Trener norweskich skoczków narciarskich Alexander Stoeckl po powrocie z letniej Grand Prix w Wiśle przebywa na 10-dniowej kwarantannie, lecz nie żałuje. Przyznał, że wyjazd był potrzebny, aby zobaczyć, że podczas pandemii można zorganizować zawody na najwyższym poziomie.

REKLAMA


"Polscy organizatorzy dali przykład, jak ma wyglądać przeprowadzenie imprezy sportowej w tak trudnych czasach i przy tak surowych restrykcjach epidemiologicznych. Powinni być przykładem dla innych gospodarzy w nadchodzącym sezonie" - powiedział dziennikowi "Verdens Gang".

Polska od 15 sierpnia jest włączona przez norweski instytut zdrowia publicznego FHI do tzw. strefy czerwonej, co oznacza, że przyjeżdżający stamtąd do Norwegii muszą poddać się 10-dniowej kwarantannie. Stoeckl i trzech skoczków, Robin Pedersen, Anders Hare i Sander Vossan Eriksen, którzy startowali w Wiśle, musieli się do tego wymogu dostosować.

"Nie żałuję tego wyjazdu i związanych z nim konsekwencji. Wręcz przeciwnie, zobaczyliśmy, że można zorganizować świetną imprezę zgodnie z restrykcjami, jeżeli się tylko chce. W Wiśle standard wszystkiego był na najwyższym mi znanym poziomie, można powiedzieć, że olimpijskim" - podkreślił Stoeckl.

Dodał, że organizatorzy zastosowali się do restrykcji epidemiologicznych lepiej niż to można było sobie wyobrazić i przewidzieć.

"Nie zauważyłem najdrobniejszego uchybienia. Hotel miał wyłączone i odizolowane dwa piętra, a na naszych przebywały tylko osoby związane z zawodami. Nie mam słów, aby wyrazić pochwalę dla ciężkiej pracy tych ludzi, którym udało się przeprowadzić i to na takim poziomie jedyne zawody letniej GP w tym sezonie. Inni powinni się od nich uczyć" - podsumował trener norweskiej kadry.