"Jest potrzebne paliwo, żywność, woda, jest problem z komunikacją" - mówi w Radiu RMF24 Miłosz Wieczorek, mieszkający w Mersin, 300 kilometrów od epicentrum wstrząsów. Autor portalu informacyjnego Wieczorek Orientalny był gościem Tomasza Terlikowskiego. Wraz z grupą znajomych - czwórką Polaków - jest w drodze do miejsc zniszczonych przez trzęsienie. "Mamy nadzieje, że uda nam się dotrzeć z pomocą" - podkreśla.

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Polak o akcji ratunkowej w Turcji: Każda godzina to jest walka

Tomasz Terlikowski: Panie Miłoszu, wiem, że opuścił pan dziś Mersin i pojechał w stronę miast, które mocno ucierpiały. Gdzie pan teraz dokładnie jest?

Miłosz Wieczorek: Właśnie wyjeżdżamy z Mersin. Musieliśmy przygotować wszystko, zdobyć jedzenie, paliwo, co też nie było łatwe, bo okazuje się, że na stacjach benzynowych jest zabronione wydawanie dodatkowego paliwa. Na wschodzie Turcji jest zakaz i nie wolno nalewać go do kanistrów, ale udało nam się przekonać, że jedziemy z pomocą.

Jednym słowem rozumiem, że można tylko napełnić bak, natomiast nie da się już wziąć ze sobą zapasu, a tam na miejscu nie ma ropy, nie ma benzyny?

Nie ma. Podobno wysyłali cysterny z benzyną dlatego, że ludzie po prostu nie są w stanie opuścić miast. Samochody stoją z pustymi bakami, mieszkańcy nie mają jak opuścić tych miejsc, dlatego każdy kto może jedzie i stara się pomóc. Słyszeliśmy też o wielu znajomych, którzy uciekli z tego miasta, a mimo to wracają, żeby pomagać innym.

Jak tam wygląda sytuacja? Teraz już wiecie coraz więcej, co dzieje się na miejscu, w epicentrum wstrząsów.

Tak naprawdę cały czas trwa wykopywanie, cały czas trwają walki. Niestety wstrząsy wtórne też pojawiają się i będą się pojawiać jeszcze przez najbliższe kilka tygodni, jak nie miesięcy, dlatego czasem te gruzowiska osuwają się coraz bardziej. To jest walka z czasem, walka z pogodą, z tym, co dzieje się cały czas na miejscu. Na szczęście jest coraz więcej ekip ratowniczych, nie tylko z Turcji. Dzisiaj rano z Izmiru wyleciało kilka tysięcy osób do pomocy. Cały czas widzimy, że również wojskowi przylatują, ale ekipy z Polski też już są w Turcji, są ekipy z Japonii, Grecy również wysyłają swoją ekipę ratunkową.

Jaka jest w tej chwili pogoda tam na miejscu? Wiemy z innych rozmów, że pogoda jest w pewnym sensie kluczowa. Jeśli jest w miarę ciepło, to pod gruzami można przetrwać nawet powyżej 72 godzin. Jeśli nie, ten czas drastycznie się skraca.

Tak, oczywiście, że się wtedy kurczy. Tam jest cały czas zimno. Nie wiem, jak jest w tej chwili, ale pogoda raczej będzie się psuła. U nas też już teraz pojawił się deszcz, nadchodzą burze. To jest taki okres w ciągu roku, kiedy ta pogoda jest najbardziej zmienna, najbardziej kapryśna, dlatego faktycznie każda godzina to jest walka, zwłaszcza, że oni praktycznie są w samych piżamach. Staramy się przywieźć im ubrania, bo na przykład nasi znajomi też wyszli z domu, nie wiedząc, czy w ogóle mogą do niego wrócić, tak jak stali. No niestety, tak to wygląda w tej sytuacji.

Mówił pan o znajomych, na pewno jesteście w kontakcie. Co im wieziecie? Jakie to są transporty, co w tej chwili tam jest najbardziej potrzebne?

