Zaczynam swoje siódme Euro, które będę śledził świadomie i z emocjami. Z turnieju 1992 mam naklejki, ale triumfu Duńczyków nie pamiętam zbyt dobrze (a szkoda…). W 2008 roku wszystko nabrało nowych barw, chciałoby się powiedzieć: biało-czerwonych. Tegoroczne mistrzostwa to czwarte kolejne Euro z udziałem naszej reprezentacji. Euro, które budzi chyba najwięcej piłkarskich kontrowersji. Głównie z uwagi na niedawną zmianę selekcjonera oraz taktyki. Czekam zatem na pierwszy, weryfikujący mecz.

REKLAMA

"Nie lubię poniedziałku" to jeden z moich ulubionych filmów. Oglądałem już wiele razy i nie mam zamiaru przestawać. Będę sobie co jakiś czas wracał do produkcji, która - co ważne z piłkarskiego punktu widzenia - pokazuje nam czasy jeszcze sprzed "ery Kazimierza Górskiego", bo film powstał w 1971 roku. 50 lat później poniedziałek będzie dniem naszego pierwszego meczu na Euro 2020.

Mogę się trochę oszukiwać, ale czekam na ten poniedziałek, choć będę oglądał mecze już od piątku. Coś tam sobie przeanalizuję, na coś ponarzekam, ale myślami będę przy poniedziałku. Podobnie jak jeden z bohaterów "Nie lubię poniedziałku" szukał treblinek do kombajnu, tak ja będę szukał odpowiedzi na kilka nurtujących pytań i nawet się nie oszukuję, że je znajdę. Nawet kiedy poznam skład wybrany przez Paulo Sousę, mogę nie być jeszcze pewny wszystkiego.

Bo przecież trener wystawia taką "jedenastkę", że nie wiadomo, jakie to będzie finalnie ustawienie. Najprościej na starcie udzielić odpowiedzi, że hybrydowe. Inne, gdy atakujemy, inne, gdy bronimy. Tak nowocześnie mamy grać. Tak gra w klubach część naszych reprezentantów. Czy jednak Sousie starczyło czasu, by zaimplementować nowe rozwiązania do naszego piłkarskiego DNA? Na razie można mieć wątpliwości. Z Islandią zagraliśmy przeciętnie. No ale teraz piłkarze mają łapać świeżość. W Sankt Petersburgu ma być lepiej, choć nikt nie wie jak, bo naprawdę trudno rozgryźć plan selekcjonera na wyjściową "jedenastkę".

Czy wierzę, że będzie dobrze? Tak. Nawet jeśli przed meczem macham ręką z rezygnacją i mówię, że nic z tego, to po pierwszym gwizdku ściskam kciuki, wyginam palce u stóp i czekam na coś wielkiego, coś, co będę wspominał. I chciałbym takich wspomnień po Euro 2020.

Czy są podstawy do takiego pozytywnego myślenia? Nie bardzo. Nasz selekcjoner wydaje się ciągle szukać optymalnych rozwiązań. Albo robi nas w konia i wszystko jest zaplanowane i przygotowane, tylko na zewnątrz na razie mizeria. Jak trudno w to uwierzyć, przyznacie...

Mecz ze Słowacją urasta do rangi "meczu o wszystko" - ile spokoju daje zwycięstwo w pierwszym spotkaniu, pokazało Euro 2016. Po wygranej w Nicei z Irlandią Północną po golu Milika byliśmy właściwie ustawieni. Tu stawka jest równie wysoka.

Wśród czysto piłkarskich pytań, które mnie ciekawią, są te o personalia:

1. Czy zagramy jednym czy dwoma napastnikami?

2. Jakie zadania Sousa wyznaczy Zielińskiemu, Klichowi czy Moderowi, jak ich poustawia?

3. Czy kontuzja Bednarka jest jednak poważna czy nie?

4. Czy na środku obrony w poniedziałek zagra Glik czy Helik?

5. Kto na wahadłach?

6. Czy Kacper Kozłowski dostanie szansę gry na Euro?

Na razie najwięcej jest wątpliwości, a jeśli ktoś rzeczywiście powinien uspokoić nerwy przed naszym pierwszym meczem, to Zbigniew Boniek. Odpalił Brzęczka w ostatniej chwili. Na białym koniu wjechał Sousa. Pozmieniał taktykę i skład, bo też musiał to zrobić. Musiał się od Brzęczka odróżnić i robi to zarówno w kontakcie z piłkarzami, jak i choćby dziennikarzami.

Nie zmienia to faktu, że teraz decyduje się los Bońka. Jak zapamiętamy go jako prezesa PZPN? To oczywiście wątek poboczny, ale na pewno nie bez znaczenia w kontekście mistrzostw Europy.

Po jeszcze więcej informacji odsyłamy Was do naszego nowego internetowego Radia RMF24.pl:

Słuchajcie online już teraz!

Radio RMF24.pl na bieżąco informuje o wszystkich najważniejszych wydarzeniach w Polsce, Europie i na świecie.