Szefostwo szpitala psychiatrycznego w Radomiu, w którym nastoletni pacjent napastował seksualnie dzieci, nie popełniło przestępstwa. Jak dowiedział się reporter RMF FM Krzysztof Zasada - radomska prokuratura umorzyła śledztwo w tej głośnej sprawie.

REKLAMA

Dyrektor, ordynator i personel szpitala nie mogli zapobiec molestowaniu dzieci - stwierdziła prokuratura, dodając, że nie ma zastrzeżeń do pracy całej ekipy. Okazuje się, że połączenie oddziału młodzieżowego z dziecięcym - przez co 16-latek mógł mieć nieskrępowany dostęp do małych pacjentów - nie było złamaniem przepisów.

Śledczy uznali też, że w placówce była wystarczająca liczba personelu. Także liczba szpitalnych łóżek odpowiadała normom. Prokuratura zwraca jednak uwagę, że oddział -usytuowany w starym budynku - wymaga przebudowy. Zmienić się też powinno usytuowanie dyżurki - tak, by personel miał lepszą kontrolę nad pacjentami.

16-latek musi się leczyć


W listopadzie informowaliśmy, że 16-letni Damian C., który wykorzystywał seksualnie dzieci w radomskim szpitalu psychiatrycznym, został zamknięty w zakładzie leczniczo-wychowawczym. Taką decyzję podjął sąd rodzinny w Jędrzejowie, który jako drugi - obok radomskiej prokuratury - zajmował się bulwersującą sprawą.

Sąd rodzinny ustalił z całą pewnością, że 16-letni Damian C. co najmniej trzykrotnie wykorzystał seksualnie dwóch chłopców. Nie ma jednak mowy o gwałcie, a jedynie o "czynach lubieżnych". Doszło do nich dwukrotnie w lutym wobec 9-latka i raz w kwietniu - wobec 14-letniego pacjenta szpitala - mówił Marcin Chałoński z Sądu Okręgowego w Kielcach. W postępowaniu w sprawie nieletnich nie orzeka się kary, a sąd decyduje o stosowaniu określonych środków - w tym przypadku zamknął Damiana C. w ośrodku leczniczo-wychowawczym - tłumaczył sędzia Chałoński.

16-latek trafił do Krajowego Ośrodka Psychiatrii Sądowej w Garwolinie.

Skandaliczna sprawa


O sprawie zrobiło się głośno na początku maja 2012 roku. Wtedy matka 9-letniego chłopca poinformowała, że jej dziecko było molestowane w szpitalu psychiatrycznym. Kobieta wyjaśniała, że zostawiła chłopca na obserwację w placówce przy ulicy Krychnowickiej w Radomiu po rozmowie z pedagogiem szkolnym. Jej syn miał bowiem problemy emocjonalne. Kiedy następnego dnia zadzwoniła do synka, ten zaczął płakać, mówiąc, że ktoś mu "zrobił krecika". Początkowo nie chciał opowiadać, co się wydarzyło. Okazało się jednak, że 16-latek dwukrotnie brutalnie napastował dziecko. Chłopczyk bronił się, jak umiał - opowiadała matka. Niestety, tamten był silniejszy - mówiła.