Od kilku dni spodziewaliśmy się postanowienia zabezpieczającego TSUE ws. skargi Komisji Europejskiej. Wiarygodne wróble wyćwierkały, a analiza faktów potwierdzała, że dowiemy się o nim właśnie w piątek, 19 października. Figury były więc rozstawione, akcja z grubsza zaplanowana - czekaliśmy tylko na tzw. „bum”. Wczorajszy dzień wyglądał więc ostatecznie tak.

REKLAMA

10:00 - Trybunał zaczyna pracę. Nic się nie dzieje. OK, znamy procedurę, wiemy, że wydane już postanowienie (domysł, ale nader wiarygodny, któremu źródła - co istotne - nie zaprzeczają) wejdzie w życie z chwilą doręczenia, tj. otwarcia przez strony w sprawie (Komisję Europejską i Polskę, reprezentowaną przez przedstawicielstwo w Brukseli) przesyłki w systemie e-Curia.

Żadnego potwierdzenia, że to nastąpiło jednak nie ma. Czekamy. Dopiero otwarcie przesyłki, zasygnalizowane przez system e-Curia Trybunałowi, otworzy drogę do wydania w tej sprawie komunikatu, na który czekamy.

10:14 - w przedstawicielstwie Polski w Brukseli pytam, czy dotarła (i została otwarta) przesyłka z TSUE. Odpowiedź brzmi "nie", choć komentarz potwierdza, że tam też na nią czekają.

10:37 - zniecierpliwiony wypuszczam tweeta "UJAWNIAMY! W odkręceniu tabliczki na siedzibie polskiego przedstawicielstwa w Brukseli wcale nie chodziło o Tuska! Chodziło o to, żeby zmylić kuriera, dostarczającego postanowienie TSUE o środkach tymczasowych wobec Polski, w związku ze skargą Komisji Europejskiej...;-)" Parę osób się śmieje, ale kilka zastanawia.

10:49 - telefon do TSUE (nieprzypadkowo dopiero teraz; do serwisu o 11:00 ew. zdążę, a wcześniejsze dzwonienie nie dawałoby gwarancji, że będziemy na bieżąco) - odpowiedź brzmi "nie mamy potwierdzenia odbioru". Czyli kicha, mamy kolejną godzinę na rozwój wydarzeń.

11:21 - SMS od Żywo Zainteresowanego z pytaniem, czy słyszałem, że dziś ponoć TSUE ma wydać postanowienie o zabezpieczeniu. Pyta w imieniu Bardzo Zainteresowanej Osoby. Odpowiadam, że od rana niczym innym się nie zajmuję. Potwierdzam oczekiwanie, i dzielę się podejrzeniem, że polskie przedstawicielstwo być może lekko ściemnia i przesyłkę już ma, ale z oczywistych względów nie chce jej otwierać, bo to umożliwiłoby informowanie o niej. A to dla polskiej strony przed wyborami oczywisty problem.

Zainteresowany pyta, co wg mnie jest w zabezpieczeniu. Odpowiadam. Cieszy się.

11:27 - telefon do Komisji Europejskiej. Odpowiedź - " nawet jeśli pismo wpłynęło - nie informujemy o tym, bo to część procedury procesowej". Tym bardziej mi nie powiedzą, co pismo zawiera, a już na pewno nie przed oficjalnym potwierdzeniem przez TSUE - gospodarza postępowania. Rozmawiamy oficjalnie, więc odpowiedź akceptuję, choć nie dowierzam. Jak się potem okazuje - chyba słusznie. Czekamy dalej.

12:25 - telefon od Dobrego Człowieka, rozstawionego na uboczu szachownicy, ale jeśli już - nigdy nie wpuszczającego w maliny. „Z informacją, czy po informację?” - pytam dość bezceremonialnie. „Mam to” - mówi po prostu - „Właśnie Panu wysłałem. Nie jest po polsku, ale da Pan sobie radę, Pan pewnie wie lepiej, co z tym zrobić”.

Tłumaczy mi sentencję postanowienia a vista, notuję. Czyli jesteśmy w domu.

12:28 - Dostaję od Dobrego Człowieka maila z oryginalną, choć obcojęzyczną wersją kluczowej treści postanowienia TSUE. Wrzucam ją w tłumacza Google, jednocześnie odwołując się do licealnej, prehistorycznej znajomości języka, w którym ją sporządzono. Ogarnięcie treści zajmuje około 4 minut.

12:32 - SMS od bardzo Dobrze Zorientowanego, trałującego te same rejony - dokładnie ta sama treść postanowienia TSUE, w tym samym obcym języku. O 12:33 odpisuję, że już to mam.

Piszę wejście na 13:00. W redakcji ktoś pokrzykuje, że Bielecki z Brukseli dał już o tym tweeta.

Sprawdzam - dał, o 12:38, ale ogólnikowego, o „zawieszeniu czystki w SN”, bez szczegółów. Pisze coś o „famus boni iuris”, że na wyrok ostateczny poczekamy miesiące... ignoruję.

12:44 - sam puszczam opartego na własnych źródłach tweeta: „Znamy treść zabezpieczenia, wydanego przez TSUE: zawieszenie przepisów dotyczących stanu spoczynku najstarszych sędziów Sądu Najwyższego i przywrócenie ich do pracy na warunkach, obowiązujących przed wejściem w życie nowej ustawy o SN, i wstrzymanie mianowań na ich miejsca.”

