"To na pewno nie jest czerwona kartka. W niektórych regionach można to zdefiniować jako ostrzeżenie" - tak przewodniczący dolnośląskiej PO Jacek Protasiewicz w Kontrwywiadzie RMF FM komentuje przegraną z PiS-em. "Te wielokrotnie powtarzające się przedwyborcze sondaże, mówiące o przesądzonym zwycięstwie PO nad PiS sprawiły, że nasi wyborcy zostali w domu" - mówi Protasiewicz. "PiS sam sobą straszy" - ocenia i dodaje, że jeśli zdarzy się, że Prawo i Sprawiedliwość obejmie rządy w jakimś regionie, to młodzi Polacy zobaczą "z czym to się wiąże".

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

18.11 Gość: Jacek Protasiewicz

Konrad Piasecki: Platforma jeszcze w szoku, czy już w fazie rozliczeń?

Jacek Protasiewicz: Ani w szoku, ani w rozliczeniach.

Bo łudzicie się, że to tylko żółta kartka, a nie czerwona.

Na pewno to nie jest czerwona kartka.

To się okaże.

Szykujemy się do drugich tur, bo tych w kraju będzie bardzo dużo

W niektórych regionach rzeczywiście można to zdefiniować jako ostrzeżenie, czyli żółta kartka, natomiast szykujemy się do drugich tur, bo tych w kraju będzie bardzo dużo.

Panie przewodniczący, jeśli po siedmiu latach rządów, jeśli po awansie Tuska, jeśli po zmianie premiera, odchodzi od was ponad 1,5 mln wyborców, to trzeba powiedzieć: klęska.

Nie, ponieważ to nie były wybory parlamentarne ani prezydenckie. To były wybory w największym możliwym stopniu oceniające lokalną sytuację, w tym również lokalnych działaczy PO.

Też, ale w wyborach do sejmików to jest jednak pokazanie: nie chcę tej Platformy, Platforma mi się nie podoba. 1,5 mln wyborców albo zostało w domu, albo zagłosowało na kogoś innego.

Ja mam tę satysfakcję, że na Dolnym Śląsku nasz wynik, w porównaniu do tego sprzed czterech lat, jest lepszy.

O Dolnym Śląsku to my jeszcze porozmawiamy. Ale w skali kraju - 1,5 mln mniej.

W dużym stopniu ja uważam - i to jest naprawdę oparte na takiej spokojnie racjonalnej analizie sytuacji sprzed i z wyborów, ale kilka dni przed niedzielnym głosowaniem - że te wielokrotnie powtarzające się od kilku już tygodni sondaże, mówiące o przesądzonym zwycięstwie PO nad PiS sprawiły, że część naszych wyborców została w domu, uspokojona...

A, czyli to sondaże wszystkiemu winne. To znam takich, którzy też zwalają wszystko na sondaże.

Nie tylko sondaże, ile ich efekt. W 2005 roku, przed drugą turą prezydencką to była tura rozstrzygająca o tym, czy prezydentem miałby zostać Donald Tusk czy nieżyjący już Lech Kaczyński, było bardzo podobnie.

A ja mam poczucie, że jak rozmawiam z politykami PO, to wy nie za bardzo macie pojęcie ani dlaczego przegrywacie, ani co zrobić, żeby to zmienić przede wszystkim.

Co zrobić to wiemy, bo np. jeśli wrócimy do Dolnego Śląska - proszę zauważyć, że w mieście, które jest słusznie nazywane miastem największych problemów społecznych jakim jest Wałbrzych, prezydent pod szyldem PO, a nie ukrywający się, czy powiedzmy - startujący pod jakimś lokalnym komitetem, zdobywa ponad 80 proc. głosów. To jest najwyższych bodaj wynik w kraju. I to jest dokładnie realizacja strategii pani Ewy Kopacz - bliżej ludzi, rozwiązywać problemy, na którym ludziom zależy, a nie prowadzić ideologiczne spory.

A nie jest tak, że te wybory pokazały, i pan to gdzieś z tyłu głowy ma, że jak wy nie postraszycie PiS-em, to nie jesteście w stanie wygrać?

