"Lekarz, nie wróg", "Ciszą walczymy o godność zawodu", "Chcemy ratować, nie ginąć" - m.in. takie hasła nieśli ze sobą uczestnicy sobotniego marszu medyków przeciwko przemocy. Milczący protest przeszedł sprzed Szpitala Klinicznego Dzieciątka Jezus przy ul. Lindleya w Warszawie pod gmach Ministerstwa Zdrowia przy ul. Miodowej.

REKLAMA

Uczestnicy marszu byli ubrani na czarno. Wśród nich znaleźli się m.in. lekarze, pielęgniarki, ratownicy medyczni, fizjoterapeuci, diagności laboratoryjni i farmaceuci.

Protest jest formą uczczenia pamięci zamordowanego przez byłego pacjenta ortopedy ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie - Tomasza Soleckiego. To również wyraz sprzeciwu wobec narastającej agresji, z jaką mierzą się pracownicy ochrony zdrowia.

Chcielibyśmy, by pracownikom ochrony zdrowia przysługiwała taka sama ochrona prawna, jak funkcjonariuszom publicznym. Chcemy, żeby do szpitala nie mógł ktokolwiek wejść z bronią czy ostrym narzędziem, tak jak nie można do sądu czy prokuratury - mówił biorący udział w marszu lekarz z Krakowa, który studiował medycynę razem z zamordowanym Tomaszem Soleckim.

Opis / Rafał Guz / PAP
Opis / Rafał Guz / PAP
/ Igor Skrzypek / RMF FM
Opis / Rafał Guz / PAP
/ Igor Skrzypek / RMF FM
Opis / Rafał Guz / PAP
/ Igor Skrzypek / RMF FM
Opis / Rafał Guz / PAP
/ Rafał Guz / PAP
Opis / Rafał Guz / PAP

"Większość z nas doświadcza agresj"

Marsz rozpoczął się od odczytania przez przewodniczącego Porozumienia Rezydentów Sebastiana Goncerza oświadczenia w imieniu całego środowiska medycznego.

"Dwanaście dni temu całym środowiskiem medycznym wstrząsnęła informacja o śmierci lekarza Tomasza Soleckiego, brutalnie zamordowanego podczas wykonywania swojej pracy w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie. Nie jest to jednak jedyny taki akt agresji wobec personelu medycznego. Cztery miesiące temu w Siedlcach podczas pracy zginął ratownik medyczny, śmiertelnie ugodzony nożem w klatkę piersiową. W ostatnich dniach media wypełniły informacje o innych atakach na personel medyczny: brutalne pobicie pielęgniarki w Pruszkowie 1 maja; tej samej nocy pobito dwóch ratowników medycznych w Łukowie. 2 maja w Gdyni pobito ordynatora SOR-u. Takich sytuacji jest wiele. Większość z nas doświadcza agresji w swojej pracy" - wyliczał Goncerz.

Medycy zwrócili też uwagę, że ataki na nich czasem spotykają się z pochwałą przemocy w sieci.

"Stan opieki zdrowotnej jest tragiczny, a pacjenci wpuszczeni są w niego bez wsparcia, niczym w zawiły labirynt, gdzie odbijają się od drzwi do drzwi, szukając pomocy. Rozumiemy, że to generuje frustrację i złość. Jednak to nie my odpowiadamy za zarządzanie i aktualny kształt systemu, bo ta odpowiedzialność ciąży na politykach. Choć każdy z nas ma prawo do emocji, to nie pozwólmy stawiać się przeciw sobie i budować mur między medykami a pacjentami" - zaznaczyli medycy w oświadczeniu odczytanym przez Goncerza.

Jakich zmian oczekują medycy?

Jakie postulaty ma środowisko medyków w związku z kolejnymi aktami agresji? To m.in. stworzenie jednolitego systemu powiadamiania o zagrożeniu bezpieczeństwa personelu medycznego i natychmiastowej reakcji policji czy straży miejskiej; rozszerzenie statusu funkcjonariusza publicznego na wszystkie zawody medyczne; wprowadzenie odrębnego przepisu penalizującego agresywne lub niebezpieczne zachowania w szpitalach i przychodniach.

Uczestnicy marszu chcą też włączenia gróźb wobec pracowników ochrony zdrowia do katalogu przestępstw ściganych z urzędu oraz zwiększenia kar i stosowania zasady nieuchronności kary w wypadku napaści na pracownika medycznego. Domagają się też przyznania renty dziecku zamordowanego Tomasza Soleckiego.

Będziemy analizować wszystkie postulaty, które składacie dzisiaj na moje ręce - zapewniła medyków szefowa resortu zdrowia Izabela Leszczyna.