W tej chwili najbardziej potrzebne jest paliwo. Ludzie mają samochody, ale nie mają jak nimi wyjechać. Jest potrzebna żywność. Mówią, żeby przewieźć wodę, bo tego brakuje, brakuje jedzenia, brakuje ubrań, powerbanków, brakuje im prądu. Jest ogromny problem z komunikacją, bo internet ledwo tam działa. Jeżeli chodzi o dzwonienie, to też jest bardzo utrudnione, więc kontakt z ludźmi tam na miejscu jest ciężki. Nie tylko w Maras, ale także w Hatay, Gaziantep, Osmaniye - te miasta naprawdę mocno ucierpiały.

W takim razie oni nie mogą w tej chwili uciekać, bo są zablokowani po pierwsze przez brak dróg, a po drugie brak paliwa?

Tak. Drogi oczywiście też. Chodzi o mosty, m.in. dwa główne mosty do Maras w zasadzie całkowicie się zawaliły. Mnóstwo autostrad, tuneli, mostów, które prowadzą do tych miast, przestało istnieć. Zobaczymy, czy się uda dotrzeć do miasta okrężną drogą. Były też informacje o tym, że właśnie m.in. Maras i Hatay albo Gaziantep zostały zupełnie zamknięte dla wjazdu samochodów, jednak mam informacje, że dzisiaj udało się tam dotrzeć komuś, kto wyjechał rano. Udało się dojechać do samego Maras.

Gdzie trafiają osoby z różnych miejsc, ale przede wszystkim z epicentrum, które zostały bez dachu nad głową, które nie mają się gdzie podziać?

Miasto i rząd zapewnił im nocleg, choć ciężko nazwać to dobrym noclegiem. Śpią w namiotach rozstawionych w bezpiecznych punktach, bezpiecznych placach. Tam te osoby są zwożone. Nie mają prawa powrócić do budynków, zwłaszcza że większość z nich jest uszkodzona. Wszyscy rządzący, burmistrzowie, gubernatorzy mówią, żeby do nich nie wchodzić nawet po swoje rzeczy.

Będą tam czekać przynajmniej tych kilka najbliższych nocy, kiedy skończą się albo przynajmniej ograniczą wstrząsy wtórne. Wiadomo, co będzie potem?

Do budynków będą wysłane inspekcje, żeby zobaczyć, czy one w ogóle do czegokolwiek się nadają, bo część z nich może wyglądać na nienaruszoną, ale przez cały wczorajszy dzień widzieliśmy, że budynki wyglądające dobrze, zawalały się w ciągu kilku sekund, bo przychodziły wstrząsy wtórne.

Widać mobilizację wśród Turków i masową pomoc poszkodowanym. Mówił pan o tym, że wielu znajomych jedzie w tamtym kierunku, próbuje dotrzeć do znajomych, do przyjaciół. Próbuje dowieźć pomoc dla innych.

Albo próbują jechać, albo przynajmniej starają się na odległość. Jeżeli są za daleko to szukają kogoś, kto będzie tam jechał. Akurat teraz w czwórkę Polaków zdecydowaliśmy, że jedziemy pomóc, jesteśmy tu na miejscu, chcemy pomóc. Po drodze dołączą do nas Turcy i zobaczymy, jak to będzie wyglądało w trakcie, czy uda się w ogóle dotrzeć do samego miasta.

Macie benzynę dla siebie, a co tam wieziecie ? Jaką pomoc wieziecie?

Mamy ze sobą kanistry z benzyną, mamy żywność, chleb, wodę, ubrania. Mam nadzieję, że uda się dotrzeć i dostarczyć to wszystko, tak, żeby i oni mogli z tego miasta uciec. Każdy, kto przebywa w tym rejonie, powinien go opuścić. Mówi się w wiadomościach, że teraz najbardziej niebezpieczne będą rejony Hatay i Adana, zupełnie to zaniedbały i tutaj nie było żadnych działań wzmacniających.

Opracowanie: Emilia Witkowska