"W 2035 roku będzie nam brakowało w Europie ok. 700, może 800 tysięcy samochodów elektrycznych do wypełnienia celu emisyjnego, a więc będziemy płacili kary" - tak w rozmowie z Tomaszem Terlikowskim powiedział gość Radia RMF24, Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego. Ekspert wyraził swoje obawy dotyczące przyszłości branży. "Będziemy dłużej jeździli starymi samochodami i będziemy przesiadać się na komunikację publiczną" - powiedział gość programu.

REKLAMA

Komisja Europejska wycofuje się z pomysłu całkowitego zakazu sprzedaży w Unii Europejskiej nowych samochodów spalinowych od 2035 roku.

Według nowych ustaleń od 2035 roku producenci samochodów będą musieli osiągnąć cel redukcji spalin o 90 procent, a pozostałe 10 procent emisji będzie musiało być kompensowane poprzez stosowanie stali niskowęglowej wyprodukowanej w Unii lub e-paliw i biopaliw.

O wpływie nowej decyzji Komisji Europejskiej na rynek samochodowy wypowiedział się dla Radia RMF24 prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego Jakub Faryś.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Złagodzony zakaz aut spalinowych. "Klienci nie kupują wystarczającej liczby samochodów zeroemisyjnych"

Już nie 100, a 90 procent

Gość Tomasza Terlikowskiego stwierdził, że zmiana wprowadzona przez KE "jest nieduża". Według niego kierunek, w którym zmierza przemysł motoryzacyjny, został utrzymany. Natomiast wprowadzone zmiany nie są niczym nowym.

Te brakujące 10 procent, które Komisja wskazała, to na przykład użycie biopaliw czy też e-paliw, tak zwanych paliw syntetycznych. To już było wcześniej - powiedział Faryś.

Zdaniem eksperta większym problemem są nałożone wytyczne, które mają obowiązywać od 2030 roku. Musimy pamiętać, że wedle dzisiejszych przepisów w 2030 roku redukcja emisji samochodów osobowych musi wynieść 55 proc., a z dostawczych 50 proc. I tu jest zmiana, bo komisja powiedziała, że będzie 40 proc. - zaznaczył gość Tomasza Terlikowskiego.

Według prezesa Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, należy w pierwszej kolejności obawiać się, co przyniesie 2030 rok, a nie wybiegać naprzód w 2035 r.

Kłopot polega na tym, że klienci nie kupują wystarczającej liczby samochodów zeroemisyjnych - powiedział Jakub Faryś w Radiu RMF 24.

Porażka czy sukces?

Prowadzący program zapytał swojego gościa, co faktycznie, patrząc z perspektywy przemysłu motoryzacyjnego, zmieniła nowa decyzja KE.

Po pierwsze, w 2030 roku nie 50 proc., a 40 proc. samochodów dostawczych musi być zeroemisyjnych. W 2035 roku 90 proc. musi być zeroemisyjnych. 10 procent może być emisyjnych pod warunkiem stosowania zielonej stali “made in Europe" do produkcji albo biopaliw - odpowiedział Faryś.

Ekspert podkreśla, że "w przypadku użycia e-paliwa emisja CO2 i tak będzie zerowa".

Dodaje, że twierdzenie, jakoby wprowadzone przez KE zmiany miałyby być "porażką", jest nie do końca właściwe, ponieważ "Komisja Europejska w gruncie rzeczy bardzo niewiele zmieniła".

Specjalista odniósł się również do decyzji KE odnoszących się do tzw. zazieleniania flot.

Są to przepisy, które miały spowodować, że w 2030 roku 100 procent samochodów kupowanych przez przedsiębiorstwa miało być zeroemisyjnych. W tej chwili Komisja zrobiła poprawkę. Nie znamy jeszcze szczegółów tego pakietu, ale KE przerzuciła odpowiedzialność na wprowadzenie takich przepisów na państwa członkowskie, ale również sprawdzanie tego, czy tak się wydarzyło - powiedział Jakub Faryś dla Radia RMF24.

