Mieszkańcy Dolnego Śląska sami nie mogą bronić się przed wielką wodą. Polskie prawo mówi bowiem, że wszelkie prace przy pogłębianiu rzek i umacnianiu brzegów może wykonywać tylko właściciel – czyli państwo.

REKLAMA

Tego typu prace leżą więc w gestii regionalnego zakładu gospodarki wodnej. O zmianę tych zapisów apelują samorządowcy. Przepisy są na tyle absurdalne, że zabraniają bez odpowiedniej zgody np. wycięcia konarów i chaszczy, które w nocy spiętrzały wodę w rzece przepływającej przez zalaną w nocy Ścinawkę. - Trzeba napisać podanie, poczekać jakiś czas. Jak wydadzą pozytywną opinię, potem trzeba za te gałęzie zapłacić z własnych pieniędzy - tłumaczy sołtys Ścinawki w Kotlinie Kłodzkiej.

Przypomina, że jeszcze wiosną woda w rzece sięgała najwyżej kostek. - Gdyby w tym czasie ekipa weszła do rzeki, zrobiłaby to bardzo sprawnie. Ale nikomu nie wolno wjechać własnym sprzętem do rzeki - dodaje sołtys. Za złamanie tego zakazu grożą bardzo poważne konsekwencje.

W nocy woda zalała Ścinawkę, wielu ludzi w ciągu kilku godzin straciło dorobek całego życia. Na Dolnym Śląsku woda w rzekach już opada i odsłania skalę zniszczeń. Mieszkańcy regionu i lokalne władze otwarcie mówią o powodzi, przedstawiciele MSWiA z Warszawy – zaledwie o lokalnych podtopieniach.

Na razie nie wiadomo, czy na zalane tereny będzie wysłane wojsko. Decyduje o tym wojewoda dolnośląski.