12:46 - obcojęzyczną treść postanowienia wysyłam umówionemu wstępnie już poprzedniego dnia Ekspertowi. Wciąż liczę, że z nim pogadam - miało być przed południem, ale dopiero teraz przez dziwną zwłokę mamy o czym.

12:56 - wejście na antenę mam gotowe, na Twitterze uzupełniam więc zestaw faktów: „Postanowienie zabezpieczające TSUE wprowadza zakaz powoływania nowego I Prezesa SN a także osoby, pełniącej jego obowiązki. Polska została zobowiązana do składania comiesięcznych raportów z realizowania postanowienia o środkach tymczasowych” - łącznie z poprzednim tweetem to w zasadzie wyczerpuje temat.

13:00 - wejście: mówię, co wiem, czyli sporo, i co to znaczy. Z jednej strony zabezpieczenie o treści zdobytej "nieoficjalnie", z drugiej - wprost o postanowieniu już przez TSUE "wydanym". Jaki jest status tej informacji, uzależniony od tego czy przesyłkę otwarto czy nie - staje się z tą chwilą obojętne.

13:11 - w PAP depesza: premier potwierdza "przyszło zawiadomienie ze strony TSUE..." i dodatek , że doszło do tego kilka godzin temu. Wnioskuję, że narracja "nie otrzymaliśmy przesyłki" poszła się paść.

13:13 - kontakt z Bardzo Dobrze Zorientowanym, przez jeden z najlepiej zaszyfrowanych komunikatorów. W efekcie wiem ciut więcej. Analizuję i ogarniam całość, przymierzam się do rozmowy z rozstawionym na szachownicy już poprzedniego dnia Ekspertem.

14:00 - wejście w zamyśle porządkujące zestaw informacji. W zasadzie ich komplet.

14:08 - rozstawiony i wstępnie umówiony Ekspert pyta mailowo "widzimy się? Słyszymy?". Fakt, trochę się zadziało i nie było czasu na kontakt. Oddzwaniam - zajęte.

14:15 - oddzwaniam ponownie, zapowiadając, że w ciągu 10 minut zadzwonię ze studia, żeby Eksperta nagrać telefonicznie. Na jazdę z mikrofonem i powrót na czas serwisu o 15:00 szanse są niewielkie, mimo że to blisko - nie zdążę.

14:15 - dociera mail z TSUE - komunikat, na który czekamy od 10:00. Wyłapuję go natychmiast, robię skan itp. Nie kończę, bo;

14:21 - jest już komunikat TSUE. Pytam przy okazji o parę kwestii dotyczących szczegółów raportowania przez Polskę realizacji postanowienia, dopytuję o pełne postanowienie (nie komunikat), słyszę, że będzie publikowane dopiero w poniedziałek, ale w zasadzie...

14:24 - wrzucam tweeta ze skanami komunikatu - wreszcie coś oficjalnego.

14:28 - zgodnie z ustaleniem sprzed 4 minut dostaję mailem już nie żaden streszczający komunikat, ale pełne postanowienie Trybunału Sprawiedliwości.

14:29 - wysyłam postanowienie Ekspertowi - jeśli mamy gadać poważnie, to nie na podstawie komunikatu, tylko pełnego postanowienia. Idę potem do studia i dzwonię, żeby Eksperta poinformować, że nagram go za chwilę - kiedy już ma pełny tekst, nie komunikat, i jakieś 10 minut na przetrawienie go.

14:46 - dzwonię do Eksperta i nagrywamy rozmowę. Trwa to parę minut.

14:54 - kończę rozmowę, piszę podprowadzenie, wycinam fragment dźwięku - tzw. "setkę" . Słysząc, że serwis już się zaczął, wchodzę do studia.

15:00 - wejście jest trochę "z czapy", bez żadnego dogadywania i przygotowanego tekstu. Słyszę swoje podprowadzenie i wchodzę, puszczając ,z ręki" niesprawdzony technicznie dźwięk z telefonu. Ale dajemy radę.

15:17 - grzecznościowo rozsyłam maila z pełną treścią postanowienia TSUE: do biura Bardzo Zainteresowanej Osoby, do Dobrego Człowieka i do Dobrze Zorientowanego. Oczywiście do każdego osobno, żeby z listy adresowej maila nie dowiedzieli się o sobie nawzajem.

To z grubsza koniec akcji. Pominąłem kilka niemniej smakowitych wątków, ale zbyt ich wiele, żeby opisać wszystkie.

Potem dowiedziałem się, że Bardzo Zainteresowana Osoba w chwili otrzymania kluczowej i oficjalnej informacji wpadła właśnie do biura z pytaniem "to jak to w końcu jest?" i powiedziano jej "właśnie drukujemy postanowienie TSUE" .

Żywo Zainteresowany z kolei w SMS po południu napisał "dzięki panu Bardzo Zainteresowana Osoba cieszyła się o godzinę wcześniej".

A najlepiej opisująca uwarunkowania całej akcji rozmowa brzmiała tak:

Ja: Sorry, że was obszedłem i dałem treść postanowienia przed waszym potwierdzeniem, ale wie pan, taką mam pracę...

Rozmówca: Sorry, że nie mogłem tego panu powiedzieć wprost, ale wie pan, taka praca...

:-)