Ekspert wypowiedział się również o innych zmianach wprowadzonych z nową decyzją Komisji Europejskiej, między innymi o zmodyfikowanych kwotach produkcji nowych, “małych samochodów".

Problem polega na tym, że wyprodukowanie takiego samochodu jest niebywale trudne i raczej za te pieniądze nie uda się tego zrobić, więc trzeba by na przykład spowodować, żeby w tych samochodach nie pojawiły się niektóre systemy bezpieczeństwa. A tu już spotkałem się z bardzo ostrą reakcją organizacji, które zajmują się bezpieczeństwem ruchu drogowego, że to jest trochę bez sensu - stwierdził gość Tomasza Terlikowskiego.

Jak to się odbije na kierowcach?

My jesteśmy po to, żeby sprzedawać samochody, a nie po to, żeby je tylko produkować tak, jak nam to się podoba czy wydaje - podkreślił ekspert. Prezes PZPM dodał, że "najważniejszym ogniwem przemysłu motoryzacyjnego są klientki i klienci".

Dalej preferowane są samochody elektryczne, których klientki i klienci nie kupują wystarczająco dużo. W 2035 roku będzie nam brakowało w Europie około 700 tysięcy, może 800 tysięcy samochodów do wypełnienia celu emisyjnego, a więc będziemy płacili kary - powiedział gość programu.

Specjalista zaznacza, że na ten moment "dalej zachęca się klientów do kupna samochodów elektrycznych i przy pomocy legislacji, ale też przy pomocy cen, które są jeszcze niższe niż trzy, cztery lata temu".

Prowadzący rozmowę Tomasz Terlikowski zaznaczył, że pomimo obniżenia cen samochodów elektrycznych, to te i tak są wyższe od cen płaconych za samochody spalinowe.

To, co dzieje się na rynku motoryzacyjnym, te wzrastające ceny, my wcale się z nich nie cieszymy. Im droższe samochody, tym mniej klientów chce je kupić. [Na ceny samochodów wpłynął - przypis. autorki] przede wszystkim Covid, dalej trwający kryzys półprzewodnikowy, wojna w Ukrainie i szalejące ceny surowców. Stany Zjednoczone i cła na pojazdy europejskie sprzedawane w Stanach Zjednoczonych. Wydaliśmy 250 miliardów na przechodzenie na zeroemisyjność. To są gigantyczne pieniądze, to wszystko powoduje, że niestety samochody drożeją - skomentował prezes PZPM.

"Zobaczymy, jak będzie się rozwijał ten rynek"

Gość Radia RMF24 podkreślił, że rynek samochodów elektrycznych jest w głównej mierze uzależniony od dwóch rzeczy.

Według eksperta pierwszym czynnikiem są zachęty i dopłaty. Wystarczy popatrzeć na Polskę i rok 2025, gdzie ilość rejestracji samochodów elektrycznych jest dwukrotnie większa niż w poprzednim. Dlaczego? Dlatego, że jest program Nasze auto i były dopłaty nawet do czterdziestu tysięcy złotych - powiedział Jakub Faryś.

Drugim obszarem ma być zniechęcanie do używania samochodów spalinowych. Jako przykład prezes PZPM podał nowy podatek od samochodów ETS2, który mimo, że został przesunięty o rok i tak spowoduje, że koszt paliwa będzie wyższy.

Faryś w rozmowie z Tomaszem Terlikowskim opowiedział również o swoich obawach dotyczących przyszłości przemysłu motoryzacyjnego.

Obawiam się, że będziemy dłużej jeździli starymi samochodami i że będziemy przesiadać się na komunikację publiczną. Szczególnie w przypadku osób fizycznych, klientów czy klientek indywidualnych, ten samochód będzie mniej popularny. Zresztą już dzisiaj to widzimy, bo od pandemii weszliśmy na poziom mniej więcej 10 milionów samochodów rejestrowanych w Europie co roku, czyli mniej więcej o 2-3 miliony mniej niż przed pandemią - podsumował prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, Jakub Faryś.

Opracowała Julia Rut