Nie ma innego sportu drużynowego, w którym reprezentacja Polski walczyłaby o trzecie z rzędu mistrzostwo świata! Biało-Czerwoni siatkarze przystąpią dziś do obrony tytułu zdobytego osiem lat temu w Polsce! Nie pomoże nam kontuzjowany Wilfredo Leon, a na samej drużynie ciąży ogromna presja po nieudanych igrzyskach olimpijskich. Czy zespół pod wodzą Nikoli Grbicia udowodni, że jest najlepszy na świecie?

REKLAMA

Czy stać nas na obronę tytułu?

Będzie niezwykle trudno, ale stać nas na kolejne mistrzostwo - mniej więcej tak odpowiadają siatkarscy eksperci, których od kilku miesięcy (przy różnych okazjach) pytam o sierpniowo-wrześniowe mistrzostwa świata.

To jest niesłychane! Jak to brzmi! My naprawdę możemy zapisać kolejne karty w historii siatkówki. Jeśli zawodnicy to zrobią, będzie to wyczyn historyczny. Mamy grupę ludzi, która składa się z doświadczenia i młodości. To wszystko jest zintegrowane. W kadrze są ludzie, którzy mają już złote krążki na szyi oraz ludzie, którzy bardzo chcą takie medale mieć - mówi Piotr Gacek, wicemistrz świata z 2006 roku. Dziś wiceprezes zarządu Projektu Warszawa.

Przetarciem przed tą imprezą była Liga Narodów, w której zajęliśmy trzecie miejsce. Uważny obserwator gry naszych siatkarzy mógł wyciągnąć kilka wniosków. W oczy rzucało się jednak to, że zespół - mimo predyspozycji czysto siatkarskich - w pewnych momentach niedomagał w strefie mentalnej.

Próby wypracowania mentalu na odpowiednim poziomie były podejmowane już w poprzednim sezonie za kadencji Vitala Heynena, kiedy nie powiodło się Polakom na igrzyskach olimpijskich. O jednej z przyczyn tej porażki pięknie mówił Bartosz Kurek w rozmowie z dawnym kolegą z boiska, dziś dziennikarzem Onetu - Łukaszem Kadziewiczem. Kurek wspominał o braku "wspólnego cierpienia" na boisku. Rzeczywiście Polakom przed igrzyskami szło po prostu za dobrze. Trudno było nauczyć się postępowania i gry w trudnych momentach, kiedy to przeciwnik jest w gazie.

W tym roku trochę takich momentów było. Pojawiło się właśnie to potrzebne cierpienie, które dało naszym siatkarzom naukę i receptę na to, jak wychodzić z trudnych momentów. Drużynowy mental wreszcie zaistniał. Przypomina mi się moja rozmowa z Bartoszem Kurkiem przed meczem ze Słowenią w Gdańsku. A Słowenia to rywal, który wyjątkowo nam nie leży. Przyznałem naszemu kapitanowi przed tym meczem, że drży mi serce. Bartek bez wahania odparł: "dobrze, że to nie ty wychodzisz na boisko". Następnego dnia po wygranym meczu ze Słowenią podszedł do mnie, klepnął w klatkę i zapytał z uśmiechem: "no i jak tam twoje serce?"

Jak trwoga to do Leona

Wielkim nieobecnym podczas tych mistrzostw będzie Wilfredo Leon. Polski przyjmujący rehabilituje się po operacji kolana. Jeden z najlepszych siatkarzy świata miał być lekiem na ewentualną niemoc Polaków w ataku. Kubańczyk z polskim paszportem długo wchodził do reprezentacji, zanim rozwinął skrzydła. Jednak w pewnym momencie w grze reprezentacji ujawnił się niepokojący trend. Kiedy coś nie szło, rozgrywający posyłał piłkę do Leona. Kilka lat temu, gdy był problem, rozgrywano do niesamowitego atakującego Mariusza Wlazłego.

W przypadku Leona okazało się to kłopotliwe dla naszej reprezentacji. To na nim spoczął ciężar zdobywania punktów, przez co nasza gra stała się bardzo czytelna dla przeciwników. Zabrakło wielu wariantów w ataku, a polska drużyna straciła finezję na siatce.

Wygląda jednak na to, że nie ma tego złego. Pod nieobecność Leona nastąpiła spora dywersyfikacja wariantów ataku. Marcin Janusz doskonale obsługuje Bartosza Kurka, w grze są środkowi, a skrzydłowych po lewej stronie mamy do wyboru, do koloru. Wszyscy zdobywają punkty, a przeciwnikom bardzo trudno antycypować.

