Furorę robi dziś wracający jak zły szeląg pomysł wprowadzenia zakazu zakrywania twarzy przez uczestników demonstracji. Jego zwolennikom proponuję przemyślenie tego, czemu - poza ułatwieniem życia siedzącym przed monitorami policjantom - ten zakaz ma służyć?

REKLAMA

Mamy prawo do anonimowości

Ludzka skłonność do pozbawiania się własnych praw obywatelskich może zdumiewać. Skoro jednak aż 80 proc. uczestników naszej sondy to popiera, warto, by miały świadomość na co się właściwie decyduje.

Konstytucja daje w art. 57 każdemu z nas prawo organizowania i uczestniczenia w demonstracjach. Jego ograniczenie można wprowadzić ustawą, ze względu na bezpieczeństwo publiczne. Czy jednak zakrycie twarzy jest zagrożeniem bezpieczeństwa? Czy ustawą można uzależnić korzystanie z konstytucyjnego prawa - od wyglądu zewnętrznego?

Tak, to prawda - ukrywanie tożsamości pod kominiarką bardzo często wiąże się z zamiarem łamania prawa. Wszyscy to widzieliśmy. Ale czy to upoważnia kogokolwiek do stawiania tezy, że każdy, kto ukrywa twarz - jest przestępcą?

A może ktoś demonstrujący przeciwko zwalnianiu z pracy zakrywa twarz, bo nie chce być rozpoznany w obawie przed utratą pracy?

Może urzędnik państwowy z tych samych powodów nie chce być rozpoznany podczas manifestowania poglądów niekoniecznie związanych z wykonywaną dobrze pracą, a takich, jakie nie odpowiadają jego szefom?

Poza tym, skoro ustalimy, że zakrywanie twarzy automatycznie wiąże się z przestępczymi zamiarami, to dlaczego takie prawo miałoby działać tylko podczas demonstracji? Może wprowadzimy taki zakaz wszędzie?

Mit zapewniania bezpieczeństwa

Powszechnie podnoszony argument za zakazem mówi o zapewnianiu w ten sposób bezpieczeństwa. Zachodzę w głowę w jaki sposób, skoro zapewniająca to bezpieczeństwo policja już dziś ma prawo do nakazania zdjęcia maski każdemu legitymowanemu dla ustalenia tożsamości zatrzymanemu? Jeśli policja tego prawa nie wykorzystuje - to po co jej kolejne uprawnienie?

Podstawowym zadaniem policji jest ochrona życia lub zdrowia ludzi oraz mienia przed bezprawnymi zamachami naruszającymi te dobra. Policja może i powinna legitymować i zatrzymywać osoby, stwarzające bezpośrednie zagrożenie. Tym trzeba się zajmować w czasie, kiedy bezpieczeństwo jest zagrożone. Przeglądanie zapisu monitoringu po fakcie to już nie bezpośrednie zapewnianie bezpieczeństwa, ale gromadzenie materiału dowodowego, kiedy niebezpieczeństwa już nie ma.

Polityczne ADHD

Potrzeba zmiany przepisów wraca w Polsce jak bumerang, ilekroć państwo nie zdaje jakiegoś egzaminu. Kwestia zakazu zakrywania twarzy podczas demonstracji pojawia się cyklicznie po każdym większym niepokoju, mimo że Trybunał Konstytucyjny wypowiedział się w tej sprawie już w 2004 roku. Niemal dokładnie 9 lat temu TK orzekł, że zakaz "uczestnictwa w zgromadzeniach osobom, których wygląd zewnętrzny uniemożliwia ich identyfikację, jest niezgodny z art. 2 oraz art. 57 w związku z art. 31 ust. 3 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej".

Między innymi Trybunał wskazywał na brak precyzji w opisie tego, co zabronione. Słusznie. Ciekaw jestem, jak językiem prawnym opiszą zakaz zakrywania twarzy prawnicy, przygotowujący projekty w tej sprawie.

Czy zakaz będzie dotyczył wymienionych w ustawie kominiarek, czy także bandan, arafatek, czapek baseballowych, kepi Legii Cudzoziemskiej, czapek pilotek i kapeluszy fedora? Czy będzie też dotyczył zniekształcającego rysy twarzy nadmiaru makijażu? Użycia peruk? Może także noszenia zarostu?

Stosować prawo, które jest

Nie proponuję przemyślenia swoich działań politykom. Ich skłonność do histeryzowania i nieustannego "poprawiania" prawa uzasadnia ich istnienie.

Proponuję jednak tym wszystkim, którzy wspierają zagrażający ich własnym, konstytucyjnym prawom pomysł kolejnego zakazu zastanowienie się - czy warto?

Czy nie lepiej wymagać egzekwowania tego prawa, które jest, a nie zawsze jest wykorzystywane?