Ostatni dzwonek na złożenie wniosku o dobrowolne wywłaszczenie z terenów powodziowych. Wody Polskie chcą wykupić najbardziej zagrożone nieruchomości. Czas na decyzję mija w środę.
Dla wielu poszkodowanych w ubiegłorocznej powodzi to najtrudniejsza decyzja w życiu. Domy położone bezpośrednio przy Białej Lądeckiej, Morawce czy Nysie Kłodzkiej to często stare, wielkopokoleniowe domy z historią.
To jest najwspanialsze miejsce pod słońcem, uwielbiam ten dom, zbudował go jeszcze mój dziadek. Chciałabym bardzo żyć tu dalej, ale nie czuję się już tu bezpiecznie, woda w każdej chwili może się znów wedrzeć, a ja kolejnej powodzi nie przeżyję. Jeśli dostanę konkretną wycenę, rekompensatę, to jestem gotowa się przenieść, choć bardzo tego nie chcę - powiedziała RMF FM pani Małgorzata z Lądka-Zdroju, która mieszka przy jednej z najbardziej poszkodowanych ulic: Langiewicza.
Nurt rzeki, która wylała z koryta, był tak wielki, że burzył ściany, niszczył drogi i mosty. Powódź dotarła tu już kolejny raz. Wody Polskie potwierdzają, że właśnie dla takich osób przewidziany jest program wywłaszczeń.
Spółka ma na wypłaty 30 mln złotych, ale jeśli potrzeby będą większe - co wydaje się już niemal pewne - to pula pieniędzy może wzrosnąć do 80 mln złotych. Obiecał to w Kłodzku prezes Wód Polskich Mateusz Balcerowicz.
Chcielibyśmy przenieść wszystkich, którzy złożyli wniosek i spełniają warunki - dodał w poniedziałek w rozmowie z RMF FM rzecznik instytucji Filip Szatanik.
Na razie tę trudną decyzję podjęło 200 rodzin.
Budowałem dom własnymi rękoma, chce mi się płakać, jak myślę, że zostanie zrównany z ziemią, ale nie mam wyjścia, bezpieczeństwo mojej rodziny jest ważniejsze - mówi pan Piotr ze Stronia Śląskiego.
O wywłaszczenie starają się też m.in. mieszkańcy ulicy Chełmońskiego w Kłodzku. Ulica ma zamienić się w trasę spacerową z parkingami. Nie wiadomo jeszcze jaki los spotka kolejne opuszczone nieruchomości. Na razie urzędnicy przeanalizowali i wstępnie zaakceptowali 112 wniosków. Zanim wszystkie podania zostaną rozpatrzone, może jednak minąć nawet kilka miesięcy. Każdą nieruchomość trzeba indywidualnie wycenić.
Chcemy to zrobić jak najszybciej się da, ale musimy być dokładni i trzymać się wszystkich procedur - wyjaśnia Filip Szatanik.
Poszkodowanym się spieszy z jednego względu - do czasu otrzymania odpowiedzi nie wiedzą, czy inwestować w zniszczoną nieruchomość kolejne pieniądze, czy wstrzymać się i oszczędzać na nowy dom.