Polscy zawodnicy powoli, ale konsekwentnie poprawiają swoje notowania w klasyfikacji generalnej Rajdu Dakar. Dobrze radzi sobie załoga Szymona Ruty odrabiająca straty po awarii na trzecim etapie. Problemy na trasie miał Rafał Sonik – zawodnika przygniótł jego własny quad. Nic mu się nie stało i dotarł do mety.

REKLAMA

Po piątym etapie motocyklista Kuba Przygoński awansował o jedną pozycję i jest 8. w klasyfikacji rajdu. Na mecie był zadowolony, kalkulował w jaki sposób zaatakować czołówkę. Co roku czołówka Dakaru ściga się coraz bardziej zawzięcie. To maraton, a różnice w czasach zawodników są niejednokrotnie sekundowe. Nie będzie łatwo, myślę że receptą na dobry wyniki jest równa jazda i sukcesywne pięcie się w wynikach - komentował na mecie Przygoński.

Kapitan polskich motocyklistów Jacek Czachor uzyskał wczoraj 37. czas i awansował o kolejne dwa miejsca w klasyfikacji rajdu. Jest już 26., a jego kolega z zespołu Marek Dąbrowski przeskoczył z 80. na 74.miejsce.

To ciekawe, ale w mojej grupie, jadącej w okolicach dwudziestego miejsca walka jest dokładnie taka sama jak w grupie najszybszych. Na chwilę odpuścisz gaz i od razu spadasz w klasyfikacji odcinka. Wydaje mi się, że tak wyrównanego rajdu jeszcze nie było - mówił Jacek Czachor.

Odrabiająca straty samochodowa załoga Szymon Ruta i Laurent Lichtleuchter startowała z odległej 57. pozycji i musiała przedzierać się przez kurz przeciwników. Bardzo dobra, równa jazda zaowocowała świetnym 26. rezultatem. Ruta dojechał do mety jako pierwszy spośród polskich kierowców, uzyskując lepszy prawie półtorej minuty rezultat od kolejnego w klasyfikacji Adama Małysza.

Jak się okazało, pustynia potrafi niemiło zaskoczyć również na pozornie łatwiejszych odcinkach. Rafał Sonik na samym początku środowej rywalizacji uderzył kołem w ukryty pod piaskiem kamień, przeleciał kilkanaście metrów, po czym został przygnieciony przez toczący się po zboczu wydmy quad. Wyczołgałem się jakoś, ale samodzielnie nie miałem szans na postawienie quada - relacjonował na mecie Sonik. Udało mu się dojechać do mety z 11. czasem dzięki pomocy jednego z zawodników.

Jutro najdłuższy jak do tej pory etap o długości 768 kilometrów. Zawodnicy będą musieli zmierzyć się ponownie ze zdradliwymi wydmami: aż dwie trzecie dystansu to piaszczyste podłoże. Etap kończy się spektakularnym podjazdem na wysokość ponad 3 tysięcy metrów.