"Masakra", "zawał", "czarny poniedziałek" - notowania na światowych giełdach lawinowo spadają. Mocno spadły także dwa główne indeksy na warszawskiej giełdzie.
Nowy tydzień zaczął się od spadków na giełdach Europy, Azji i USA. To efekt nałożenia przez Stany Zjednoczone dodatkowych ceł na produkty z większości państw świata. Na zamknięciu sesji warszawskiego parkietu oba główne indeksy, WIG20 i WIG, odnotowały spadek o blisko 1,5 proc.
Tydzień na najważniejszych europejskich giełdach zaczął się od dalszych wyprzedaży. Euronews pisze o najgorszej sesji na europejskich rynkach akcji od wybuchu pandemii Covid-19 w marcu 2020 roku. Z kolei według AFP odnotowano największe spadki od 16 miesięcy. Media nazywają sytuację na rynkach "rzezią", "masakrą", piszą o "czarnym poniedziałku" na giełdach i "zawale serca" gospodarki.
Spadki na europejskich giełdach odnotowano czwarty dzień z rzędu. Europejski indeks Stoxx 600 podczas sesji spadł o 6 proc., lecz później odrobił straty i na zamknięciu odnotował stratę 4,54 proc.
Wartość indexu DAX we Frankfurcie przez pewien spadła nawet o ponad 10 proc. w stosunku do piątkowego zamknięcia. Z czasem trend poprawił się, i indeks ostatecznie stracił 4,26 proc. Podobnie nowy tydzień zaczął się na innych parkietach: paryski CAC 40 spadł o 4,8 proc., londyński FTSE100 - 4,4 proc.
W czwartek po ogłoszeniu rozporządzenia Donalda Trumpa WIG20 stracił 4,08 proc., w piątek główny indeks GPW pogłębił spadki i zakończył sesję na ponad 6 proc. minusie. Poniedziałek na warszawskim parkiecie także rozpoczął się od spadków głównych indeksów - trzecią sesję z rzędu. Indeks WIG20 rano zaliczył ponad 5 proc. spadek, wszystkie spółki składające się na ten indeks były na minusie. W ciągu dnia warszawski parkiet nieco odrobił straty, ale o godz. 15.15 giełda zawiesiła na godzinę notowania na wszystkich rynkach "ze względu na bezpieczeństwo obrotu". Na zamknięciu sesji oba główne indeksy, czyli WIG oraz WIG20 spadły o blisko 1,5 proc.
W poniedziałek rano GPW informowała o ogłoszeniu "Exceptional Market Conditions" (wyjątkowych warunków rynkowych - red.) w sytuacji wystąpienia niezwykłej zmienności, skutkującej uruchomieniem mechanizmów zmienności w odniesieniu do większości instrumentów finansowych.
W ostatnich dniach traci także złoty. O ile w czwartek za dolara płacono 3,78 zł, to w poniedziałek kurs dolara sięgnął 3,91 zł. Natomiast euro, wyceniane w czwartek na 4,17 zł, przejściowo osiągnęło w poniedziałek cenę 4,30 zł.
Zespół prasowy GPW przekazał, że na decyzję o zawieszeniu notowań wpływ miała zmienność w ostatnich dniach na wszystkich światowych giełdach. "Widzimy, co dzieje się w ostatnich dniach na całym świecie. Ta zmienność, ta dynamika zmian jest tak ogromna, że dmuchamy na zimne" - podkreśliła GPW. Zaznaczono, że decyzja została podjęta "tylko i wyłącznie ze względu na bezpieczeństwo".
Do sytuacji na giełdach odniósł się premier Donald Tusk. Giełdowe trzęsienie ziemi od Japonii przez Europę do Ameryki trzeba przeżyć bez nerwowych decyzji; reakcja na wojnę celną była do przewidzenia - napisał w poniedziałek na platformie X premier. "Polska giełda też dostała rykoszetem, ale stabilność polityczna i gospodarcza to nasze atuty w tym trudnym czasie. Spokojnie wytrwamy!" - dodał Tusk w swoim wpisie.
Wyraźna przecena, od której zaczęły się poniedziałkowe notowania w Europie, to również kontynuacja trendu na azjatyckich giełdach.
