Działania dezintegracyjne SB w odniesieniu do relacji między Wałęsą a Walentynowicz czy Gwiazdą są znane historykom od kilku dobrych lat - mówi RMF FM dr Antoni Dudek, historyk Instytutu Pamięci Narodowej.

REKLAMA

Przemysław Marzec: Te dokumenty, które opublikował Lech Wałęsa, rzucają nowe światło na to, jak rozgrywano konflikty w łonie „Solidarności”?

Antoni Dudek: Nie rzucają nowego świata, ponieważ historycy znają je już od kilku lat, pisali o nich. Problem tylko w tym, że to co piszą historycy nie przekłada się do świadomości masowej tak jak wtedy, kiedy coś publikuje Lech Wałęsa. W tym sensie one mogą dotrzeć do większej liczby odbiorców. Działania dezintegracyjne Służby Bezpieczeństwa także w odniesieniu do relacji między Wałęsą – z jednej strony – a Anną Walentynowicz czy Andrzejem Gwiazdą – z drugiej strony – są znane historykom od kilku dobrych lat. Ja sam o nich pisałem w 2004 r.

Przemysław Marzec: Czy ta ich wzajemna niechęć nie wynika stąd, że SB próbowała antagonizować ich między sobą, że Anna Walentynowicz czy Andrzej Gwiazda mogli ulegać inspiracji SB?

Antoni Dudek: SB podsycała realnie istniejący spór – spór, który zaczął się co najmniej w roku 1980 r. wokół kształtu „Solidarności”, wokół tego, że to Wałęsa został liderem „Solidarności” i jego polityki jako lidera „Solidarności”. To był spór autentyczny, rzeczywisty i SB ten spór dość skutecznie podsycała. Trzeba pamiętać, że SB zazwyczaj nie udawało się wygenerować sztucznie żadnych konfliktów, natomiast zdarzało się – i to jest przykład, o którym mówię – podsycać realnie istniejące konflikty. Natomiast nie da się udowodnić na podstawie tych dokumentów, że to była grupa ludzi, która się ze sobą przyjaźniła i SB po prostu tą przyjaźń zniszczyła. To jest nieprawda. Ta przyjaźń się skończyła latem 1980 r., kiedy Wałęsa został liderem „Solidarności”, a później już tylko SB ten spór generowała, podsycała, i tyle.

Przemysław Marzec: Lech Wałęsa tutaj ma dosyć twarde żądania. Mówi: „powinienem zostać przeproszony, powinny zostać odebrane ordery Orła Białego”. Pan się zgadza z taką interpretacją tych dokumentów?

Antoni Dudek: Nie. Myślę, że Lech Wałęsa wyciąga zbyt daleko idące wnioski. On stara się obronić swojego punktu widzenia, swojej historii, swojej osoby. Natomiast, po pierwsze, ordery Orła Białego Walentynowicz i Gwiazda dostali za coś innego niż oskarżanie Lech Wałęsy. Dostali za zasługi dla polskiej demokracji, polskiej niepodległości, za współtworzenie ruchu „Solidarności”. Natomiast to jednego dowodzi, że część ich oskarżeń bardzo gwałtowny była podsycana przez Służbę Bezpieczeństwa. W tym sensie Wałęsa ma racje. Tak, te zarzuty Gwiazdy i Walentynowicz były podsycane przez SB, ale trzeba też pamiętać, że i Gwiazda, i Walentynowicz, wiedzą o tych dokumentach od lat, bo IPN im je udostępnił. To nie jest tak, że nagle Wałęsa dostał dokumenty, których nie zna Gwiazda czy Walentynowicz. Oni znali te dokumenty i wiedzą, w jakim zakresie próbowano nimi grać. Z resztą sama Walentynowicz miała świadomość takiej gry, gdy na przykład do obozu internowania jej podrzucono materiały, które miały dowodzić, że Wałęsa był agentem SB. Ona sama w latach 80. mówiła, że to są podrzutki i fałszywki, ale to nie zmieniło jej oceny, że ona i tak uważała Wałęsę za agenta SB. Trzeba odróżnić te dwie rzeczy. Mówiąc krótko, tych dokumentów nie można zinterpretować tak, jakby chciał Wałęsa, że po prostu one pokazują w całości intrygę SB, która sprawiła że Gwiazda czy Walentynowicz oskarżają Wałęsę niesprawiedliwie. Nie. Tu mamy tylko dowód na podsycanie tego antagonizmu. Na nic więcej.