"Ciężko się zregenerować jak się ma bardziej 40, niż 20 lat. Ale squash to nie tylko strona fizyczna, to również mentalność, to co ma się w głowie" - mówi w rozmowie z RMF FM Maciej Maciantowicz zawodnik z Krakowa, działacz Polskiej Federacji Squasha i jeden z pomysłodawców Squash&Art Festival. Trwająca trzy dni w Krakowie impreza rusza już w najbliższy czwartek 26 czerwca i potrwa do soboty 28 czerwca. Część meczów rozgrywana będzie na szklanym korcie. Pod Wawel zjedzie czołówka światowego squasha. Jak mówi Maciantowicz, po 18 latach spędzonych na korcie wciąż nie ma dość, ale jak mówi, trochę zmieniła mu się perspektywa.

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

A

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

2

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

3

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

4

Urszula Gwiazda: Skąd taki pomysł, żeby postawić w Krakowie szklany kort i zaprosić gwiazdy światowego squasha?

Maciej Maciantowicz: Pomysł jest repliką innych tego typu imprez. Ten szklany kort stawiany jest w różnych fantastycznych miejscach na świecie: pod piramidami w Egipcie, czy na Grand Central Station w Nowym Jorku. Są to miejsca spektakularne i stąd też pomysł na Kraków. Ograniczał się on do dwóch lokalizacji: albo Rynek Główny, albo jakieś inne, fajne miejsce. Plac Jana Nowaka Jeziorańskiego wydawał się idealny. Jest tam budynek starego dworca a do tego wszędzie jest blisko.

Kogo zobaczymy w ciągu trzech dni imprezy?

Mnóstwo teamów: damskie, męskie, przyjadą reprezentacje z całej Polski. Poza czołówką najlepszych Polaków, zobaczymy Grega Gaultier, czyli wicemistrza świata i bodajże kilkukrotnego mistrza Europy. Francuz był z nami dwa lata temu, więc krakowianie już go znają. Świetna osobowość, świetny showman a przy okazji doskonały zawodnik. Dodatkowo, Anglik James Willstrop, dwa lata temu, numer jeden światowego rankingu, teraz około piątego miejsca na świecie. To tego mamy też Niemca Simona Rösnera, któremu dwa lata temu i rok temu nie udało się dojechać. W tym roku zaszczyci nas swoją obecnością. Czyli, trzech graczy pierwszej "dziesiątki" jeżeli chodzi o mężczyzn.

A kobiecy, światowy squash?

Zobaczymy Alison Waters zawodniczkę pierwszej "piątki" oraz zawodniczki z drugiej "dziesiątki" świata.

Impreza jest finałem Drużynowych Mistrzostw Polski. Nie obawialiście się o frekwencję? Że nie będzie co ludziom pokazać?

Ilość drużyn, które startowały w tym roku, pobiła najśmielsze oczekiwania, bo było ponad sto drużyn męskich, które grały w eliminacjach, żeby dostać się do tej najlepszej "szesnastki", która gra w Krakowie. O frekwencję zupełnie nie baliśmy się.

Czym różni się gra na szklanym korcie od gry na "zwykłym" korcie?

Dla profesjonalnego squasha różnica jest zasadnicza. Musimy poczekać do wieczora z meczami. Bo mimo tych technologii, które mają zapewnić, że gracz widzi lepiej to co dzieje się w środku a nie przeszkadza mu to co dzieje się na zewnątrz, przy promieniach słonecznych, przy dużej ilości światła, to nie działa w 100 procentach dobrze. Owszem można się bawić i odbijać w ciągu dnia i to robimy. Wszystkich krakowian zapraszamy, żeby spróbowali swoich sił. Jeżeli chodzi o samą grę to trochę inaczej odbija się piłka. Dla zawodników, którzy nie trenują i grają po raz pierwszy na tym korcie to jest trudne. Optyka jest zupełnie inna. Piłka jest biała, gra się na ciemniej podłodze i te ściany są ciemniejsze. Normalne korty są odwrotne: jasne ściany, jasna podłoga i do tego czarna piłka. Kiedy pierwszy raz w życiu grałem na takim korcie, w ciągu pierwszego seta nie mogłem nawet trafić w piłkę, bo słabo ją widziałem.

Jak to jest ze squashem w Polsce? Jak mówi pan squash to słyszy w odpowiedzi: a co to jest? Bardziej tenis, czy badminton? A może jedno i drugie?

To się strasznie zmieniło. Organizując pierwszy, zawodowy turniej squasha w Krakowie w 2006 roku słyszałem m.in. od dziennikarzy: to nas nie interesuje. Potem, liczba kortów wzrosła, ludzie zaczęli grać, a teraz nawet stało się to modne. Z kim nie rozmawiam, to okazuje się, że albo gra, albo znajomi grają, albo chce zagrać.