W poniedziałek japoński Nikkei zakończył sesję na poziomie nieco ponad 31 136 pkt., co oznacza spadek o 7,83 proc. w stosunku do piątkowego zamknięcia. Największe spadki odnotowała jednak giełda w Hongkongu, której indeks był na koniec notowań niższy o 13,22 proc. - to najniższa wartość od 1997 r.
Na otwarciu sesji na Wall Street szeroki indeks S&P 500 stracił 3,24 proc., Nasdaq - 3,91 proc., a Dow Jones - 2,85 proc. - podała AFP.
Reuters zwrócił uwagę, że S&P 500 stracił ponad 20 proc. od swego najwyższego poziomu, który osiągnął w lutym, co oznacza, że ten indeks będący najważniejszym punktem odniesienia dla inwestorów, jest na drodze do "rynku niedźwiedzia", czyli długotrwałej bessy.
Trwająca od końca ubiegłego tygodnia przecena na giełdach, to efekt obaw związanych z polityką celną USA, a także prognozami amerykańskich banków inwestycyjnych dotyczącymi najbliższej przyszłości gospodarki Stanów Zjednoczonych.
Prezydent USA zaznaczył w poniedziałek, że jest skłonny rozmawiać, ale na "twardych warunkach" i zasygnalizował chęć pozostania przy cłach. Przed otwarciem giełdy w Nowym Jorku powiedział, że nie zamierza rezygnować ze swojej polityki nawet w obliczu gwałtownych spadków na giełdzie.
Po jego słowach notowania kontraktów futures na Wall Street poszły ostro w dół, a giełda zanotowała kolejne otwarcie na głębokim minusie.
Doradca prezydenta USA ds. handlu Peter Navarro powiedział w poniedziałek, że Unia Europejska musi znieść pozataryfowe bariery handlowe, w tym podatek VAT, by zawrzeć układ z USA.
Odnosząc się do giełdowych spadków, Navarro twierdził, że giełda "próbuje znaleźć dno", by się od niego odbić i zapewnił, że "Dow skończy rok na 50 tys. punktach" (obecny kurs to 36,8 tys.). Przekonywał też, że prognozy o czekającej USA recesji są chybione, ponieważ wpływy z ceł pozwolą na uchwalenie przez Kongres cięć podatkowych.
Według "Wall Street Journal" indeks Dow Jones stracił w piątek ponad 2 tys. punktów, co w porównaniu z czwartkowymi spadkami oznacza, że nowojorska giełda straciła rekordowe 6,4 bln dolarów w ciągu dwóch dni.
Od inauguracji prezydenta USA z rynków kapitałowych w Ameryce wyparowało 11 bln dolarów, z czego ponad połowa - przez kilka ostatnich dni.
10-procentowe cła na niemal wszystkie towary z prawie wszystkich krajów świata weszły w życie w sobotę. To pierwsza część ceł, wdrożenie których ogłosił w środę Trump.
Nowe cła nie będą dotyczyć jednak Kanady i Meksyku, na które już wcześniej prezydent Trump nałożył 25 proc. podatek (dotyczy on około połowy importu). Wyłączone z tych taryf są też stal, aluminium, samochody i części samochodowe, będące również przedmiotem osobnych 25 proc. ceł, a także miedź, leki, półprzewodniki i drewno (te mają zostać dodatkowo oclone w przyszłości), a także nośniki energii i minerały niedostępne w USA.
9 kwietnia wdrożone mają zostać dodatkowe podatki na towary z 57 państw posiadających nadwyżkę w handlu towarami ze Stanami Zjednoczonymi.
W tym gronie są Chiny i Unia Europejska, które zostaną objęte odpowiednio 34 proc. i 20 proc. dodatkowym cłem, a także m.in. Japonia (24 proc.), Korea Płd. (25 proc.), Indie (26 proc.), Wietnam (46 proc.), czy Tajwan (32 proc.).
W piątek władze Chin poinformowały o wprowadzeniu ceł odwetowych w wysokości 34 proc. na wszystkie towary importowane z USA w odpowiedzi na ogłoszone przez Waszyngton "cła wzajemne" na chińskie produkty. Decyzja, zatwierdzona przez Radę Państwa, wchodzi w życie 10 kwietnia.