Na koncie wielkie sukcesy. Medal igrzysk olimpijskich czy etapowe zwycięstwa na Tour de France i hiszpańskiej Vuelcie. Do tego liczne medale mistrzostw Polski. Rafał Majka to już od niedawna kolarz-emeryt, choć na rower ciągle wsiada. W rozmowie z Patrykiem Serwańskim opowiedział jak odnajduje się w rodzinnej codzienności, do kogo puścił oko podczas wygranego etapu Tour de France i zdradza, komu zawdzięcza najwięcej w kolarskim peletonie. Majka nie wyklucza też, że w przyszłości udostępni swoje liczne nagrody i pamiątki kibicom.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
"Praca, praca i jeszcze raz praca" - tak odpowiada Rafał Majka na pytanie, czego nauczył go kolarski peleton. Teraz po wielu latach zawodowej kariery były już zawodnik nie musi myśleć o rywalizacji. Rower stał się dla niego tylko narzędziem do rekreacji. Majka zaznacza, że z uwagi na obciążenia, którym poddawał swój organizm, nie może teraz porzucić sportu. Musi być ciągle aktywny. Problemu z tym nie ma, bo kolarstwo ciągle kocha. A jak odnalazł się w domowych warunkach?
Pierwszy miesiąc był ok. Jak po każdym sezonie, ale drugi miesiąc był już ciężki. Zacząłem się po prostu źle czuć. Odczuwać skutki fizyczne i psychiczne braku roweru. 4-5 razy w tygodniu jeżdżę. Pod względem psychicznym nie jest łatwo, ale mam na dobrą rodzinę, żonę, która daje mi dużo zajęć. Dzieciaki też dają popalić. Fajnie, że ktoś jest ze mną. Jak ktoś jest sam, to takiej osobie po karierze na pewno jest bardzo ciężko - powiedział.
Majka dodaje, że nie żałuje swojej decyzji. W domu był gościem, a chce mieć czas dla najbliższych. Kraksy w peletonie, których w ostatnich latach przybywa - to był kolejny argument, by skończyć ze sportem. Dużą wartość dla Majki ma zdobyty w tym roku tytuł mistrza Polski. Kończenie kariery w takim stylu było jego marzeniem.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
A o czym marzy teraz były kolarz? O wakacjach bez roweru. W tym roku spędził je po raz pierwszy od kilkunastu lat i w przyszłości też chciałby zwiedzać świat. Dziś może sobie na pozwolić, ale początki kariery? Wtedy nie było pewności, że wszystko się powiedzie:
Wyjechałem do Włoch jeszcze przed maturą. Powiedziałem sobie, że muszę być tym zawodowym sportowcem. Miałem w kieszeni 50 euro i wyjechałem, nie znając języka. Nauczyłem się w ciągu trzech miesięcy. Miałem też szczęście. Poznałem bardzo dobrych menedżerów. Widzieli we mnie ten talent. Chciałem w ciągu trzech lat przejść na zawodowstwo. W trzecim roku zimą się zawziąłem. Mimo mrozu trenowałem 3-4 godziny dziennie na zewnątrz. Później w domu. Wreszcie wyjechałem z Saxo Bankiem na obóz i wtedy podpisałem kontrakt. Mogę powiedzieć tak: Jeśli ktoś będzie uparty, ma talent i będzie ciężko trenować, to zawsze osiągnie ten cel - podkreśla Majka.
Jego sportowy dorobek to oczywiście olimpijski brąz wywalczony w Rio de Janeiro. Do tego trzy wygrane etapy Tour de France czy triumfy w klasyfikacji najlepszego górala tego wyścigu. Był także etapowy sukces na hiszpańskiej Vuelcie.
Kibice na pewno pamiętają też etap we Francji, na którym przed zwycięstwem zdążył jeszcze mrugnąć okiem do kamery. Zrobił to kilometr przed metą:
To mrugnięcie oka było do mojej przyszłej żony. Ona wiedziała, że jestem mocny i zawsze we mnie wierzyła - opowiada Majka. To był jego drugi etapowy triumf w Tour de France w ciągu kilku dni.
