Katarzyna Szymańska-Borginon - komentarze
Piątek, 19 października 2012 (15:19)
Ryzyko, które niesie ze sobą koncepcja odrębnego budżetu dla eurostrefy nie zniknęło, chociaż premier Donald Tusk chwalił się na szczycie UE, że to David Cameron ustąpił, a jemu udało się uzyskać zapisy lepsze niż można było się spodziewać. Jak sprawdziłam w dokumencie końcowym szczytu, zapisy są słabsze od początkowych.
Zobacz również:
-
- Przywódcy państw strefy euro pochwalili we wspólnej deklaracji działania Grecji w celu przywrócenia programu reform oszczędnościowych na dobrą drogę. "Przyjmujemy z zadowoleniem determinację greckiego rządu, by zrealizować swe zobowiązania, i nadzwyczajne wysiłki poczynione przez Greków" - brzmi przyjęta w nocy deklaracja. więcej
-
Zapewnienia premiera wyglądają jak autoreklama. Podobną taktykę stosuje także Cameron, zapewniając, że grożąc wetem uzyskał silniejszy zapis. Kto wygrał? W najlepszym wypadku mamy raczej remis i przedsmak wielkiej bitwy o pieniądze. A w sprawie zapisów prawda jest taka: Polska w dalszym ciągu nie ma gwarancji, że z powodu odrębnego budżetu dla eurostrefy nie zostaną uszczuplone fundusze, na które liczymy w unijnym budżecie na lata 2014-2020. Zapisy mówią jedynie o tym, że przygotowywana przez przewodniczącego rady UE Hermanna van Rompuy’a analiza nie będzie łączyć obu spraw, nie ma więc żadnej pewności, że oba budżety nie zostaną w przyszłości powiązane. Może tak się stać, jeżeli w przyszłym miesiącu nie dojdzie do porozumienia w sprawie budżetu na lata 2014-2020. Wówczas, na kolejnym spotkaniu w grudniu, Londyn może zacząć łączyć oba budżety, chcąc zmniejszyć swoja składkę i żądając cięć.
Na szczycie ustąpiliśmy także w sprawie nadzoru bankowego. Zgodziliśmy się, że nie będziemy mieć pełnych praw przyjmując formułę : "Trochę mniej praw, ale w związku z tym trochę mniej - obowiązków". Do tej pory obstawiliśmy za udziałem w decyzjach na równych zasadach z krajami strefy euro. W tej kwestii także czeka nas jednak długa droga i żmudne negocjacje.