Gdzie leży przyczyna awantury z polskimi pływakami w Tokio? W niedopilnowaniu procedur. To moje zdanie. Ignorowanie reguł, zapisów i systemów, które porządkują nasz świat, jest bardzo głęboko zakorzenione w naszej mentalności. Chyba jedynie bardziej zakorzeniony jest - jak pisał Zygmunt Miłoszewski w powieści "Jak zawsze" - gen polania wódki. Kto zatem odpowiada za procedury w polskim sporcie? I dlaczego często jest to nikt?

REKLAMA

Abstrahując od całej medialnej i głośnej awantury wokół pływaków oraz tego, kto ma rację, trzeba powiedzieć wprost: ktoś nie dopilnował procedur. Moim celem nie jest teraz ich wyjaśnianie, ale ktoś powinien za to odpowiadać. Po to by zawodnicy, trenerzy czy prezes mogli skoncentrować się na swoich zadaniach.

Polski Komitet Olimpijski twierdzi, że wina leży po stronie Polskiego Związku Pływackiego, bo to zadaniem związku jest pilnowanie przepisów. Federacja natomiast mówi o niefrasobliwości PKOl-u, który jako jedyny miał mieć dostęp do systemu, w którym można obserwować ostateczne i zweryfikowane zgłoszenia do startu.

Ministerstwo żąda wyjaśnień, a trzymający mikrofony dziennikarze i kamery operatorzy, żądają nawalanki.

Potencjału do nawalanki nie byłoby, gdyby ktoś nie zlekceważył (bo tak to trzeba nazwać) procedur. Zasady, przepisy, reguły - uwielbiamy to ignorować. Nie tylko w sporcie, i każdy dobrze zrozumie, co mam na myśli, bo wielokrotnie taka niefrasobliwość kończyła się bardzo źle, a wręcz tragicznie.

Wiadomo, że w Polskim Związku Pływackim nie ma człowieka stricte odpowiedzialnego za procedury. Odpowiada każdy po trochu, czyli nikt. Na dowód wypowiedź Jana Hołuba dla Polsatu Sport. Z tego co mi wiadomo, nie ma w naszych strukturach nikogo, kto zajmuje się ogarnianiem wszelakich reguł. Był taki pan - Jerzy Kowalski - ale on został zwolniony. Nikt do końca nie wie dlaczego. On był naprawdę świetny, po prostu wszystko zawsze wiedział. Jak się jakieś przepisy zmieniały, to zawsze był przygotowany. Teraz takiej osoby nie ma i dlatego dochodzi do takich sytuacji - stwierdził.

Procedur nie potrafił dopilnować także Polski Związek Kolarski, przez co do Tokio nie pojechała Karolina Karasiewicz.

W 2014 roku nie dopilnowano procedur w Legii Warszawa i do meczu z Celtikiem Glasgow został zgłoszony nieuprawniony wtedy do gry Bartosz Bereszyński. Skutkiem był walkower dla Szkotów i wykluczenie Legii z Ligi Mistrzów.

Ile takich niespodzianek czeka nas jeszcze w polskim sporcie?