Sąd Okręgowy w Białymstoku przyznał synowi b. żołnierza Armii Krajowej 464 tys. zł zadośćuczynienia i odszkodowania od Skarbu Państwa. Wniosek dotyczył ponad 22 mln zł zadośćuczynienia za krzywdę i ponad 820 tys. zł odszkodowania.

REKLAMA

Pełnomocnicy wnioskodawcy zwracali uwagę, że wobec jego ojca, wówczas 21-letniego żołnierza Armii Krajowej z oddziału działającego m.in. w okolicach Sokółki i Kuźnicy (obecne województwo podlaskie), zapadł na początku 1946 roku wyrok za działalność niepodległościową, wydany przez sowieckie organy ścigania i wymiar sprawiedliwości działający na terytorium Polski.

Młody mężczyzna został zesłany do przymusowej pracy w Krasnojarsku na Syberii i w bardzo ciężkich warunkach pracował przy wyrębie lasu. Do Polski wrócił w 1955 roku.

Prokuratura chciała oddalenia wniosku w całości. W jej ocenie nie było jednoznacznych dowodów, które potwierdzałyby, iż były to represje związane z działalnością na rzecz niepodległego państwa polskiego.

Sąd Okręgowy w Białymstoku uznał zasadność wniosku i jego oparcie w tzw. ustawie lutowej, czyli przepisach z 1991 r. o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego. Zasądził jednak kwoty dużo niższe od wnioskowanych: 250 tys. zł zadośćuczynienia i 214 tys. zł odszkodowania.

Sędzia Izabela Komarzewska mówiła w ustnym uzasadnieniu wyroku, że potwierdzone zostały informacje o działalności ojca wnioskodawcy w AK i jego zatrzymaniu właśnie w związku z działalnością niepodległościową. Mężczyzna był kolejarzem, brał udział np. w akcjach rozkręcania torów.

Sąd przyjął, że zatrzymanie miało miejsce na początku stycznia 1946 roku. Do Polski mężczyzna wrócił w grudniu 1955 roku, a obóz pracy w Krasnojarsku, w którym przebywał łącznie 107 miesięcy, opuścił rok wcześniej.

Sędzia Komarzewska mówiła, że o ile żadne pieniądze nie zrekompensowałaby tych cierpień, to sąd musiał oszacować kwotę zadośćuczynienia. Zrobił to przyjmując, że właściwą kwotą będzie 7 tys. zł za miesiąc pobytu w obozie. Dało to prawie 750 tys. zł, ale należących się trzem uprawnionym osobom: żonie b. żołnierza AK i dwójce jego dzieci. Żona i córka już jednak nie żyją i zmarły przed złożeniem wniosku o zadośćuczynienie do sądu, stąd wnioskodawcy przypadła trzecia część tej sumy.

Sąd przyznał też 214 tys. zł odszkodowania; to pieniądze za utracone zarobki w czasie, gdy mężczyzna był wywieziony na Syberię. Przed zatrzymaniem był on niewykwalifikowanym robotnikiem na kolei; sąd oszacował więc jego zarobki na poziomie obecnego najniższego krajowego wynagrodzenia - to netto ok. 2 tys. zł miesięcznie.

Sędzia Komarzewska mówiła, że wnioski z kancelarii prawnej, która reprezentowała wnioskodawcę i specjalizuje się w takich sprawach, charakteryzują się "astronomicznymi kwotami, wyliczonymi tak, że nie sposób ich zaakceptować". Sąd musi mieć na względzie wartość ekonomiczną, jaką ma zasądzone odszkodowanie czy zadośćuczynienie na chwilę obecną. Musi też na tyle miarkować tę kwotę, by nie doprowadziło to do nieuzasadnionego wzbogacenia osoby ubiegającej się o odszkodowanie. A zasądzenie kwoty 23 mln zł nie miałoby żadnego racjonalnego uzasadnienia - powiedziała uzasadniając wyrok.

Ani pełnomocników, ani prokuratora na publikacji wyroku nie było. Sam wnioskodawca mówił na gorąco dziennikarzom, że chciałby złożyć apelację.