Prokuratura Okręgowa w Warszawie przejmuje od rejonowej śledztwo w sprawie śmierci technika pokładowego Jaka-40 - dowiedział się reporter RMF FM. Według wstępnych ustaleń śledczych, Remigiusz M. popełnił samobójstwo w swoim domu w Piasecznie. W południe rozpoczęła się sekcja zwłok.

REKLAMA

Postępowanie będą prowadzili prokuratorzy okręgowi, bo Remigiusz M. był świadkiem w śledztwie dotyczącym katastrofy smoleńskiej. Jak tłumaczy prokuratura, śledczy chcą uniknąć ewentualnych zarzutów, że tą śmiercią zajmowali się prokuratorzy zbyt niskiego szczebla.

Wszystko wskazuje na to, że mężczyzna popełnił samobójstwo. Postępowanie ma wyjaśnić, czy ktoś nakłaniał wojskowego do targnięcia się na życie. W południe rozpoczęła się sekcja zwłok Remigiusza M. Wraz z sekcją zlecono badania toksykologiczne i histopatologiczne. Chodzi o ustalenie, czy w chwili śmierci chorąży był pod wpływem alkoholu lub narkotyków.

Trwają przesłuchania świadków. Do tej pory zeznania złożyła żona i sąsiedzi wojskowego.

Rosyjskie media o śmierci technika

Kluczowy świadek katastrofy samolotu Lecha Kaczyńskiego znaleziony martwy - informuje radio Echo Moskwy. To nie była przypadkowa śmierć, to śmierć w niejasnych okolicznościach - pisze "Rossijskaja Służba Novostiej". W podobnym tonie informacje o prawdopodobnym samobójstwie mężczyzny przedstawiają "Nowyje Izwiestia", agencja ITAR-TASS, telewizja NTW, które dodają, że chorąży M. twierdził, iż polskie samoloty 10 kwietnia dostały od Rosjan zgodę na zejście do wysokości 50 metrów. W Rosji praktycznie wszystkie media poruszają sprawę śmierci technika pokładowego samolotu Jak-40, który 10 kwietnia lądował na lotnisku Siewiernyj godzinę przed katastrofą prezydenckiego tupolewa.

Nie żyje technik pokładowy z Jaka-40

Członek załogi Jaka-40, który kwestionował wyniki polskich i rosyjskich badań tragedii z 10 kwietnia, najprawdopodobniej popełnił samobójstwo. Mężczyzna zginął w nocy z soboty na niedzielę w swoim domu w Piasecznie. Ciało odnalazła jego żona. Policjanci z komendy stołecznej wstępnie ustalili, że było to samobójstwo i wykluczyli udział osób trzecich.

Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Dariusz Ślepokura powiedział naszemu reporterowi, że na ciele wojskowego była tylko jedna rana na szyi. Mężczyzna prawdopodobnie się powiesił. Nie zostawił listu pożegnalnego.

Oskarżał kontrolerów lotu o złamanie procedur

Kilka miesięcy po katastrofie mężczyzna publicznie twierdził, że kontrolerzy ze Smoleńska złamali przepisy. Rosjanie mieli wydać załogom jaka, tupolewa i rosyjskiego iła komendy schodzenia nie na 100, ale na niedopuszczalną na smoleńskim lotnisku wysokość 50 metrów. Mężczyzna mówił też o tym, że przed katastrofą tupolewa słyszał dwa wybuchy. Nie umiał jednak powiedzieć, jaka była ich przyczyna.

Prokuratorzy zajmujący się badaniem katastrofy smoleńskiej już w 2010 roku zabezpieczyli nagrania z magnetofonu pokładowego jaka, które rzekomo mają zawierać zapis sprzecznych z przepisami komend. Do tej pory nie przedstawili jednak żadnych wyników badań tych taśm.

Gdyby okazało się, że Rosjanie rzeczywiście wydawali komendy mówiące nie o 100, ale o 50 metrach, rzuciłoby to nowe światło na badanie przyczyn katastrofy. Co więcej, świadczyłoby to również o tym, że stenogramy rozmów załogi tupolewa z wieżą kontroli lotów zawierają błąd. Zdanie wypowiadane przez kontrolera brzmi w nich bowiem: "A, polski sto jeden, i od stu metrów być przygotowanym do odejścia na drugi krąg."