Kapitan Toma Moore'a, brytyjski stulatek, zebrał prawie 40 milionów funtów na służbę zdrowia. Dziś jego rodzina rumieni się ze wstydu, dodajmy, że nie z powodu heroicznego wyczynu Brytyjczyka.

REKLAMA

Na początku pandemii, kapitan Tom Moore postanowił, że na swoje 100. urodziny zbierze 1000 funtów i przekaże je na cele dobroczynne. Gdy wszędzie szalał wirus, Brytyjczyk zadecydował, że okrąży swój ogródek 100 razy, podpierając się balkonikiem. Jak postanowił, tak też zrobił, wspierany przez swoją liczną rodzinę. Za sprawą lokalnych dziennikarzy jego pandemiczna odyseja została nagłośniona i Brytyjczyk wkrótce stał się na Wyspach powszechnie znaną osobą - bohaterem - by nie powiedzieć celebrytą. Staruszek był weteranem II wojny światowej. Służył w brytyjskiej armii w Indiach i Birmie. Pochodził z pokolenia, które dużo przeżyło i często musiało mierzyć się ze strachem. Ku zdumieniu wszystkich, gdy 100-latek zakończył swoją próbę, na jego koncie znajdowało się już blisko 40 milionów funtów.

Cel i środki

Pieniądze te miały być przeznaczone dla służby zdrowia i faktycznie w większości tam trafiły. Jak się okazało, rodzina zaczęła podbierać "drobne" z tego funduszu. Kapitan Tom otrzymał tytuł szlachecki i stal się Sir Tomem, a jego krewni korzystali po cichu z jego sławy. Kilkadziesiąt tysięcy funtów przeznaczono na budowę świetlicy nazwanej jego imieniem, która w założeniu miała być otwarta dla całej lokalnej społeczności.

Wkrótce potem okazało się, że będzie tam basen i spa, a tak w ogóle budynek powstawał bez pozwolenia na budowę. Sprawa została ponownie nagłośniona i rodzina kapitana Toma otrzymała nakaz rozbiórki tego obiektu. Przy okazji wyszły na jaw i inne mroczne szczegóły dysponowania pieniędzmi ze zbiórki i teraz krewni bohatera rumienią się ze wstydu.

Należy też dodać, że zagarnęli oni też prawie 800 tys. funtów ze sprzedaży książek napisanych przez kapitana Toma Moore'a, które nie rozeszłyby się w takim nakładzie, gdyby nie jego spacer w ogrodzie.

Służba zdrowia

Brytyjski system cierpi na chroniczne niedofinansowanie. Nękany jest strajkami lekarzy, pielęgniarek i pracowników służby zdrowia. Kontakt z lekarzem rodzinnym jest niezwykle utrudniony. Dodzwonienie się do przychodni graniczy z cudem i zajmuje często całego godziny. Ale - i to jest całkiem spore "ale" - w nagłych przypadkach i chorobach wymagających specjalistycznej interwencji, pacjenci otoczeni są opieką na najwyższym światowym poziomie - nie tylko w zakresie wiedzy medycznej, ale także z uwagi na wysoki poziom etyki zawodowej medyków.

Tutejsi lekarze i pielęgniarki nie znają pojęcia czekolady wręczonej z wdzięczności czy jakichkolwiek innych form gratyfikacji. Służba zdrowia - czyli NHS - kuleje, ale trzyma się na nogach. Trzeba ją tylko zreformować i znaleźć dla niej pieniądze. Nie chodzi o pomoc emerytowanych weteranów wojennych. To sprawa i zadanie dla rządu i wszystkich Brytyjczyków.