To, co wielu określa mianem "zwykłego bólu głowy", dla miliarda ludzi na świecie jest piekłem. Migrena, bo niej mowa, to poważna, przewlekła choroba, a także jedno z najbardziej wyniszczających schorzeń neurologicznych. Światowa Organizacja Zdrowia stawia ją w jednym rzędzie z demencją czy psychozami, a jej atak potrafi wyłączyć człowieka z życia na wiele godzin, a czasem nawet dni. Jej przyczyny często pozostają niewidoczne i być może dlatego tak łatwo ją bagatelizować.
- Na migrenę choruje miliard ludzi na świecie, w Polsce natomiast przypadłość ta dotyka nawet 5 milionów osób.
- Kobiety są bardziej narażone na migrenę ze względu na działanie hormonów, a choroba ma też silne podłoże genetyczne.
- Migrena dzieli się na epizodyczną i przewlekłą, przy czym ta druga jest dużo bardziej uciążliwa i wymaga specjalistycznego leczenia.
- Prezenteizm, czyli obecność w pracy mimo choroby, jest wśród osób z migreną normą.
- Diagnostyka i leczenie migreny są trudne - pacjenci często odwiedzają wielu lekarzy, a stosowane terapie bywają nieodpowiednie lub niewystarczające.
- Więcej ciekawych informacji z Polski i ze świata znajdziesz na stronie głównej RMF24.pl.
Migrena nie zna granic geograficznych, społecznych ani kulturowych. Najstarsze opisy tej choroby pochodzą od Hipokratesa, który już 2,5 tys. lat temu wspominał o błyskach przed oczami i przeszywającym bólu głowy. Jednak z pewnością migrena towarzyszyła ludzkości dużo wcześniej - zarówno w jaskiniach, jak i na polach uprawnych, wśród myśliwych i pierwszych rolników.
Migrena to nie tylko ból głowy. To burza, która przetacza się przez cały mózg. Zanim pojawi się ból, mózg wysyła subtelne sygnały ostrzegawcze: nagła ochota na słodycze, nieustanne ziewanie, nadwrażliwość na dźwięki. To jak zapowiedź nadchodzącego kataklizmu, który dosłownie "zwala z nóg".
Jak podaje "Gazeta Wyborcza", w trakcie ataku przez korę mózgową przechodzi fala zaburzeń elektrycznych. Światło zaczyna mienić się jak w kalejdoskopie, w oczach pojawiają się błyski i mroczki, a dłonie i język mogą drętwieć. To tzw. aura - pierwszy sygnał. Wtedy do akcji wkracza nerw trójdzielny, największe "łącze bólu" w głowie. Substancje chemiczne uwalniane przez jego zakończenia wywołują stan zapalny i rozszerzają naczynia krwionośne, a pulsujący ból głowy staje się nie do zniesienia.
Migrena to nie tylko chwilowy dyskomfort. Chorzy doświadczają średnio 4,7 dni bólu głowy w miesiącu, a niemal połowa z nich cierpi jeszcze częściej. Ataki są tak silne, że prawie 75 proc. osób musi podczas nich leżeć w łóżku, a jedynie 0,4 proc. jest w stanie normalnie funkcjonować. Średni czas trwania takiej niepełnosprawności wynosi aż 18,6 godziny.
Największe w Polsce badanie przeprowadzone przez zespół dr hab. Marty Waliszewskiej-Prosół z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu ujawniło, że na migrenę w Polsce może cierpieć nawet 5 milionów osób. To ogromna liczba, która - jak podkreślają naukowcy - może być jeszcze większa. Jest to ogromna rzesza ludzi, co pokazuje skalę choroby. Do tego wykazaliśmy, że obciążenie nią jest u polskich pacjentów największe ze wszystkich krajów europejskich. Jakość ich życia jest naprawdę zła - mówi dr hab. Marta Waliszewska-Prosół.
Wyniki badania "Migrena w Polsce" są alarmujące: pierwsze napady migreny pojawiają się najczęściej już w wieku nastoletnim, średnio w 19. roku życia. Jednak od pierwszego ataku do wizyty u lekarza mija przeciętnie dwa lata, a formalna diagnoza stawiana jest dopiero po czterech latach od pojawienia się objawów.
Konsekwencje migreny wykraczają daleko poza sferę zdrowia. W ciągu dwóch tygodni poprzedzających badanie, 330 osób musiało wziąć zwolnienie lekarskie, a ponad połowa chorych chodziła do pracy mimo złego samopoczucia. Jednak aż 86 proc. z nich wykonywało swoje obowiązki mniej wydajnie niż zwykle. To jasno pokazuje, że prezenteizm, czyli obecność w pracy mimo choroby, jest wśród osób z migreną normą, a jednocześnie ogromnym obciążeniem dla pracodawców i gospodarki. Wbrew pozorom takie zachowanie to tylko pozorna oszczędność dla systemu. Bo nawet jeśli ktoś idzie do pracy, to jego wydajność jest minimalna - podkreśla dr Waliszewska-Prosół.
Migrena dotyka ludzi niezależnie od wieku czy pochodzenia, ale szczególnie narażone są kobiety. Winne są tu hormony - zwłaszcza estrogeny. Gdy ich poziom gwałtownie spada, na przykład przed miesiączką, mózg łatwiej wpada w tryb alarmowy. Dlatego kobiety cierpią na migrenę nawet kilka razy częściej niż mężczyźni.
Dodatkowo ważną rolę pełnią tu uwarunkowania genetyczne. Jeśli sami cierpimy na tę przypadłość, istnieje duża szansa, że będą się zmagać z nią również nasze dzieci. Migrena dotyka ponad 25 proc. kobiet i około 10 proc. mężczyzn w wieku średnim.
