Chiny rozpoczęły budowę największego na świecie systemu hydroenergetycznego w trudno dostępnych rejonach Himalajów. Projekt, wart 168 miliardów dolarów, ma zapewnić Państwu Środka rekordową ilość czystej energii. Budzi też poważne obawy ekologiczne, społeczne i polityczne. Szczegóły inwestycji są owiane tajemnicą, a jej wpływ na region i sąsiadujące kraje pozostaje nieznany.

REKLAMA

  • Chiny rozpoczęły budowę największego na świecie systemu hydroenergetycznego w Himalajach.
  • Inwestycja jest warta 168 miliardów dolarów.
  • Projekt ma zapewnić rekordową ilość czystej energii, ale budzi poważne obawy ekologiczne, społeczne i polityczne.
  • Centrum inwestycji to Wielki Zakręt rzeki Yarlung Tsangpo w Tybecie, gdzie powstaje system kaskadowych elektrowni, tuneli i zapór.
  • Chcesz być na bieżąco z wydarzeniami w kraju i na świecie? Wejdź na rmf24.pl.

Centrum projektu stanowi Wielki Zakręt rzeki Yarlung Tsangpo w Tybecie. To właśnie tutaj powstaje system kaskadowych elektrowni wodnych, tuneli i zapór, który ma trzykrotnie przewyższyć moc słynnej Tamy Trzech Przełomów.

Technologiczny przełom czy ekologiczne ryzyko?

Budowa megatamy to wyzwanie inżynieryjne na skalę światową. Chińscy inżynierowie planują wykorzystać gwałtowny spadek rzeki, prowadząc wodę przez system tuneli pod górami.

Eksperci podkreślają, że projekt powstaje w jednym z najbardziej aktywnych sejsmicznie i ekologicznie wrażliwych miejsc na Ziemi. Obszar ten jest domem dla wielu zagrożonych gatunków, a także dla rdzennych społeczności, które już teraz są przesiedlane.

Niepokój sąsiednich krajów

Rzeka Yarlung Tsangpo, znana w Indiach jako Brahmaputra, jest kluczowa dla milionów ludzi żyjących w Indiach i Bangladeszu. Indie obawiają się, że chińska tama może stać się narzędziem nacisku politycznego lub zagrożeniem ekologicznym, nazywając ją nawet "bombą wodną".

W odpowiedzi na chińskie plany, Indie również przyspieszają własne projekty hydroenergetyczne na tej samej rzece.

Tajemnice i brak transparentności

Mimo deklaracji Pekinu o przejrzystości i konsultacjach z krajami, przez które przepływa rzeka, szczegóły dotyczące konstrukcji, wpływu na środowisko i lokalne społeczności pozostają niejawne. Niezależni eksperci i organizacje ekologiczne alarmują, że bez dostępu do danych nie da się ocenić rzeczywistego ryzyka dla ludzi i przyrody.