Piotr Lisek przyznał, że faworyt i rekordzista świata Szwed Armand Duplantis wydaje się poza konkurencją przed finałem skoku o tyczce w igrzyskach w Tokio. "Jest w piekielnej formie. Bijemy się o drugie-trzecie miejsce" - zaznaczył Polak po sobotnich eliminacjach.

REKLAMA

Wysokością kwalifikacyjną miało być 5,80, jednak okazało się, że nie było potrzeby tyle skoczyć. Wielu tyczkarzy męczyło się na Stadionie Olimpijskim w stolicy Japonii. Lisek wysokość 5,65 pokonał za trzecim razem, ocierając się o poprzeczkę. Podobnie było na 5,75, gdy również zaliczył wysokość przy trzecim podejściu.

To był szalenie trudny start. Dziś zdecydowanie wygrała zimna głowa i to, że nie dałem się presji, którą sam na siebie nakładam i wy ją na mnie nakładacie. Skakanie trzeciej próby nie jest łatwe. Jak raz w konkursie uda się coś skoczyć w trzecie próbie, to na następnej wysokości jesteś naprawdę rozwalony psychicznie. W slangu tyczkarzy mówimy, że skoczyć w tej próbie to jest 50:50, czyli kompletne szczęście. Nie wiem, czy dziś szczęście miałem, ale na te trzy próby musiałem się naprawdę skupić maksymalnie - relacjonował w rozmowie z dziennikarzami trzykrotny medalista mistrzostw świata.

Przyznał, że sobotnie kwalifikacje nie były porywające, ale też zaznaczył, że co innego było priorytetem.

Tu nie ma być pięknych skoków i finezji, tu walczymy po prostu o to, by znaleźć się w finale. Te eliminacje były dla wszystkich trudne, bez wyjątku. Nawet dla Renauda Lavillenie, nawet "Mondo" (Duplantis - przyp. RMF FM) się potknął. Młodzi zawodnicy, którzy przyjechali pierwszy raz na igrzyska, nie mają tu lekko. Wygrywa też doświadczenie. Mam nadzieję, że podczas finału nie będziecie musieli pić kawy, bo emocji będzie tak dużo - zaznaczył z uśmiechem Polak, zwracając się do przedstawicieli mediów.

Kwalifikacje odbywały się w porannej sesji czasu lokalnego, finał zaplanowano na wtorkowy wieczór.

To lepiej. Nawet nie chodzi tu o warunki pogodowe. Pora dnia też ma jakieś tam minimalne znaczenie. Ja akurat nie zwracam zbytnio na to uwagi i staram się po prostu robić swoje. Ale poranna pora nie pomaga - stwierdził Lisek.

Z powodu koronawirusa nie wystąpił w eliminacjach jeden z kandydatów do medalu, dwukrotny mistrz świata Amerykanin Sam Kendricks.

Rozmawialiśmy z nim. Strasznie dziwne i trudne są te igrzyska, ten Covid-19. Nie wiemy wszyscy, jak się zachować. Przestrzegamy środków ostrożności. To troszeczkę niesprawiedliwe, że Sama zabrakło mimo tylu testów. Nie wiem, co powiedzieć. Według mnie powinno to być troszeczkę inaczej rozwiązane, ale też sam do końca nie wiem jak. To nie moja broszka. Mam nadzieję, że mi pozytywny test nie wyjdzie na finał - zaznaczył prawie 29-letni zawodnik.

Zapytany o szanse reszty stawki wobec obecnej dyspozycji Duplantisa przyznał, że nie ma ona zbytnio szans zagrozić Szwedowi.

Myślę, że "Mondo" jest poza konkurencją. Jest w piekielnej formie i widać przy każdym skoku, że przewyższenie jest bardzo duże. Nie tak jak u Liska, który oblizywał dziś poprzeczkę. Myślę więc, że bijemy się o drugie-trzecie miejsce. Mam tu na myśli 14-osobową grupę. Ale to jest sport i wszystko się może zdarzyć - zastrzegł Lisek.