Część dyplomatów i pracowników ambasady Rosji w Mołdawii opuściła Kiszyniów i wróciła do ojczyzny. Portal NewsMaker donosi, że łącznie 45 Rosjan opuściło Mołdawię. To efekt decyzji mołdawskiego rządu, który zapowiedział zmniejszenie liczby pracowników ambasady rosyjskiej, by "ograniczyć możliwość destabilizacji kraju".

REKLAMA

Przez wiele lat byliśmy obiektem pewnych wrogich działań ze strony Rosji. Znaczna część z nich została dokonana za pośrednictwem ambasady - stwierdził minister spraw zagranicznych Mołdawii Niku Popescu.

Mołdawski rząd zapowiedział zmniejszenie łącznej liczby pracowników rosyjskiej ambasady z 84 do 25.

To oczywiście wywołało wściekłość władz w Moskwie. Ambasador Rosji w Kiszyniowie Oleg Wasniecow zagroził konsekwencjami.

Sprawę rosyjskich działań agenturalnych na terenie Mołdawii ujawnili tamtejsi dziennikarze.

Śledztwo wykazało, że ambasada rosyjska była centrum sterowania siecią szpiegowską zorganizowaną przez połączone siły Generalnej Dyrekcji Wywiadu (GRU) i Służby Wywiadu Zagranicznego Rosji (SWR).

Dziennikarze wskazali, że w budynku ambasady naliczono 28 specjalistycznych urządzeń służących do przechwytywania sygnałów. Dla porównania, podobna rosyjska placówka w Brukseli, gdzie znajdują się oddziały i biura Unii Europejskiej i NATO - wyposażona jest jedynie w 14 takich specjalnych anten.

Sprzęt - jak twierdzą dziennikarze z serwisu Jurnal.md - bardzo wysokiej jakości, służy do przechwytywania rozmów telefonicznych, danych WI-FI i wszelkiej innej komunikacji nawet na duże odległości.

Eksperci twierdzą, że anteny, które widać na dachu rosyjskiej placówki w Kiszyniowie mogą również służyć do przejmowania komunikacji wojskowej, morskiej, lotniczej czy policyjnej.

Reporterzy na własne oczy obserwowali, jak attache obrony z ambasady wychodzi na dach budynku i własnoręcznie ustawia antenę, tak by uzyskać lepszy sygnał. Działo się to 14 maja, gdy w pobliskiej autonomii Gagauzji odbywały się wybory.

Takich przypadków mołdawscy dziennikarze opisują więcej.