Nie da się przeoczyć zaskoczenia, z jakim przedstawiciel polskiego rządu przed europejskim Trybunałem Sprawiedliwości przyjął wniosek o wyłączenie z orzekania w sprawie polskiej KRS prezesa Trybunału Koena Lenaertsa. Delikatne stwierdzenie, że "raczej nie przyczynia się to do tego, że orzeczenie będzie korzystne", nie zamyka wszystkich efektów tego zajścia.

REKLAMA

Rozpaczliwiec w grze

Wniosek przedstawiciela Zbigniewa Ziobry nie ma właściwie żadnych szans na uznanie przez sędziów. Nie tylko dlatego, że został złożony dopiero w wystąpieniu końcowym w zasadzie już po rozprawie. Także dlatego, że jest słaby merytorycznie, a jego ustne uzasadnienie prokurator Szafrański w dużym stopniu oparł na zmyśleniach i nader swobodnym kojarzeniu faktów, które większość ludzi nazywa niedorzecznościami. Po zweryfikowaniu zostaje z niego tak niewiele, że w zasadzie nic:

Zmyślone argumenty przeciw prezesowi TSUE >>>>

Występujący przed TSUE zaraz po przedstawicielu prok. Ziobry pełnomocnik Polski oświadczył tylko, że "polski rząd nie ma stanowiska w tej sprawie", wyraźnie zdystansował się więc od działania dotychczasowego sojusznika. Co więcej - po rozprawie przyznał, że partner nie tylko go zaskoczył, ale też w istocie działał przeciwko ich wspólnym interesom. Stwierdzenie Bogusława Majczyny, że wniosek PG raczej Polsce nie pomoże, to daleko posunięty eufemizm.

Nie chodzi o sędziów ani sprawę

Na samo złożenie wniosku o wyłączenie z orzekania Koena Lenaertsa publiczność na sali rozpraw Trybunału zareagowała śmiechem. Prok. Szafrański przez kilka poprzednich godzin dał się poznać jako nieznający trybunalskich procedur uczestnik postępowania, którego trzeba wielokrotnie przywoływać do porządku. Zdanie na jego temat wyrobili już sobie także sędziowie, to jednak nie miało w tym spektaklu znaczenia.

Fakt, że ktoś gotów jest ośmieszyć za granicą samego siebie i swoje racje, a w efekcie doprowadzić do przegranej, świadczy tylko o jednym - nie chodzi ani o niego, ani o wygraną w TSUE. Chodzi bowiem o narrację, która zostanie przedstawiona wyborcom w kraju.

Narracja, czyli interpretacja

Sposób przedstawienia dalszego rozwoju wydarzeń będzie zapewne pełnym emocji wskazywaniem, że sędziowska kasta ogarnęła już całą Europę i nie pozwala na odrodzenie się sprawiedliwości prawdziwej, tj. takiej, jaką reprezentuje już nie polski rząd, ale sam jego minister sprawiedliwości. Polski rząd w zestawieniu z ministrem jest miękki jak Bogusław Majczyna w zestawieniu z prokuratorem Szafrańskim.

Przegranie wniosku o wyłączenie Lenaertsa z orzekania będzie wygraną tych, którzy twierdzą, że TSUE nie spełnia podstawowego kryterium obiektywizmu. Skoro zarzut stronniczości postawiono prezesowi, to kiedy pozostali sędziowie wezmą jego stronę - w istocie ściągną zarzut stronniczości na samych siebie. Sprawa KRS zostanie przegrana, ale tylko przed Trybunałem. Ale jakież to będzie miało znaczenie, skoro przy okazji będzie można postawić zarzuty całemu Trybunałowi?

Czy Zbigniew Ziobro jest jeszcze w rządzie?

Kiedy kilka dni temu kojarzona od jakiegoś czasu bardziej z prezydentem i premierem Julia Przyłębska nieoczekiwanie ogłosiła, że jeden z sędziów Trybunału Konstytucyjnego zwrócił się do niej z oburzającym wnioskiem - podejrzenie padło na uznawanego za nieprzejednanego "ziobrystę" Mariusza Muszyńskiego. Przyłębska nie podjęła dotąd żadnych działań dyscyplinarnych, nie ujawniła też, który z sędziów jest autorem wniosku ani czego ten wniosek dotyczy. Zasygnalizowała tylko problem, nie rozwiązując go.

Gdyby chodziło o coś tak łatwego jak rozprawienie się z przeciwnikiem po przeciwnej stronie politycznej barykady, któregoś z tzw. "starych" sędziów TK - zapewne nie wahałaby się ani chwili. W tej jednak sprawie nie poszła ani o krok dalej.

Reprezentujący polski rząd Bogusław Majczyna w obliczu jawnego dysonansu między tym, co przez rząd uzgodnione, a zachowaniem reprezentanta Ziobry - także nie poszedł krok dalej. Nie jego to oczywiście rola. To rola premiera.

Niespecjalnie mi wychodzi wyobrażanie sobie, jak Mateusz Morawiecki wzywa Zbigniewa Ziobrę i pyta: "Czy pan chce tę sprawę w końcu wygrać czy przegrać?". Na to nawet premier zna już odpowiedź.

Mogę sobie jednak wyobrazić premiera pytającego ministra: "Czy jest pan jeszcze członkiem mojego rządu, czy już nie?".