PiS sam sobą straszy

PiS sam sobą straszy i jeśli zdarzy się teraz mu prowadzić jakieś rządy w regionie, to za rok Polacy, zwłaszcza ci młodsi, będą dokładnie wiedzieć, z czym się wiążą rządy PiS-u.

Czyli już pan zaczyna tę długą kampanię straszenia PiS-em.

Nie. Wałbrzych jest świetnym przykładem tego, że kiedy jest się naprawdę blisko ludzi i nawet w najtrudniejszych społecznych okolicznościach prowadzi politykę, na której zależy ludziom, wcale nie zamożnym, nie średniej klasie, nie przedsiębiorcom, tylko ludziom zwykłym, z problemami społecznymi, to się osiąga tak znakomite rezultaty jak prezydent Szełemej.

A nie ma pan poczucia, że wam te wybory poszły jak Państwowej Komisji liczenie głosów?

Nie chciałbym komentować Państwowej Komisji Wyborczej.

Nie, proszę właśnie skomentować, bo zastanawiam się, czy rządząca partia nie czuje się nieswojo, gdy widzi tę - przykro to powiedzieć - farsę, którą obserwujemy z liczeniem głosów.

Tylko proszę pamiętać, że Państwowa Komisja Wyborcza z definicji musi być instytucją niezależną od rządzącej partii wyborczej.

Zgoda, ale to wy dajecie pieniądze, rządzący są odpowiedzialni za przetargi, które się tam rozgrywają. To rządzący i rząd płaci za system informatyczny i płaci za jakiś kompletny bubel.

Trwanie przy tym wariancie, że najniższa cena decyduje, nie raz już zaprowadziło nas na manowce

Ale wybiera i organizuje przetargi Państwowa Komisja Wyborcza, de facto Krajowe Biuro Wyborcze, bo to jest organ wykonawczy tego zacnego gremium. Na pewno coś trzeba zrobić z ustawą o zamówieniach publicznych, bo widać, że trwanie przy tym wariancie, że najniższa cena decyduje, nie raz już zaprowadziło nas na manowce.

Czyli rozumiem, że pan też czuje ten wstyd, który ja czuję, patrząc na to, co się dzieje.

Zdecydowanie. Jest rodzaj zażenowania plus ogromnego kłopotu, bo rzeczywiście mija 30 godzin od wyborów i nie wiemy nic. Nie to, że czegoś nie wiemy - niczego nie wiemy.

Będą w Platformie powyborcze rozliczenia?

Będziemy na pewno rozmawiać i analizować kampanię wyborczą.

Ale przywództwo Kopacz niezagrożone?

Nie, absolutnie nie, ponieważ będziemy tę kampanię analizować pod kątem skuteczności w poszczególnych regionach. Wybory samorządowe siłą rzeczy odbywają się właśnie w regionach, w gminach, powiatach a krajowe przywództwo, czy przewodnicząca krajowa, jest tylko i wyłącznie wsparciem dla lokalnych liderów, którzy albo zdali egzamin ze swojej kadencji, albo go nie zdali.

A przewodnicząca krajowa sprawdziła się w tej kampanii? I jej pomysł na tę kampanię, i jej pomysł na siebie w tej kampanii?

Absolutnie tak.

Co widać po wynikach.

Jak widać po wynikach na przykład właśnie Wałbrzyskich, cały czas do tego przykładu wracam...

No dobra, pan o Wałbrzychu, to ja powiem o Wrocławiu. Dutkiewicz, osiem lat temu 84 proc., 71 proc. cztery lata temu, w tym roku 40 proc. - popierany przez Platformę Obywatelską. To jest skala sukcesu dolnośląskiego.

Tak, ale jeśli chodzi o wynik Platformy w mieście, niezależnie od pana prezydenta, jest porównywalny do tego sprzed czterech lat.

Czyli Platforma dobra, Dutkiewicz zły teraz, tak?

Nie, nie. Po prostu pan prezydent Dutkiewicz stał się obiektem bardzo brzydkiego, nie chcę powiedzieć czarnego PR, bo ciężko nazwać to atakiem, ale na kilka dni przed wyborami wycieka z prokuratury do mediów jakaś zaskakująca informacja, która dzisiaj nie znajduje potwierdzenia, o rzekomym postępowaniu prowadzonym przeciwko niemu. Coś tak niebywałego, że...