Po latach spędzonych w roli lidera trzeba było jednak nauczyć się innej roli w peletonie. Po przenosinach do zespołu UAT Teamt Majka został pomocnikiem największej gwiazy kolarstwa - Słoweńca Tadeja Pogacara:
Musiałem się tej roli nauczyć w pierwszym roku. Bycie pomocnikiem Tadeja Pogacara to było trudne zadanie. To był ciężki obowiązek, bo on chciał wszystko wygrywać i to robił. W 2025 roku miałem młodego Del Toro na Giro d’Italia. Niestety przegraliśmy wyścig na ostatnim etapie. Ci młodzi mi ufali, oddawałem się cały drużynie i starałem się nie jechać na siebie, choć oczywiście chciałem. Przestawiłem się jednak mentalnie i robiłem to na sto procent - opisuje Majka.
A kto przez lata w zawodowym peletonie był dla niego najważniejszy. Kolarz bez problemów wymienia trzy nazwiska: Na pewno Maciej Bodnar. Też już zakończył karierę. Oczywiście Paweł Poljański. Zawsze oddawali za mnie nawet więcej niż sto procent. A ten trzeci to Pogacar. Moim zdaniem największy talent w historii i dalej jest normalnym człowiekiem. Utrzymujemy kontakt.
Ważną postacią był także w karierze Majki Zbigniew Klęk. Trener, który dbał o rozwój młodego talentu. Po latach kolarz opisuje szkoleniowca z dużym sentymentem:
Jeżeli ten trener widzi talent, to ten talent dostaje od niego po tyłku. Nawet jak wygrywałem to słyszałem co trzeba poprawić, nad czym pracować. Twardy trener, ale dla mnie to było rewelacyjne. Nie raz były spinki, ale zawsze wiedział i wierzył we mnie, że będę zawodowym kolarzem. Za to trenera szanuje, że zawsze był za mną. Utrzymujemy stały kontakt - podkreśla Majka.
Kolarz przyznaje też, że przez lata uzbierał pokaźną liczbę pamiątek. To oczywiście medale, puchary czy pamiątkowe koszulki, ale nie tylko:
Może kiedyś powstanie muzeum? Jest tych rzeczy bardzo dużo. Nagrody, prezenty, którego dostawałem od kolegów, z którymi jeździłem. Nie wszystko trzymam w domu, bo byłoby ciężko. Może kiedyś pokaże kibicom jeśli się uda - zapowiada Majka.
A jak wyglądają rodzinne spotkania i święta? Czy często najbliżsi pytali o anegdoty i smaczki z kolarskiego świata?
Kiedy byłem zawodowcem, to nie rozmawialiśmy o sporcie, kolarstwie. Liczyły się rodzinne sprawy, różne tematy. Teraz dużo osób mnie pyta jak jest na emeryturze. A przecież ja dopiero zaczynam życie. Przeważnie przyjeżdżałem ze zgrupowania dwa dni przed świętami. Brakowało czasu, żeby rozwiesić lampki na balkonie czy żeby ubrać choinkę. Teraz tego czasu jest więcej, choć mija mi szybko. A Święta Bożego Narodzenia bardzo lubię. Mam dużo dobrych skojarzeń, wspomnień. Teraz trzymam sylwetkę, nie chcę się zapuścić, ale w tym roku będę mógł normalnie zjeść. Nie będzie patrzenia na kolarie, czyli dla mnie to będą nieco inne święta - stwierdził.
Majka dodaje, że chętnie zobaczyłby śnieżne, białe święta. Wcześniej za tym nie przepadał, bo utrudniało to treningi. Teraz perspektywa się zmieniła. Nie muszę teraz za wszystkim latać. Życie przelatuje tak szybko i chciałbym, żeby te święta były wolniejsze, spokojniejsze - opisuje były kolarz.