Napastnik reprezentacji Czech Tomas Pekhart podpisał kontrakt z Legią, który ma obowiązywać do czerwca 2022 roku - poinformował w poniedziałek wieczorem warszawski klub. 30-letni piłkarz występował ostatnio w drugoligowym hiszpańskim Las Palmas.

REKLAMA

Doświadczony napastnik (ur. 26 maja 1989 roku) przyleciał do Warszawy już w piątek wieczorem, a w kolejnych dniach przechodził testy medyczne. W zespole z Łazienkowskiej będzie występować z numerem "9".

Jestem zawodnikiem, który ciężko pracuje i zawsze daje z siebie sto procent. Wiem, jak strzelać gole. Myślę, że z moimi warunkami fizycznymi odnajdę się w lidze i dostosuję do sposobu gry drużyny. Styl, który wczoraj zobaczyłem na boisku bardzo mi odpowiada i pasuje do futbolu, w jakim wyrosłem w Czechach. Nie mogę doczekać się gry przed tymi wspaniałymi kibicami - powiedział Pekhart, cytowany na stronie Legii.

"Nie mog doczeka si gry przed tymi wspaniaymi kibicami. Ich postawa w niedzielnym meczu bya niezwyka. Mog powiedzie, e taki doping widziaem pierwszy raz w yciu." https://t.co/ofJdaI3i85Fot. @j_prondzynski pic.twitter.com/JHG8Et7zvA

LegiaWarszawaFebruary 10, 2020

Pekhart grał w Anglii, Grecji czy w Izraelu

Mierzący 194 cm Pekhart rozegrał 19 meczów w kadrze narodowej Czech i zdobył dwie bramki. Uczestniczył w mistrzostwach Europy 2012 w Polsce i na Ukrainie.

W przeszłości napastnik grał m.in. w Southampton FC, Slavii i Sparcie Praga, FC Nuernberg, AEK Ateny oraz Hapoelu Beer Szewa, a od sierpnia 2018 roku w Las Palmas.

W obecnym sezonie drugiej ligi hiszpańskiej zdobył pięć bramek w 17 meczach.

Mieliśmy możliwość sprawdzić Tomasa nie tylko pod kątem jego umiejętności piłkarskich, ale także dowiedzieć się o tym, jakim jest człowiekiem poza boiskiem. Bardzo cenne jest dla nas także jego międzynarodowe doświadczenie - przyznał dyrektor sportowy Legii Radosław Kucharski.

Warszawska drużyna prowadzi w tabeli ekstraklasy z dorobkiem 41 punktów. W niedzielnym meczu 21. kolejki, a pierwszej w tym roku, pokonała u siebie ŁKS Łódź 3:1.

SPRAWDŹ: Śmierć Kobe'ego Bryanta. Zabrakło 5 minut, by dolecieć do celu