Ale on też trochę sobie zasłużył na ten wynik. Tajemniczy wypadek, wszystkie historie z tym związane. Coś tam się działo chyba nie tak.

Tajemniczy wypadek, bardzo pospolity jeżeli chodzi o okoliczności, zderzenie z tramwajem każdemu się może zdarzyć. Przede wszystkim, kiedy też analizujemy sondaże z tygodnia przedwyborczego i rezultatów niedzielnych widać, że ten dziwny, czarny PR na pewno odebrał kilka tysięcy głosów panu prezydentowi i to było te kilka tysięcy rozstrzygających o drugiej turze.

To jeszcze jedna lupa przyłożona, tym razem do Zielonej Góry. Pański kandydat przegrał z kandydatem Schetyny. I co teraz?

Mówi pan o Jeleniej Górze?

Tak, przepraszam, o Jeleniej Górze.

Jest to, powiedziałbym, kapitalna sytuacja pokazująca tylko jak Platforma...

Jak jest silna! Kandydat Protasiewicza może zetrzeć się z kandydatem Schetyny i obaj są wygrani. To co zrobicie przed drugą turą?

Jest to sytuacja taka, że rzeczywiście w Jeleniej Górze w drugiej turze będzie wybór pomiędzy dwoma osobami związanymi z Platformą Obywatelską.

Jedna od Schetyny, druga od Protasiewicza.

Tak jest.

I co z tym pasztetem?

Ale bardzo dobry wynik otrzymali obaj panowie, bo jeden nieco powyżej trzydziestu a drugi nieco poniżej trzydziestu procent i zmierzą się w drugiej turze. Chciałbym, żeby wielu mieszkańców wielu polskich miast miało taki komfort, że będą wybierali między członkiem Platformy i osobą rekomendowaną przez PO.

Ale rozmawiał pan już o tym ze Schetyną, czy wciąż pan nie może znaleźć do niego numeru telefonu?

Pan minister wczoraj był na posiedzeniu ministrów spraw zagranicznych Unii Europejskiej, ale na pewno pod koniec tygodnia będziemy się we Wrocławiu, na Dolnym Śląsku, spotykać w gronie kolegialnym władz Platformy.

Bo nie jest tak, że pani nie może, nie ma do niego numeru telefony, że już się tak skłóciliście, że wyrzuciliście do siebie numery.

Mam jakiś poprzedni, jeszcze sprzed powołaniem na funkcję ministra. Nowego nie szukałam, bo nie potrzebowałem.

Mogę dać panu, podyktować. Do MSZ jest prosty: 523 90 00, prosić z gabinetem ministra i Schetyna odbierze.

I to działa?

Na pewno, jak usłyszy, że Protasiewicz dzwoni. Nie odebrałby pan?

No zobaczymy.

Ale rozumiem, że nie ma mowy, że Platforma twardo postawi na któregoś z tych kandydatów.

Platforma ma swojego kandydata, którego...

No tak, Platforma Protasiewicza, ale Platforma Schetyny ma innego.

Nie. Lokalna Platforma, regionalna i po dyskusjach na zarządzie krajowym, ostateczna rekomendacja jest do pana doktora Marka Obrębalskiego, zresztą założyciela Platformy i prezydenta poprzedniej kadencji. To nie jest człowiek znikąd. To jest bardzo dobra propozycja personalna na prezydenta.

Ostatni pytanie od słuchaczy, którzy pytają, czy Jacek Protasiewicz po jego "incydencie frankfurckim" nie czuje się współprzyczyną czy współsprawca tej porażki?

Z całą odpowiedzialnością, drodzy państwo, stwierdzam tak: pewnie ten "incydent frankfurcki", niechlubny, mógł wpłynąć w jakimś stopniu na wybory europejskie, ale ja od tamtego czasu wycofałem się z kandydowania, także moja osoba nie stanowi postawy oceny wyborców, ponieważ ja nie kandydowałam ani w wyborach parlamentarnych, do Parlamentu Europejskiego ani samorządowych.

No, ale obraz Platformy pan współtworzy.