Erupcja niechęci i ksenofobii, skala poczucia wyższości, amnezji, niewiedzy i stereotypowego myślenia, jaką ujawniła debata nad przyjęciem bliskowschodnich i afrykańskich uchodźców, wprawiła mnie w osłupienie. Oto naród, który od dwóch wieków przeżywa kolejne fale ekonomicznej i politycznej emigracji i który ma światu coś w tej sferze do zawdzięczenia, stykając się po raz pierwszy, na serio, z sytuacją, w której role są odwrócone, demonstruje jak niewiele ma w sobie empatii i pamięci.

REKLAMA

Nie będę nikogo przekonywał, że przyjmowanie emigrantów z odległych geograficznie i kulturowo regionów, to spełnienie polskich marzeń i że nic lepszego nie mogło się nam przydarzyć. Nie śmiem nawet oczekiwać, byśmy - niczym różne europejskie nacje, witali uchodźców dobrym słowem i ciepłym uśmiechem. Oczywiście, że imigracja ma swoje ciemne oblicza, że doświadczenia Europy północnej i zachodniej są w tej sferze różne, często złe, a nawet fatalne, szokuje mnie jednak to, jak wiele w komentarzach i reakcjach na problem uchodźców jest czystej nienawiści, poczucia polsko-chrześcijańskiej wyższości i przekonania, że oto drzwiami i oknami walą do nas islamscy terroryści przemieszani z leniami, którzy w poszukiwaniu opieki socjalnej ruszają pontonami przez morze, byle tylko móc pobyczyć się w Europie.

W Unii Europejskiej mieszka dziś 44 miliony muzułmanów (cała Unia to ponad pół miliarda mieszkańców, co ma swe znaczenie w dyskusjach o tym, że za chwilę Europa zostanie zdominowana liczebnie przez wyznawców islamu). Pewnie kilkukrotnie więcej odwiedza ją w ciągu roku. Gdyby którakolwiek z organizacji terrorystycznych chciała i mogła zwerbować, sprowadzić czy rozmieścić w Europie sto, tysiąc czy dziesięć tysięcy terrorystów - nie nastręczyłoby to większych trudności. Przysyłanie dżihadystów dziwnymi, niebezpiecznymi drogami i w tłumie uchodźców naprawdę nie jest ani jedynym, ani nawet najlepszym sposobem.

Wbijanie się w przekonanie, że islam to religia krwawa, bojowa i agresywna, a więc każdy muzułmanin dyszy chęcią wyrzynania niewiernych ma - delikatnie mówiąc - niewiele wspólnego z historycznymi doświadczeniami. Zmartwię Państwa, ale były całe wieki, gdy to chrześcijanie byli krwawymi i dyszącymi chęcią podbojów barbarzyńcami, a muzułmanie rozwijali naukę, kulturę i dawali się chrześcijanom obijać. Co więcej - chrześcijanie - katolicy też - potrafili organizować zamachy terrorystyczne, czego dowodzili przez lata Irlandczycy z IRA i Baskowie z ETA. Ostatnie dekady rzeczywiście przyniosły ofensywę agresywnych islamistów, ale epatowanie przekonaniem, że istnieje znak równości między islamem i terroryzmem jest - znów będę delikatny - intelektualnym uproszczeniem.

Nie za bardzo rozumiem, dlaczego próbuje się ustanowić jakąś ostrą linię podziału między uchodźcami wojennymi, a imigrantami ekonomicznymi. I posługiwać nią w debacie nad kryzysem. Czy Polacy uciekali z PRL z powodów politycznych czy ekonomicznych? Otóż najczęściej i z jednych i z drugich. Syryjczycy, Erytrejczycy, Somalijczycy czy Irakijczycy uciekają z krajów ogarniętych wojnami, totalitaryzmami i terrorem. Uciekają w poszukiwaniu wolności, bezpieczeństwa, ale i lepszego życia. Wyobraźcie sobie zresztą Państwo, że mieszkaliście niedawno w niespecjalnie zasobnym, ale i nieprzymierającym głodem kraju, mieliście dom i ustabilizowane życie. I oto przyszła wojna. Ratując życie - porzuciliście dom, dotychczasowy żywot i uciekliście z rodziną do Turcji czy Libanu. Tam umieszczono was w dość prymitywnym obozie uchodźców. I żyjecie tam od parunastu miesięcy czy paru lat. Bez perspektyw. Bez nadziei. I bez wizji powrotu do kraju. Czy - jeśli jesteście ojcem rodziny, albo opiekujecie się rodzicami, nie pomyślicie sobie "zostawię ich tutaj, gdzie są bezpieczni, a sam ruszę w ryzykowną podróż do Niemiec, bo to najbogatszy kraj Europy, w dodatku żyją w nim moi rodacy". Podejrzewam, że gros tych, których widzimy na łodziach czy dworcach to właśnie tacy ludzie. Co - po części - tłumaczy nadreprezentację młodych mężczyzn wśród uciekinierów.

Czy można chełpić się tym, że jest się w gronie 20 najbogatszych państw świata i nie znaleźć kilkudziesięciu milionów na przyjęcie uchodźców? Czy można mieć ambicje odgrywania znaczącej roli w Unii, brać z niej miliardy i w chwili próby - umywać ręce? Czy można podkreślać, że jest się katolikiem i demonstrować pogardę i wyższość wobec innych ludzi, nawet, jeśli są wyznawcami innych religii? Czy można zapominać, że w ciągu ostatnich 200 lat, z Polski z powodów i politycznych i ekonomicznych emigrowały miliony ludzi, które i różnie się zachowywały i różnie wystawiały naszemu narodowi świadectwo? Niestety, okazuje się, że można...