Podczas oficjalnej wizyty Donalda Trumpa w siedzibie ONZ w Nowym Jorku doszło do nieoczekiwanego incydentu. Ruchome schody, którymi prezydent USA wraz z żoną Melanią miał wjechać na salę obrad, nagle zatrzymały się w połowie drogi. Zaskoczeni ochroniarze i dyplomaci przez moment nie wiedzieli, jak zareagować. Choć sytuacja zakończyła się bezpiecznie, całe zdarzenie rozwścieczyło polityka. Rzeczniczka Białego Domu poinformowała, że chce wszczęcia dochodzenia w celu ustalenia, czy ruchome schody zostały zatrzymane celowo, aby upokorzyć prezydenta.
Melania Trump jako pierwsza zdecydowanie weszła na ruchome schody, a za nią podążył prezydent. Jak opisuje "The Guardian", gdy doszło do awarii, obsługa i członkowie delegacji byli zaskoczeni całą sytuacją. Para prezydencka musiała wejść o własnych siłach.
Donald Trump skomentował zdarzenie podczas wystąpienia przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ w nieco żartobliwym tonie. Pechowo na początku jego wystąpienia nie działał również prompter, z którego czytał. Ktokolwiek obsługuje ten prompter, ma poważne kłopoty - mówił Trump.
Zakończyłem siedem wojen, rozmawiałem z przywódcami każdego z tych krajów i nigdy nie otrzymałem nawet telefonu od Organizacji Narodów Zjednoczonych. Jedyne, co dostałem od ONZ, to ruchome schody, które w połowie drogi się zatrzymały. Gdyby pierwsza dama nie była w świetnej formie, przewróciłaby się, ale jest w świetnej formie. Oboje jesteśmy w dobrej formie. Oto dwie rzeczy, które dostałem od Organizacji Narodów Zjednoczonych: zepsute schody ruchome i zepsuty prompter. Dziękuję bardzo - stwierdził.
Prezydent przypomniał również, że w przeszłości ubiegał się o kontrakt na renowację kompleksu budynków ONZ, jednak przegrał konkurs.
This is insane...As Trump arrived to the UN, the escalator stopped working the moment he stepped on it.Then the teleprompter stopped working the moment he got up to the podium to speak. pic.twitter.com/XBTgfr6zJ8
Geiger_CapitalSeptember 23, 2025
Reakcja Białego Domu była dużo bardziej poważna. Rzeczniczka prezydenta Karoline Leavitt zasugerowała, że awaria mogła nie być przypadkowa: Jeśli ktokolwiek w ONZ celowo zatrzymał schody ruchome tuż przed tym, jak Donald Trump i Melania Trump mieli na nie wejść, powinien zostać natychmiast zwolniony i objęty śledztwem - powiedziała Leavitt w rozmowie z NBC News.
Powołała się na niedzielne doniesienia londyńskiego dziennika "Times", w których napisano, że pracownicy ONZ żartowali, iż wyłączą schody ruchome i "powiedzą Trumpowi, że skończyły im się pieniądze" w związku z drastycznymi cięciami finansowymi. Na temat spisku przeciwko Trumpowi spekulowało także kilku innych przedstawicieli Białego Domu i konserwatywnych komentatorów.
Na antenie Fox News Leavitt dodała: Jeżeli okaże się, że to pracownicy ONZ celowo próbowali podstawić nogę - dosłownie przewrócić prezydenta i pierwszą damę USA - to ci ludzie muszą zostać pociągnięci do odpowiedzialności. Osobiście dopilnuję, by tak się stało.
Po incydencie opublikowała też wpis w serwisie X, w którym podkreśliła: "Jeżeli któryś z pracowników ONZ celowo zatrzymał ruchome schody, powinien zostać zwolniony i niezwłocznie poddany dochodzeniu".
Rzecznik ONZ Stephane Dujarric wyjaśnił, że zatrzymanie schodów mogło być spowodowane przypadkowym uruchomieniem systemu bezpieczeństwa. Jak tłumaczył, operator kamery, który wszedł na schody przed prezydentem, mógł przypadkowo uruchomić mechanizm bezpieczeństwa zaprojektowany tak, aby zapobiegać przypadkowemu wciągnięciu ludzi lub przedmiotów w mechanizm przekładniowy.
Analiza centralnej jednostki sterującej potwierdziła, że schody zatrzymały się właśnie po uruchomieniu wbudowanego zabezpieczenia. Po krótkim "resecie" urządzenie znów działało normalnie.
ONZ zaznaczyło też, że nie odpowiada za teleprompter, z którego korzystał prezydent USA - jego obsługą zajmuje się Biały Dom.