"Podczas ostatnich spotkań wojewoda mówił nam, że jest wykonawcą woli wyższej. Czuje presję i musi tak zrobić, choć ma świadomość poprawy sytuacji. Jak przyznał, chciał pokazać tą decyzją, iż jest twardy i stanowczy" - mówił prezes Legii Warszawa Bogusław Leśnodorski w odniesieniu do decyzji wojewody mazowieckiego o zamknięciu stadionu na środowy mecz z Ruchem Chorzów. Jacek Kozłowski w rozmowie z dziennikarzem RMF FM zaprzecza i twierdzi, że takie słowa z jego ust nie padły.

REKLAMA

Na tym spotkaniu było kilka osób, które mogą to potwierdzić. Powiedziałem jedynie, że wykonuję politykę rządu, bo takie jest zadanie wojewody. Mnie nikt w tej sprawie nie musi wydawać poleceń, ale wiem, jaka jest polityka rządu. Jej celem jest podniesienie bezpieczeństwa na stadionach - mówił w RMF FM Jacek Kozłowski.

Wojewoda dodał też, że nie chce brać udziału w medialnej przepychance i nie czuje się stroną całego zamieszania.

Bardzo sobie cenię dotychczasową współpracę z prezesem Leśnodorskim, który na pewno poprawił relację między klubem a administracją i policją, zaczął współpracę z kibicami i te działania przynoszą efekty. Ale są też i wpadki. Dla mnie nie do końca zrozumiałe jest jednak to, że mimo, iż policja uprzedzała go, że zagrożenie użycia pirotechniki istnieje w tym meczu, to prezes wyraził zgodę na to, by na tym spotkaniu pojawiła się tzw "sektorówka". Ona będzie wykorzystana do tego, by de facto wyłączyć monitoring. To jest główna przyczyna mojej decyzji. Prezes Leśnodorski mówi publicznie o tym, że policja ma monitoring i ma łapać konkretnych sprawców, a nie karać wszystkich. Ale jak policja ma to robić, jeśli prezes swoją decyzją ten monitoring wyłącza. To tak jakby krzyczeć "łapać złodzieja", a jednoczenie nakładać mu czapkę niewidkę. To jest niepoważne - kończy Kozłowski.