A jak ktoś przychodzi do pana i mówi: chciałbym spróbować. To co pan odpowiada? Daj sobie spokój, to bardzo wymagający sport, wymagający kondycyjnie, wytrzymałościowo, technicznie?

Wcześniej uczyłem ludzi grać w tenisa i wiem, ile to zajmuje czasu. To często rok, dwa, żeby była jakakolwiek frajda. Po miesiącu gry w squasha ludzie już mają zabawę. Ale żeby grać naprawdę, to wszyscy wiemy, którzy gramy, że to wiele lat nauki i wiele poziomów wtajemniczenia. Najlepsi trenują po 20, 30 lat i uważają, że nie potrafią grać. Żeby zacząć i się tym bawić to wystarczy parę razy. Można się spocić, odstresować, poprawić sylwetkę, wyrzucić z siebie negatywne rzeczy. Nie ma też pretekstu, że pada, bo gra się w środku. Nie ma też pretekstu, że to zajmuje dużo czasu, bo 40 minut gry to jest dawka, która jest wystarczająca dla wielu osób. Godzina jest ciężka do wytrzymania, jeżeli gra się intensywnie.

Jak wygląda zaplecze juniorskie w tym sporcie? Dużo młodych ludzi garnie się do grania?

Coraz więcej. To nie jest oczywiście tak jak w tenisie. Tenis jest w mediach i słyszy się o tych wielkich pieniądzach, jakie można zarobić. Poziom dzieciaków w squashu jest coraz wyższy. Będziemy mieli to okazję zobaczyć podczas krakowskiej imprezy. Będzie tam finał juniorski.

Jak patrzy pan na juniorów to myśli: tak, to za chwilę będzie gwiazda, ma potencjał?

Jest paru bardzo uzdolnionych juniorów w Polsce. Piotrek Hemmerling to jest osoba z Poznania, która wygrywa turnieje międzynarodowe, juniorskie. Od kiedy zaczął grać, widać było połączenie zdolności ruchowych i mentalnych, czyli cech, które pozwalają wygrywać. Jest bardzo dobry już na tle Europy. Ja mam paru faworytów, których lubię oglądać. To jest właśnie Piotrek, to jest też Mikołaj Korsak, to jest taki chłopak ze Szczecina bardzo uzdolniony. Mamy też bardzo zdolnych juniorów w Krakowie. Z ostatnich Mistrzostw Polski, miesiąc temu przywieźli kilka medali.

W pana przypadku po ilu latach spędzonych na korcie? 15?, 17? Jest jeszcze z tego jakaś przyjemność? Czy już tylko ucieczka przed "młodzikami", żeby pana nie dogonili.

Zacząłem jakieś 18 lat temu. To jest cały czas frajda. Znam ludzi, którzy mają 60, 70 lat i cały czas grają. Co więcej, potrafią jeszcze ograć tych "młodzików". Sam miałem taką przyjemność, albo nieprzyjemność takiej upokarzającej lekcji. Jakieś osiem, dziewięć lat temu, wydawało mi się, że jakoś gram, byłem w pierwszej "dwudziestce", "trzydziestce" w Polsce. Przyszedł pan, który miał 67 lat i ograł mnie okrutnie. Potem co prawda się okazało, że był mistrzem Europy w kategorii "65 plus" i byłym zawodnikiem. Ale jak widać ograł dwudziestoparolatka bez problemu. Mieliśmy taki bardzo fajny mecz między miastami Kraków kontra Petersfield z Anglii. Przyjechała ekipa 30 zawodników panowie w wieku 60, 70 lat. I pokazali naszym 20-latkom z Krakowa, że spokojnie są ich w stanie ograć. Wiek nie jest żadną barierą. Coraz trudniej oczywiście rywalizować z 20-latkami w rankingu Open, w turniejach normalnych.

Coraz trudniej, bo...?

Bo ciężko się zregenerować jak się ma bardziej 40 niż 20 lat w turniejach, kiedy gra się po sześć meczy w ciągu dwóch dni. Oczywiście mówimy o rywalizacji w zawodowym squashu, z czołówką reprezentacji Polski. Bo można się przecież bawić. Oprócz tego, że są normalne turnieje, są turnieje typu "Masters" dla osób "35 plus", "40 plus", "45 plus". Nie tylko Mistrzostwa Polski, ale cykl turniejów, gdzie ludzie przyjeżdżają spotkać się, pogadać. Kraków będzie pierwszym miastem w Polsce, który będzie organizował taki Polish Open dla kategorii "Masters" w październiku.

W tym roku?

Tak, będziemy gościć graczy z całej Europy. To będzie takie połączenie zabawy, squasha i zwiedzania miasta.