Migrena epizodyczna to napady pojawiające się rzadziej niż przez 15 dni w miesiącu, zwykle dwa, trzy razy. Ból trwa od czterech do 72 godzin, jest jednostronny, pulsujący, o średnim lub dużym nasileniu. Często towarzyszą mu nudności, wymioty, nadwrażliwość na światło i dźwięki. Nawet zwykła aktywność może nasilać objawy.
Migrena przewlekła to już poważniejszy problem - ból głowy występuje przez co najmniej 15 dni w miesiącu przez kolejne trzy miesiące. Dodatkowe kryteria obejmują co najmniej pięć napadów migreny bez aury lub dwa z aurą, a przez co najmniej osiem dni w miesiącu ból spełnia kryteria rozpoznania migreny. Ustępuje dopiero po zastosowaniu specjalistycznych leków. W Polsce na migrenę przewlekłą choruje około 400 tys. osób.
Badania nad migreną są trudne i kosztowne. Aby zobaczyć, co dzieje się w mózgu podczas ataku, trzeba badać pacjentów w trakcie napadu - najlepiej w rezonansie magnetycznym. To jednak oznacza hałas, migające światło i ciasną przestrzeń, czyli wszystko to, co potęguje ból. Dlatego obrazów z samego środka napadu wciąż jest niewiele.
Mimo to nauka poczyniła postępy. Wiadomo już, że podczas ataków migreny "rozświetlają się" określone miejsca w mózgu, zmieniają się poziomy neuroprzekaźników, a pacjenci mają dostęp do pierwszych leków zapobiegawczych. Naukowcy potrafią nawet prowokować ataki w kontrolowanych warunkach, co pozwala lepiej zrozumieć mechanizmy choroby.
Choć w Polsce ponad 90 proc. osób z migreną otrzymało formalną diagnozę i stosuje jakieś leczenie, eksperci alarmują, że terapie są często niewłaściwe. Najczęściej stosowane są niesteroidowe leki przeciwzapalne, paracetamol oraz środki z kodeiną - substancje, które nie są zalecane do leczenia migreny i mogą prowadzić do poważnych powikłań.
Nowoczesne leki, takie jak tryptany, stosuje zaledwie 57 proc. chorych, mimo ich udowodnionej skuteczności. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja z leczeniem profilaktycznym, które mogłoby znacząco ograniczyć liczbę ataków. Choć niemal połowa pacjentów spełnia kryteria do jego wdrożenia, tylko 11,5 proc. rzeczywiście je stosuje. Najczęściej wybieranym lekiem jest iprazochrom - preparat popularny w latach 70., dziś niezalecany przez żadne nowoczesne wytyczne.
Osoby z migreną często szukają pomocy u wielu specjalistów - nie tylko neurologów, ale także okulistów, laryngologów, psychiatrów czy ginekologów. Wynika to z trudności diagnostycznych, ponieważ objawy migreny mogą przypominać symptomy innych schorzeń. Pacjenci chodzą od lekarza do lekarza. Nierzadko ich dolegliwości są lekceważone, zaleca im się tylko odpoczynek i szeroko reklamowaną tabletkę przeciwbólową. Moim zdaniem często brakuje wśród lekarzy jakiejś pokory wobec migreny, ale też konsensusu i współpracy pomiędzy specjalistami. Wielu z nich boi się tej choroby i boi się ją leczyć - zauważa dr Waliszewska-Prosół.
Migrena wpływa nie tylko na ciało, ale i na psychikę. Aż 65,7 proc. osób z migreną wykazuje objawy depresyjne, a ponad 20 proc. - lękowe. Co więcej, napad migreny nie kończy się wraz z ustąpieniem bólu - powrót do normalnego funkcjonowania zajmuje średnio 16 godzin, a objawy zapowiadające atak pojawiają się u 83 proc. badanych.
Eksperci podkreślają, że migrena to poważna choroba, której nie można bagatelizować. Trzeba uświadamiać ludziom, że migrena to poważna choroba, i nie powtarzać, że to histeryzowanie i "taka twoja uroda". Oczywiście łatwiej jest badać i leczyć choroby, których skutki są od razu widoczne: nowotwory, cukrzycę itp. W migrenie głównym objawem jest ból, niewidoczny dla otoczenia. Ale problem społeczny jest ogromny - podsumowuje dr Waliszewska-Prosół.
Migrena to jeden z największych ciężarów zdrowotnych współczesnego świata. W samej Unii Europejskiej odpowiada rocznie za około 27 miliardów euro kosztów społecznych i ekonomicznych. Mimo to badania nad tą chorobą są dramatycznie niedofinansowane. W Stanach Zjednoczonych w 2017 roku przeznaczono na nie zaledwie 22 miliony dolarów - to ułamek kwot wydawanych na badania nad astmą czy cukrzycą. W Europie migrena jest najbardziej niedofinansowaną chorobą neurologiczną.
Dlaczego tak się dzieje? Winne są stereotypy, które przez wieki narosły wokół migreny. W XVIII wieku kojarzono ją z fanaberią bogatych pań, w XIX wieku - ze słabością kobiet z niższych klas. Psychoanaliza Freuda dodatkowo uznała ból głowy za objaw histerii. Choć dziś wiadomo, że migrena to poważna choroba neurologiczna, to postrzeganie jej jako "zwykłego bólu głowy" wciąż utrudnia pacjentom dostęp do leczenia i odbiera im wiarygodność.