Cywilna prokuratura zamierza zakończyć wkrótce śledztwo w sprawie przygotowań do lotów premiera i prezydenta do Smoleńska w kwietniu 2010 roku - dowiedział się nieoficjalnie reporter RMF FM. Oprócz wiceszefa BOR, którego prokuratorzy podejrzewają o niedopełnienie obowiązków i poświadczenie nieprawdy, nikt więcej nie usłyszy zarzutów. Według informacji Romana Osicy, umorzenie pozostałych wątków śledztwa planowane jest na koniec lutego.

REKLAMA

Zobacz również:

Prokuratorzy ustalili osoby odpowiedzialne za niedopełnienie obowiązków oraz za bałagan podczas przygotowania tej wizyty. Osoby za to odpowiedzialne zginęły jednak w katastrofie.

Próbowano także dopatrzeć się błędów i zaniedbań po stronie kancelarii premiera. Nie udało się znaleźć nic na tyle mocnego, by postawić zarzuty tym urzędnikom. Wygląda więc na to, że generał Paweł Bielawny będzie jedyną osoba, która zmierzy się w sądzie z prokuratorskimi zarzutami w tej sprawie.

W ubiegłym tygodniu Bielawny został zdymisjonowany ze stanowiska. Wcześniej prokuratura postawiła mu dwa zarzuty związane z przygotowaniami do wizyty w Smoleńsku w kwietniu 2010 roku.

Pierwszy zarzut wobec niego dotyczy niedopełnienia obowiązków podczas przygotowania wizyt premiera i prezydenta w Katyniu. Śledczy stwierdzili m.in., że BOR-owcy nie przeprowadzili rekonesansu tras przejazdu i miejsc pobytu delegacji, a także nie mieli wiedzy na temat lotnisk zapasowych. Uznali też, że podczas obu wizyt zabrakło odpowiednich specjalistów - w tym funkcjonariusza grupy lotniskowej, pirotechnika i lekarza sanitarnego. Dodatkowo przed wizytami nie było odpraw, na których funkcjonariusze otrzymaliby zadania. Poza tym BOR-owców nie było na lotnisku podczas lądowania samolotów w czasie obu wizyt. Brakowało systemów łączności, do działań wyznaczono funkcjonariuszy z małym doświadczeniem. Pracownicy BOR-u z grup zabezpieczenia nie mieli broni palnej.

Drugi zarzut dla Bielawnego dotyczy poświadczenia nieprawdy w dokumencie. Chodzi o dokument z korespondencji pomiędzy BOR-em a jedną z instytucji. W piśmie ówczesny wiceszef Biura zapewnia o kwalifikacjach jednego z funkcjonariuszy udających się w delegację do Katynia. Zdaniem śledczych, w rzeczywistości funkcjonariusz tych kwalifikacji nie posiadał.

BOR odpiera te zarzuty. Zapewnia, że obie wizyty były przygotowane bardzo dobrze. Sam Bielawny nie komentuje sprawy.