Ten kurs złotego, który sieje panikę to „fejk” (błąd źródła danych). Za chwilę otworzą się rynki w Azji i sytuacja wróci do normy - tak minister finansów Andrzej Domański skomentował na platformie X zmianę kursu złotego do euro i dolara. Dane Google mówiły o wzroście notowań dolara i euro wobec złotego w granicach 23 proc. Teraz wszystko wróciło już do normy.

REKLAMA

Zaskakujące dane po południu w Nowy Rok pokazywała wyszukiwarka Google. Wynikało z nich, że euro kosztuje ok. 5,40 zł, a dolar niespełna - 5 zł.

Dane mówiły zatem o wzroście notowań obu walut wobec złotego w okolicach 23 proc.

Google chyba o dwa szampany za duy wypi ;) pic.twitter.com/GKx23Q9WKj

k_berendaJanuary 1, 2024

Do sprawy odniósł się Andrzej Domański.

"Spokojnie. Ten kurs złotego, który sieje panikę to "fejk" (błąd źródła danych). Za chwilę otworzą się rynki w Azji i sytuacja wróci do normy" - napisał minister finansów.

Andrzej Domański odesłał również do notowań serwisu Bloomberga, z których wynikało, że wieczorem 1 stycznia euro kosztował 4,3421 złotego.

Spokojnie. Ten kurs zotego, ktry sieje panik to "fejk" (bd rda danych). Za chwil otworz si rynki w Azji i sytuacja wrci do normy. Na Bloombergu sytuacja wyglda tak pic.twitter.com/LBhlbrAJ1G

Domanski_AndrzJanuary 1, 2024

Teraz - jak zauważa Krzysztof Berenda z redakcji ekonomicznej RMF FM - wszystko już zostało poprawione.

"Kursy walut już są wyceniane normalnie. Także w Google" - zauważył nasz dziennikarz.

Kursy walut ju s wyceniane normalnie. Take w googlu. Mona odetchn Cho jak wida jakie dziwne transakcje byy. Kto nie utrzyma cinienia, czy jaki gbszy spisek? pic.twitter.com/fyfmi5QN8G

k_berendaJanuary 2, 2024

Obecnie euro kosztuje 4,34, a - Dolar 3,93.

To udowadnia - jak zauważa Krzysztof Berenda - że pokazywane przez Google w nocy kursy były skrajnie fałszywe. Były wynikiem - zapewne błędu. Choć wywołały sporą nerwowość.

Widać też, że rynkowi gracze ostatecznie bardzo spokojnie zareagowali na to zamieszanie. Tym samym udało się uniknąć paniki.

Choć urzędy takie jak Komisja Nadzoru Finansowego, Narodowy Bank Polski i Ministerstwo Finansów będą miały teraz sporo pracy, wyjaśniając całe zdarzenie.