Manny Pacquiao obronił tytuł mistrza świata organizacji WBO w wadze półśredniej. Filipińczyk - uważany za najlepszego boksera na świecie bez względu na kategorię wagową - pokonał na punkty Meksykanina Juana Manuela Marqueza. Niejednogłośna decyzja sędziów wzbudziła jednak mnóstwo kontrowersji: dwóch wskazało na wygraną Pacquiao (116:112, 115:113), a jeden przyznał remis (114:114).

REKLAMA

Było to trzecie starcie Filipińczyka z Marquezem i ponownie "PacMan" miał bardzo trudną przeprawę: w 2004 roku zremisował, a w 2008 wygrał minimalnie. Meksykanin za każdym razem twierdził, że został skrzywdzony przez arbitrów.

Historia powtórzyła się wczoraj na ringu w Las Vegas. Po końcowym gongu Marquez podniósł ręce w geście triumfu, ale po chwili czekał go zimny prysznic. Niekorzystny werdykt arbitrów wywołał furię licznych kibiców meksykańskich. Przemawiającego po walce przez mikrofon Pacquiao zagłuszyły gwizdy. Dla mnie jest jasne, że wygrałem tę walkę, ale rozumiem fanów Marqueza. Są rozczarowani - stwierdził Pacquiao. Z kolei Marquez znów poczuł się oszukany. Ukradli mi zwycięstwo - skomentował.

Skonsternowany werdyktem był nawet promotor obu pięściarzy, słynny Bob Arumi. Trzeba doprowadzić do czwartej walki, która wyłoniłaby niekwestionowanego mistrza - zaznaczył Arum. Pojedynek miałby się odbyć w maju przyszłego roku.

32-letni Pacquiao, bohater narodowy Filipin, odniósł 15. z rzędu, a 54. w karierze zwycięstwo. Jest niepokonany od pięciu lat. Dokonał sztuki nie notowanej w historii boksu, sięgając po pasy mistrzowskie w ośmiu kategoriach - od muszej do junior średniej.

Walkę poprzedziła uroczystość przypominająca Joe Fraziera, byłego mistrza świata wagi ciężkiej, który zmarł w poniedziałek w Filadelfii na raka wątroby. Ringowy gong zabrzmiał dziesięć razy, a ponad 16 tys. kibiców minutą ciszy uhonorowali pierwszego boksera, który wygrał z Muhhamadem Alim.