Słowa lokalnych władz i mieszkańców Dolnego Śląska przeciwko słowom MSWiA – rzecznik resortu twierdzi, że w regionie wcale nie ma powodzi, a jedynie lokalne podtopienia. Dolnośląscy urzędnicy odpowiadają: zniszczonych są tysiące domów, setki mostów i ulic; to jest powódź.

REKLAMA

Dlaczego nikt z rządowych urzędników nie przyjechał do tej pory na zalane tereny, by na właśnie oczy zobaczyć ogrom strat - pytają rozgoryczeni mieszkańcy Kotliny Kłodzkiej poszkodowani przez wielką wodę.

Niech przyjedzie tu minister, taki mądry co Polską potrafi zarządzać, i zobaczy, jak wygląda życie. Niech tu sobie pomieszka rok, dwa. Niedługo zjedzą nas muchy, karaluchy i komary. Nie dość, że człowiek nie ma pracy, to jeszcze – o, żyj, inwestuj - mówi ojciec dwójki dzieci, mieszkaniec całkowicie zalanej w nocy Ścinawki w Kotlinie Kłodzkiej. Mężczyzna utracił cały dobytek w powodzi i mieszka w poniemieckiej ruderze:

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Niestety, nikt o nas nie pamięta – skarżą się reporterowi RMF FM. Zawsze wszystko robi się samemu, bo nikt nie chce nam pomóc - mówi mieszkaniec siedmiotysięcznego Radkowa, które już po raz drugi w tym roku zmaga się ze skutkami powodzi.

Przyda się każda para rąk – może strażacy, może wojsko. A ponadto środki czystości i czysta woda – wyliczają. Paradoksalnie woda, bo ta w studniach znajdujących się na terenach zalanych nie nadaje się do picia. Co więcej, jest tak zamulona, że nawet nie można jej wykorzystać do sprzątania. W Ścinawie – jak sprawdził nas reporter – nie ma nawet beczkowozów. Jak więc radzą sobie powodzianie?

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Fala powodziowa na Dolnym Śląsku powoli opada, ukazując jednak ogrom zniszczeń. Podtopione domy, zalane pola uprawne, ogródki. Mieliśmy takie piękne zboża. A teraz? Zrównane z ziemią, będzie tam jedynie piach, żwir, nie wiadomo co - żalą się mieszkańcy Paczkowa na granicy Dolnego Śląska i Opolszczyzny. Tu cały bok budynku został wyrywany. Zalany sklep, domy. Tu wody było na wysokość okna – opisują.

MSWiA: To nie powódź, tylko podtopienia

Ale ta sytuacja zupełnie inaczej wygląda z perspektywy Warszawy. Przez całe przedpołudnie usiłowaliśmy się skontaktować z przedstawicielami rządu, a zwłaszcza Ludwikiem Dornem, który w czasie nieobecności premiera zastępuje go w stolicy. Lech i Jarosław Kaczyńscy odpoczywa na urlopie w nadmorskiej Juracie.

Wicepremier Ludwik Dorn nie widzi jednak powodu, by wypowiadać się na ten temat. Rozmawialiśmy w końcu z rzecznikiem MSWiA. Wg niego na Dolnym Śląsku sytuacja wcale nie jest zła. Po pierwsze to nie powódź, a podtopienia; zaś poszkodowani przesadzają z tymi prośbami o pomoc.

Ja rozumiem psychologiczny odbiór obecności wojska. Być może poszkodowany czułby się bezpieczniej, gdyby pomocy udzielało im wojsko. Ale nie ma takiej potrzeby, straż pożarna jest odpowiednio wyposażona i odpowiednio liczna. Może więc wystarczy skierować do pomocy wystarczająco liczbę strażaków - powiedział Tomasz Skłodowski w rozmowie z RMF FM.

Problem w tym, że na miejscu – jak sprawdził Witold Odrobina – strażaków nie widać…

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Dolnośląskie władze: Dla Warszawy to zawsze będzie lokalny problem

Na argumenty resortu spraw wewnętrznych dolnośląscy urzędnicy reagują śmiechem. Członkowie sztabów kryzysowych radzą pracownikom ministerstwa zajrzeć do ustawy o klęskach żywiołowych. Ich zdaniem, zapisy ustawy jasno wskazują, że na Dolnym Śląsku mamy do czynienia z prawdziwą powodzią. Zniszczone są tysiące domów, setki dróg i mostów. A opadająca woda wciąż pokazuje rosnącą skalę zniszczeń.