Stereotypy czasem się potwierdzają. Francuscy naukowcy pokazali właśnie, że przekonanie o tym, iż tatuaże, kolczyki i nadużywanie alkoholu często występują jednocześnie, jest uzasadnione. Pisze o tym w najnowszym numerze czasopismo "Alcoholism: Clinical and Experimental Research".

REKLAMA

Badania prowadzono na zachodzie Francji, w czterech miastach wybrzeża Bretanii. Naukowcy z Universite de Bretagne-Sud odwiedzili tam w sobotnie wieczory 21 barów. Około 2 tysięcy młodych bywalców tych barów, kobiet i mężczyzn w wieku około 20 lat poddali przy wyjściu testom na zawartość alkoholu w wydychanym powietrzu. Przy okazji pytali ich o liczbę tatuaży i kolczyków, którymi byli ozdobieni.

Okazało się, że zgodnie z przewidywaniami osoby, które legitymowały się największą liczbą tatuaży i biżuterią w różnych częściach ciała, piły więcej alkoholu i przy wyjściu z baru miały w oddechu znacznie więcej promili. U mężczyzn różnica ta sięgała 50 procent, u kobiet była nawet dwukrotna. Mężczyźni bez tatuaży i kolczyków przeciętnie mieli w wydychanym powietrzu 0,36 promila alkoholu, zaś ci, którzy mieli i tatuaże, i kolczyki - 0,52 promila. W przypadku kobiet były to odpowiednio wartości 0,24 i 0,48 promila.

Francuzi nie wyjaśniają, czy decyzje o ozdabianiu się podejmowano pod wpływem alkoholu, czy alkohol pomagał o tych decyzjach zapomnieć, czy też natura związku między jednym a drugim była jeszcze inna. Sugerują jednak, by rodzice i nauczyciele traktowali skłonność młodych ludzi do tatuowania i przekłuwania się jako sygnał zagrożenia większym spożyciem alkoholu.