Wiceszef Komisji Europejskiej Frans Timmermans nie ułatwia dialogu z Polską. Politycy w Warszawie - którzy gotowi są na porozumienie z KE - są w szoku. Po środowym wystąpieniu wiceszefa KE, może być trudniej o kompromis między Polską a Brukselą.

REKLAMA

Polscy dyplomaci bardziej obawiali się posiedzenia wtorkowej Rady UE i możliwości "połajanek", które usztywniłyby stanowiska. To jednak środowe wystąpienie wiceszefa KE Fransa Timmermansa w Parlamencie Europejskim, spowodowało, że powiało chłodem.

Wiceszef KE mówił bardzo sugestywnie o sytuacji praworządności w Polsce i nie wspomniał ani razu, że KE także powinna zrobić jakiś gest (a o obustronnym zbliżaniu już wspomniał np. szef KE Jean Claude Juncker). Frans Timmermans zaczął od wytykania wszystkich "grzechów" rządu PiS od samego początku. Doliczył się aż 13 ustaw, które - jego zdaniem - doprowadziły do naruszenie trójpodziału władzy i utraty niezależności przez polskie sądy. Przy najlepszych chęciach nie można było w tym wystąpieniu doszukać się ręki wyciągniętej na zgodę w kierunku Warszawy. A można było się tego spodziewać w przypadku, gdy prowadzony jest dialog Polska-Warszawa.

Wiceszef KE bardziej dolewał oliwy do ognia. Przypomniał rekomendacje KE dla Polski: od konieczności opublikowania wyroków Trybunału Konstytucyjnego po zniesienie "skargi nadzwyczajnej". O dialogu - który w styczniu rozpoczął rząd Mateusza Morawieckiego - wspomniał, ale dopiero w 5 minucie liczącego 10 minut wystąpienia. I poświęcił mu kilkadziesiąt sekund.

Brytyjski wątek podczas debaty o Polsce

Frans Timmermans zaznaczył wprawdzie, że "po raz pierwszy od dwóch lat" doszło do rozmów z Warszawą, ale zaraz dodał ironicznie, że "dialog mimo tego, że może być przyjemny i intensywny jest pożyteczny tylko wtedy, gdy przynosi rezultaty". Dał więc do zrozumienia, że rządowi PiS chodzi tylko i wyłącznie o dialog dla dialogu, a nie o rzeczywisty postęp, czy porozumienie.

Zwyczajna uprzejmość, czy przysłowiowe "100 dni dla premiera" - wymagałyby, żeby dać Mateuszowi Morawieckiemu szansę. Premier polskiego rządu podejmuje spore ryzyko (nie wszystkim w PiS podoba się zbliżenie z Brukselą), żeby doprowadzić do kompromisu z Komisją Europejską. Tego typu wystąpienie wiceszefa KE, wzmacnia przeciwników polskiego szefa rządu.

Już pod koniec debaty Fransa Timmermansa zupełnie poniosło. Wdał się w słowną utarczkę z brytyjskim eurosceptykiem Nigelem Faragem, tak jakby to on był częścią debaty o Polsce. Jakby Brytyjczyk był jakimś szczególnym przyjacielem, czy sojusznikiem polskiego rządu. Kogo w Polsce obchodzi podczas debaty na temat naszego kraju opinia Fransa Timmermansa o Farage’u i jego uwielbienie dla Władimira Putina?

Jasno to pokazuje, że wiceszef KE żyje w tzw. brukselskim bąblu, gdzie tego typu utarczki słowne są zrozumiałe i akceptowane. Sądząc po rozczarowaniu jakie wywołał - o porozumienie z Brukselą będzie jednak bardzo trudno.

(ug)