Nie możemy myśleć, że jeśli brakuje Leona, to gra nam się posypie. Trzeba szukać pozytywów. Siatkówka to sport drużynowy. Wilfredo jest najlepszym siatkarzem na świecie, ale jeśli jest w pełni zdrowia. Skoro nie ma w kadrze kontuzjowanego Leona, to ktoś inny dostaje szansę. Ktoś, kto nie jest wcale gorszy i będzie chciał udowodnić, że stać go na grę na wysokim poziomie - zauważa Piotr Gacek.

Sam Leon - według oficjalnych informacji - pogodził się z tym, że zabraknie go na mistrzostwach. Choć po decyzji trenera, zamieścił na Instagramie wideo, na którym oglądamy jego popisy sprawnościowe i powrót do ćwiczeń fizycznych po kontuzji.

Mistrzowie na emeryturze

Część zawodników, którzy formalnie wciąż są mistrzami świata, zakończyła już reprezentacyjną karierę. Jednym z nich jest środkowy Projektu Warszawa, aktualny mistrz świata - Piotr Nowakowski. On obejrzy mecze w telewizji, o ile - jak sam zastrzega - nie będzie miał wtedy treningu.

Na pewno będzie to mieszanka uczuć. Troszkę smutku, że mnie tam nie ma; będzie troszkę zazdrości, że koledzy mogą występować przed taką publicznością. Będzie to miks, acz mam nadzieję, że bez łezki w oku - zdradza Nowakowski.

W tym roku w kadrze zabrakło miejsca dla dotychczas pierwszego rozgrywającego reprezentacji Fabiana Drzyzgi. Aktualny mistrz świata nie znalazł się w kadrze, o czym zdecydował trener Nikola Grbić. Jego miejsce zajął niedoświadczony jeszcze w reprezentacji siatkarz, choć mający już spore osiągniecia klubowe Marcin Janusz. On w minionym sezonie klubowym wygrał z Grupą Azoty Zaksą Kędzierzyn-Koźle siatkarską Ligę Mistrzów.

Zabraknie również Michała Kubiaka - ducha tej drużyny, kapitana reprezentacji i bezapelacyjnie jej lidera. O rezygnacji z gry w kadrze Kubiak poinformował w mediach społecznościowych. "Mój czas w biało-czerwonych barwach dobiegł końca" - napisał. Kubiak od dłuższego czasu zmagał się z przewlekłą kontuzją i w jego przypadku, choć serce bardzo chciało, to już ciało nie pozwalało na grę na najwyższym, oczekiwanym przez samego zawodnika, poziomie.

Nowa formuła mistrzostw

Tegoroczne mistrzostwa pierwotnie miały odbywać się w Rosji. FIVB odebrała organizację imprezy krajowi, który napadł zbrojnie na Ukrainę. Na zastępcę pierwotnego gospodarza szybko wybrano Polskę i Słowenię. Tegoroczny czempionat zostanie rozegrany według zmienionej formuły. Siatkarskie mistrzostwa będą nieco przypominać piłkarski mundial.

24 uczestników imprezy zostało podzielonych na sześć grup; po cztery zespoły w każdej. Do 1/8-mej finału awansują reprezentacji z pierwszych i drugich miejsc w swoich grupach oraz cztery ekipy z trzecich miejsc z najlepszym bilansem.

O miejscach w grupach zdecydują kolejno: liczba wygranych spotkań, liczba zdobytych punktów, stosunek setów, stosunek małych punktów.

Następnie rozpocznie się faza pucharowa. Pary 1/8 finału zostaną ustalone według następującej zasady. Zostanie stworzone zestawienie wszystkich szesnastu zespołów, które wyszły z grup. Najlepszy zagra z najsłabszym, drugi z przedostatnim i tak dalej. Tu jedna uwaga: jeśli gospodarze (Polska i Słowenia) wyjdą z grupy, zostaną rozstawione z numerami 1 i 2.

Od 1/8 obowiązuje prosta zasada: przegrany odpada. Dopiero w półfinałach zwycięzcy awansują do półfinału, a przegrani zagrają o trzecie miejsce.

Ta formuła oznacza, że faktycznie grania będzie nieco mniej. Będą też przerwy między meczami; zespoły nie będą rozgrywać kolejnych spotkań z dnia na dzień.

Jest to nieco inna formuła, ale jeżeli dobrze zagramy w grupie, to będziemy rozstawieni. Z wyższym numerem trafiamy na słabszych przeciwników. To ma swoje zalety. Będą też dość długie przerwy. Zwykle mecze były skumulowane i tych przerw było naprawdę mało - mówi środkowy Projektu Warszawa Piotr Nowakowski.

Pierwszy mecz Polacy rozegrają dziś. Rywalem będzie reprezentacja Bułgarii. Początek meczu o 19:45.