Kreml nie chce spieszyć się z formalną aneksją okupowanych terenów Ukrainy, gdzie kilka dni temu zakończyły się pseudoreferenda. Moskwa chce zostawić sobie furtkę do ewentualnych rozmów pokojowych. Ale jest jeszcze jeden powód…

REKLAMA

W dniach 23-27 września na okupowanych terenach Ukrainy odbyły się pseudoreferenda w sprawie przyłączenia tych obwodów. Plebiscyty były mocno krytykowane, między innymi dlatego, że z regionów uciekło sporo ludzi ze względu na działania wojenne. Część głosów oddawano przez rzekomych uchodźców w Rosji. W jednym z obwodów do mieszkań przychodzili przedstawiciele komisji wyborczej w towarzystwie uzbrojonych policjantów.

Według prorosyjskich administracji wyniki pseudoreferendów są następujące:

  • w tzw. Ługańskiej Republice Ludowej za przyłączeniem regionu do Rosji głosowało 98,42 proc. (przy frekwencji 92,6 proc.);
  • w tzw. Donieckiej Republice Ludowej za przyłączeniem regionu do Rosji głosowało 99,92 proc. (przy frekwencji 97,51 proc.);
  • w częściowo okupowanych obwodzie zaporoskim za utworzeniem osobnego państwa i przyłączeniem go do Rosji głosowało 93,11 proc. (przy frekwencji 85,4 proc.);
  • w okupowanych obwodzie chersońskim za utworzeniem osobnego państwa i przyłączeniem go do Rosji głosowało 87,05 proc. (przy frekwencji 76,86 proc.).

Teraz zgodnie z procedurami Rosja musi najpierw uznać obwody chersoński i zaporoski za niepodległe państwa. Władimir Putin i przywódcy "niepodległych" krajów muszą podpisać porozumienie, a ustawy musi następnie zbadać Sąd Konstytucyjny. Po tym zostaje już tylko zatwierdzenie wszystkiego przez parlament i podpisanie dokumentów przez prezydenta.

Aneksja opóźniona? Kreml obawia się reakcji Rosjan

Jak informowały rosyjskie media, procedury mogą zostać zakończone 30 września i wtedy też Władimir Putin miał ogłosić to w Zgromadzeniu Federalnym. Zdementowała to jednak Walentina Matwijenko, przewodnicząca Rady Federacji. Możliwe jednak, że senatorowie zajmą się dokumentami dotyczącymi aneksji 4 października. Także marszałek Dumy Państwowej Wiaczesław Wołodin zapowiedział, że posiedzenie w tej sprawie odbędzie się w dniach 3-4 października (choć jeszcze wcześniej parlament chciał się tym zająć 28 września).

Jak podaje Meduza, Kreml nie chce się spieszyć z aneksją. Między innymi dlatego, że na tle ogłoszonej mobilizacji kwestia przyłączenia nowych terytoriów mało kogo interesuje. Rosjanie podobno nie są przekonani, że ich kraj w ogóle potrzebuje Doniecka, Ługańska, Chersonia i obwodu zaporoskiego.

Z tego też względu Rosja chce powoli "rozgrzewać" opinię publiczną. Na jutro, 30 września, w Moskwie ma zostać zorganizowany wiec poparcia "pseudoreferendów".

Władimir Putin ma także przemawiać na Kremlu i podpisać dokumenty dotyczące aneksji.

Furtka do rozmów pokojowych

Jedno ze źródeł na Kremlu przekazało także Meduzie, że opóźnienie oficjalnej aneksji może wynikać z tego, że Rosja chce zostawić sobie argument w negocjacjach z krajami zachodnimi.

Putin nie chce rozmawiać z samym prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim, bo uważa, że jest "kontrolowany" przez Zachód. Rosyjski prezydent może zaproponować przyłączenie Krymu, Doniecka i Ługańska do Rosji, natomiast zrezygnować z aneksji obwodów chersońskiego i zaporoskiego. Moskwa chce jednak, by uznać te tereny za osobne państwa "republiki ludowe", na których stacjonowałyby rosyjskie wojska.

Trwają rozmowy co do tego, jak ma wyglądać administracja na okupowanych terenach. Media informowały, że obwody miałyby zostać połączone w jeden Krymski Okręg Federalny, którym mógłby zarządzać były szef Roskosmosu Dmitrij Rogozin. Ale sekretarz generalny Jednej Rosji Andrij Turczak nalega na pozostawienie na dotychczasowych stanowiskach szefa Donieckiej Republiki Ludowej Denysa Puszylina i szefa Ługańskiej Republiki Ludowej Leonida Pasecznika. Miał bowiem nawiązać z nimi dobre kontakty. "Namiestnik" Kremla w Donbasie Siergiej Kirijenko wolały jednak, by uczynić ich senatorami, a nadzór nad nowym regionem powierzyć rosyjskim urzędnikom.