Znana jest tożsamość pięciu osób, które straciły życie w trakcie środowych zamieszek na Kapitolu. W budynku parlamentu została śmiertelnie postrzelona kobieta, od ran zmarł policjant. Przed gmachem zmarły kolejne trzy osoby, jedna z nich została stratowana przez tłum. Według AP kapitolińska straż dwukrotnie odrzuciła oferty pomocy podczas tłumienia protestu.

REKLAMA

Śmiertelnie postrzelona 35-letnia Ashli Babbitt pochodziła z Kalifornii. Przez 14 lat służyła w amerykańskiej armii - w siłach powietrznych.

Ashli była lojalna i pełna pasji, jeśli chodzi o to, w co wierzy. Kochała ten kraj i czuła się dumna, że służyła w wojsku - twierdzi jej szwagier Justin Jackson. Kobieta zaangażowana była w głoszący teorie spiskowe ruch QAnon.

Mąż Babbitt nie poleciał z nią do Waszyngtonu. W piątek planował odebrać swoją małżonkę z lotniska w Kalifornii.

Funkcjonariusz policji Kapitolu, który zastrzelił kobietę, zostanie skierowany na przymusowy urlop, jego uprawnienia policyjne zawieszono do czasu zakończenia dochodzenia.

W czwartek wieczorem w szpitalu zmarł oficer, który odniósł poważne obrażenia w starciach w parlamencie. Do straży Kongresu mężczyzna dołączył w 2008 roku, wcześniej służył w armii.

Udział w protestach zakończył się tragicznie także dla 34-letniej Rosanne Boyland z Georgii, która została stratowana przez tłum.

Z kolei na atak serca w trakcie zamieszek zmarł 55-letni Kevin Greeson z Alabamy. Wszyscy tak bardzo go kochaliśmy. Zrobił ze mnie mężczyznę, którym dziś jestem - napisał w mediach społecznościowych jego syn Kyler Greeson.

Chodziliśmy na pokazy samochodów (...). Razem z nim i moim bratem jeździliśmy na motocyklach i świetnie się bawiliśmy. Był wspaniałym człowiekiem. Tak bardzo go nam brakuje. Proszę, miejcie naszą rodzinę w swych myślach i modlitwach - dodał.

W trakcie szturmu na Kapitol zmarł także 50-letni Benjamin Philips z Pensylwanii, który rozmawiając przez telefon ze swoją żoną, dostał wylewu. Mężczyzna był informatykiem i zagorzałym sympatykiem Donalda Trumpa.

Podczas szturmu na gmach Kongresu zwolenników Trumpa i ich bójek z policją rannych zostało ponad 50 funkcjonariuszy.

AP: kapitolińska straż dwukrotnie odrzuciła oferty pomocy

W związku ze środowymi wydarzeniami w Kongresie szef policji Kapitolu Steven Sund złoży rezygnację 16 stycznia. Oświadczył, że policja przygotowana była na pokojową demonstrację zwolenników prezydenta i nie spodziewała się tak brutalnego ataku. Dodał, że w czasie swojej 30-letniej służby policyjnej nie doświadczył czegoś tak wstrząsającego.

/ JIM LO SCALZO / PAP/EPA
/ JIM LO SCALZO / PAP/EPA
/ JIM LO SCALZO / PAP/EPA
/ JIM LO SCALZO / PAP/EPA
/ JIM LO SCALZO / PAP/EPA
/ JIM LO SCALZO / PAP/EPA
/ JIM LO SCALZO / PAP/EPA
/ JIM LO SCALZO / PAP/EPA
/ JIM LO SCALZO / PAP/EPA
/ JIM LO SCALZO / PAP/EPA

Podczas zamieszek na Kapitolu funkcjonariusze sił federalnych, odpowiedzialni za ochronę Kongresu, dopuścili do tego, że zwolennicy kończącego urzędowanie prezydenta Donalda Trumpa wtargnęli na Kapitol, przez co parlamentarzyści musieli salwować się ucieczką.

Przedstawiciele straży Kapitolu anonimowo przyznają, że było ich zbyt mało, by odeprzeć tłum. Narzekają także na brak koordynacji działań. Sund utrzymywał, że napór protestujących był przytłaczający, a podległe mu oddziały były brutalnie atakowane.

Jak informuje Associated Press, trzy dni przed protestami Pentagon zapytał straż Kapitolu, czy potrzebuje wsparcia Gwardii Narodowej. Gdy tłum wtargnął do budynku, resort obrony zaoferował agentów FBI. Straż według doniesień AP dwukrotnie odrzuciła oferty pomocy.