Mimo ostrzeżeń i zagrożenia, policja strzegąca Kapitolu była źle przygotowana do ochrony gmachu i pozwoliła na "niewyobrażalny" scenariusz - wynika z oceny byłych policyjnych ekspertów cytowanych przez Reuters. Specjalny audyt ma zostać przeprowadzony w waszyngtońskich i federalnych służbach. Ma dać odpowiedź na pytanie dlaczego Kapitol był tak słabo zabezpieczony, że manifestującym udało się wedrzeć do budynku.

REKLAMA

To sytuacja bez precedensu, która ukazała luki w zabezpieczeniach. Jak podkreślają eksperci, prawdopodobnie zabrakło koordynacji miedzy służbami. Brak komunikacji między waszyngtońską policją, Secret Service i policją na Kapitolu. "To kompromitacja służb" - od rana takie komentarze można usłyszeć w programach publicystycznych.

Już podjęto decyzję o kontroli i wewnętrznych dochodzeniach. Zwłaszcza, że 20 stycznia w Waszyngtonie ma odbyć się zaprzysiężenie kolejnego prezydenta. Padają pytania o to, czy służby są gotowe zapewnić bezpieczeństwo. W jednym miejscu bowiem spotkają się wszystkie najważniejsze osoby w państwie.

Reuters: Zagrożenie było znane od dawna

Jak zaznacza agencja Reuters, zagrożenia związane z marszem zwolenników Donalda Trumpa były od dawna znane, zaś prawicowi ekstremiści prowadzili otwarte dyskusje na temat szturmu na budynek amerykańskiego parlamentu. Mimo to, przez długie godziny z niewyjaśnionych dotąd względów jedyną formacją strzegącą obiektu była licząca 2 tys. funkcjonariuszy US Capitol Police. Formacja miała nie zgłaszać się o pomoc do innych agencji przed demonstracją, wobec czego ochrona była znacznie słabsza niż podczas letnich protestów ruchu Black Lives Matter.

Według cytowanego przez agencję Reutera byłego szefa formacji Terrence'a Gainera, funkcjonariusze kapitolińskiej policji są szkoleni, by nie dopuścić protestujących do wejścia na schody gmachu. Problem w tym, stwierdził, że kompleks ma tyle okien i drzwi, że trudno je wszystkie obronić. Jak już straci się kontrolę nad schodami, to traci się też drzwi i okna - powiedział ekspert.

Jak dodał, jednocześnie nie spodziewał się, że wtargnięcie tłumu do środka budynku jest możliwe. Mam wielkie zaufanie do ludzi którzy chronią Kongres, ale potrzeba będzie pełnego audytu. Będziemy musieli głęboko spojrzeć na to, co poszło nie tak - stwierdził Gainer.

Byli funkcjonariusze wyliczają błędy: Złe zabezpieczenie terenu, zbyt mała liczba funkcjonariuszy

Błędy funkcjonariuszy na Twitterze wyliczał również były wysoki rangą oficer Metropolitalnej Służby Policyjnej w Londynie piszący pod pseudonimem "Bobby London". Według niego największymi uchybieniami było złe zabezpieczenie terenu i zbyt mała liczba funkcjonariuszy. Jak dodał, policja powinna była na wczesnym etapie zidentyfikować i zatrzymać przywódców zamieszek.

Z kolei według wysokiego rangą przedstawiciela służb cytowanego przez Reuters, głównym grzechem formacji było nieprzygotowanie.

To nigdy nie powinno było się zdarzyć. Wszyscy wiedzieliśmy, że ci ludzie przyjdą, a pierwszym priorytetem policji jest pokazanie swojej obecności (...) trudno zrozumieć, dlaczego nie byli lepiej przygotowani.
ocenił rozmówca Reuters.

Tymczasem według doniesień "Washington Post", Capitol Police miała plan na wypadek konfrontacji z demonstrantami, ale nie doceniła skali zagrożenia. Nie spodziewali się, że Trump będzie ich podżegać i że będą starali się sforsować wejście. Koniec końców, nie było wystarczająco funkcjonariuszy by powstrzymać tłum przed przepchnięciem się - napisał dziennik.

ZOBACZ ZDJĘCIA: Chaos w Waszyngtonie: Demonstranci wtargnęli do Kongresu

Zamieszki w Waszyngtonie. Tłum wdarł się do Kapitolu

Wzburzony tłum zwolenników Trumpa w środę wtargnął do Kongresu, doprowadzając do przerwania jego posiedzenia, na którym zatwierdzano wynik wyborów prezydenckich. Wandale sforsowali kordony policji i służb Kongresu i chodzili po korytarzach parlamentu, pozowali do zdjęć z posągami i obrazami i krzyczeli: "USA, USA", "Zatrzymać oszustwo!" oraz "Nasza izba!". Niektórzy mieli ze sobą flagi Konfederacji.

Demonstranci, z których część była uzbrojona, weszli do sali obrad oraz biura szefowej Izby Reprezentantów Nancy Pelosi. Jedna osoba została śmiertelnie postrzelona przez straż Kongresu. Ogółem w trakcie zamieszek zginęły cztery osoby. Za brak zapewnienia bezpieczeństwa Kongresowi krytyka spada na policję oraz straż parlamentarną.