisko na konferencji prasowej o godzinie 13:30.

Graś: To bulwersująca informacja

Głos w sprawie szokujących doniesień "Rz" zabierze również dzisiaj premier Donald Tusk. Takie informacje przekazał rzecznik rządu w rozmowie reporterem RMF FM Krzysztofem Zasadą. Paweł Graś zapewnia, że informacje o śladach materiałów wybuchowych na wraku tupolewa są dla niego całkowitym zaskoczeniem. Jest to wstrząsające i bulwersujące, ale czekam spokojnie na interpretację i na oficjalne stanowisko prokuratury. Po tej informacji będzie decyzja, co do dalszych ewentualnych działań. Przypomnę tylko, że możliwe jest również wznowienie komisji pana Jaerzego Millera - powiedział rzecznik rządu. Ta decyzja jednak - jak dodał Graś - całkowicie zależy od wyjaśnień śledczych.

Szokujące informacje "Rzeczpospolitej"

"Rzeczpospolita" opublikowała dziś szokujące doniesienia, że polscy biegli, którzy badali wrak polskiego tupolewa w Smoleńsku, odkryli na nim ślady materiałów wybuchowych. Informację o tym, że prokuratura od kilkunastu dni zna wyniki ekspertyz, gazeta potwierdziła w rozmowie z prokuratorem generalnym Andrzejem Seremetem.

Polscy prokuratorzy mieli wątpliwości co do rosyjskiej ekspertyzy pirotechnicznej. Dostarczona przez Rosjan analiza nie spełniała wymogów proceduralnych. Nasi biegli odmówili podpisania ostatecznej opinii o przyczynach zgonu bez dokładnego przebadania wraku. Domagali się ponownego wyjazdu do Smoleńska. Twierdzili, że polscy eksperci, którzy prowadzili wcześniejsze badanie, mieli do dyspozycji zbyt małą liczbę próbek, by wykluczyć obecność materiałów wybuchowych.

Do Smoleńska wraz z prokuratorami pojechali biegli pirotechnicy z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego oraz Centralnego Biura Śledczego, z nowoczesnym sprzętem. Już pierwsze próbki, zarówno z wnętrza samolotu, jak i poszycia skrzydła maszyny, dały wynik pozytywny.

Trotyl na fotelach i poszyciu maszyny

"Już pierwsze próbki, zarówno z wnętrza samolotu, jak i poszycia skrzydła maszyny, dały wynik pozytywny. Urządzenia wykazały m.in., że aż na 30 fotelach lotniczych znajdują się ślady trotylu oraz nitrogliceryny. Substancje te znaleziono również na śródpłaciu samolotu, w miejscu łączenia kadłuba ze skrzydłem. Było ich tyle, że jedno z urządzeń wyczerpało skalę. Podobne wyniki dało badanie miejsca katastrofy, gdzie odkryto wielkogabarytowe szczątki rozbitego samolotu. Ślady materiałów wybuchowych nosiły również nowo znalezione elementy samolotu, ujawnione podczas tej właśnie wyprawy do Smoleńska" - czytamy w "Rzeczpospolitej".

Jak pisze dziennik - prokurator generalny osobiście przekazał informacje premierowi Donaldowi Tuskowi o tym odkryciu, całkowicie podważającym oficjalne ustalenia. Od powrotu ze Smoleńska trwają intensywne konsultacje w celu podjęcia dalszych działań. Rzecznik rządu Paweł Graś poinformował jednak dzisiaj, że nie ma wiedzy, czy Andrzej Seremet poinformował szefa rządu o wynikach ekspertyz biegłych.

Do tej pory biegli pracujący dla prokuratury nie stwierdzili obecności we wraku materiałów wybuchowych. Powoływali się przy tym na ekspertyzy rosyjskich specjalistów.

Ślady materiałów wybuchowych pochodzą z niewypałów?

Jak czytamy w "Rz", eksperci wciąż biorą pod uwagę hipotezy, według których osad z materiałów wybuchowych mógłby pochodzić z niewybuchów z okresu II wojny światowej. Wówczas w rejonie Smoleńska toczyły się bardzo ciężkie walki. W czasie drugiej wojny światowej z lotniska Siewiernyj w Smoleńsku korzystało lotnictwo radzieckie, a także Luftwaffe. Jak mówi w rozmowie z korespondentem RMF FM Przemysławem Marcem, Siergiej Amielin, dziennikarz i naukowiec ze Smoleńska zajmujący się katastrofą, w miejscu, gdzie rozbił się tupolew, były przed wojną składy amunicji i poligon artyleryjski.

Możliwe więc, że z tym związana jest obecność trotylu na wraku polskiego tupolewa. Należy jednak pamiętać, że rosyjski Międzypaństwowy Komitet Lotniczy i rosyjscy eksperci wykluczyli jakąkolwiek obecność materiałów wybuchowych na szczątkach samolotu i nie wspominali nic o trotylu z czasów wojny.