"Nie ćpam, żeby być na haju, jak sądzi większość ludzi" - tłumaczył pogrążony w heroinowym nałogu Layne Staley, który dzięki narkotykom uciekał przed "najgorszym bólem na świecie". Prawdopodobnie 5 kwietnia 2002 roku wokalista Alice In Chains ostatecznie uwolnił się od swojego cierpienia, przedawkowując mieszankę heroiny i kokainy. Znaleziono go martwego w jego mieszkaniu 2 tygodnie później. Miał 34 lata.

REKLAMA

To pieprzony rock'n'rollowy schemat i zastanawiam się, kiedy to się wreszcie skończy. Mam nadzieję, że już nikt nigdy nie będzie musiał przez to przechodzić - tak spowodowaną uzależnieniem śmierć kolegi z Alice In Chains komentował gitarzysta Jerry Cantrell, który przez dekadę był świadkiem staczania się artysty.

Staley mimo postępującego uzależnienia w wielu wywiadach zdobywał się na przerażającą szczerość. Wiele osób opowiadało mi o heroinie. Brałem już inne narkotyki i byłem ciekaw, jakie działanie wywołuje. Poznałem również wiele osób, które przedawkowały heroinę. Dlatego chciałem sprawdzić, co takiego siedzi w tym białym proszku, że potrafi tak zawładnąć ludźmi. Gdy już spróbowałem stwierdziłem, że już zawsze chciałbym czuć się w ten sposób - tymi słowami wokalista Alice In Chains wspominał początkową fascynację śmiercionośnym narkotykiem heroiną. Heroiną, która stała się bohaterką większości napisanych przez niego utworów.

Pisałem o narkotykach i nie wydaje mi się, by to było ryzykowne lub nierozważne z mojej strony. Przez lata ćpanie przynosiło skutek, ale teraz wszystko odwróciło się przeciwko mnie. Obecnie przechodzę przez piekło - mówił w 1996 roku w wywiadzie dla magazynu "Rolling Stone".

Tragiczny romans z heroiną zaczął we wczesnych latach 90.

Pamiętam, że spotkałem go w 1995 roku... Jego skóra miała zielonkawy odcień. Na ten widok zaczęło mi się przewracać w żołądku, bo zobaczyłem człowieka, który podąża ścieżką, z której nie ma odwrotu - relacjonował Mark Arm z formacji Mudhoney. O "ścieżce bez odwrotu" wspominał również kolega wokalisty z Alice In Chains, perkusista Sean Kinney. To było jak najdłuższe samobójstwo na świecie.

W tamtym okresie z Alice In Chains spotkał się również dziennikarz Jon Weiderhorn, który rozmawiał z zespołem przy okazji premiery drugiej płyty zatytułowanej nazwą grupy. Jego spostrzeżenia były porażające. Na jego lewej dłoni od nadgarstka aż po kostki palców widniały czerwone ranki. Każdy, kto choć trochę słyszał o dożylnym zażywaniu narkotyków wie, że żyły w dłoniach używa się tylko wtedy, gdy wszystkie pozostałe już się do tego nie nadają.

To, co zauważył dziennikarz "Rolling Stone", było bardzo dobrze wiadome znajomym i współpracownikom Layne'a Staleya. Wszyscy chcieli mu pomóc. Rękę o wokalisty wyciągał także Mike McCready z Pearl Jam, który współpracował z Laynem przy okazji nagrywania albumu supergrupy Mad Season. Byłem w błędzie sądząc, że będę w stanie mu pomóc. Chciałem dać mu przykład - wspomina po latach muzyk. Każdy z jego otoczenia starał się w kółko i w kółko pomóc mu stać się czystym. W końcu nie dało się nic zrobić - dodaje Kelly Curtis, menedżer Pearl Jam.

Zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy, by pomóc mu wybrać życie. Niestety, choroba zwyciężyła - mówi natomiast była opiekunka Alice In Chains, Susan Silver. Słowa menedżer potwierdza też perkusista grupy Sean Kinney. Jeżeli ktoś nie chce pomóc sobie samemu, to jak ktoś inny może to zrobić?.

Po śmierci partnerki stracił chęć do walki

Layne Staley stracił nie tylko wolę do walki z nałogiem, ale chęć do życia po tym, jak jesienią 1996 roku z powodu zażywania narkotyków zmarła jego była partnerka Demri Parrott. Nigdy nie doszedł do siebie po jej śmierci. Odechciało mu się żyć - twierdzi wokalista Mark Lanegan, bliski przyjaciel Staley'a. W drugiej połowie lat 90. frontman Alice In Chains odciął się nie tylko do muzyków zespołu, ale całego świata. Kiedy ćpasz, zamykasz się na wiele rzeczy. Nie dbasz praktycznie o nic. Jesteś tylko ty i heroina - tłumaczy wówczas Staley, który całe dnie i noce spędzał w swoim mieszkaniu malując, grając na playstation i oczywiście zażywając narkotyki, dostarczane mu przez dilerów.

Kolegów z zespołu unikał, a w jednym z wywiadów zadeklarował, że nie są jego przyjaciółmi. Trzy razy w tygodniu, jak w zegarku, dzwoniłem do niego, ale nie odbierał. Kiedy przejeżdżałem obok jego domu, zatrzymywałem się i wołałem go. Nawet gdybym mógł dostać się do drzwi jego domu, nie otworzyłby ich. Nie mogłem przecież kopniakiem wyważyć drzwi, wejść i złapać go, choć miałem kilkakrotnie takie myśli - opowiada Sean Kinney. Pod koniec nie rozmawiał z nikim... Ze mną nie kontaktował się przez ostatnie kilka miesięcy, ale w naszej znajomości to było normalne - wspomina Mark Lanegan, który nagrał z Mad Season jeden z utworów do płyty "Above".

Znaleziono go dwa tygodnie po śmierci

Ostatnią osobą, która widziała żywego Layne Staleya, był zmarły w zeszłym roku basista Mike Starr z Alice In Chains, który odwiedził wokalistę 4 kwietnia 2002 roku. Muzyk, widząc katastrofalny stan zdrowia kolegi, zaproponował wezwanie karetki pogotowia. Ten wściekł się i szantażował zerwaniem znajomości, co poirytowało Starra, który zdenerwowany opuścił mieszkanie Staleya. Słyszałem, jak wołał mnie bym wrócił i nie zostawiał tego w taki sposób - wspominał nieżyjący już basista, którego do śmierci męczyły wyrzuty sumienia.

Okoliczności śmierci wokalisty Alice In Chains są jeszcze bardziej druzgoczące, gdy weźmie się pod uwagę sposób, w jaki rodzina, przyjaciele i osoby związane z artysta dowiedziały się o zgonie artysty. Matka wokalisty została zaalarmowana przez księgowego Layne'a Staleya, który poinformował ją, że przez kilka tygodni z konta bankowego jej syna nie zostały wypłacone pieniądze. Kiedy 19 kwietnia, a więc dwa tygodnie po śmierci wokalisty Alice In Chains, policja weszła do mieszkania, znalazła ciało rockmana w stanie posuniętego rozkładu. By potwierdzić jego tożsamość, konieczne było przeprowadzenie badań.