W niebezpieczny sposób powrócił temat niechcianego przez Polskę stałego mechanizmu rozdziału uchodźców między kraje UE. Stało się to za sprawą Donalda Tuska - ustaliła korespondentka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon. O tej kontrowersyjnej sprawie niespodziewanie dyskutowali na szczycie w Brukseli szefowie państw i rządów UE.

REKLAMA

Jak powiedział naszej dziennikarce luksemburski dyplomata, to szef Rady Europejskiej Donald Tusk w swoim liście zapraszającym na szczyt wezwał do dyskusji o tym, czy należy zmienić obecny unijny system azylowy. A zmiana tego systemu oznacza dla wszystkich w Brukseli ustanowienie stałego mechanizmu rozdziału uchodźców.

Przewodniczący pracom w UE Luksemburg odłożył kwestię stałego mechanizmu do zamrażarki jako zbyt antagonizującą obecnie kraje UE. Sprawa nie była więc od pewnego czasu poruszana. Tusk zachęcił jednak Niemcy i Szwecję do rozpoczęcia rozmowy na ten drażliwy temat. Berlin chciał wpisać do wniosków końcowych ze szczytu odniesienie do prac Komisji Europejskiej, która niedługo przedstawi szczegółową propozycję takiego mechanizmu. Przeciwko takim zapisom ostro opowiedziała się Grupa Wyszehradzka, a także kilka innych krajów jak Hiszpania i Finlandia.

Udało się powstrzymać próby odniesienia do prac nad stałym mechanizmem - informował naszą korespondentkę po zakończeniu zażartej dyskusji w tej sprawie jeden z dyplomatów kraju z Grupy Wyszehradzkiej.

Kanclerz Niemiec Angela Merkel po zakończeniu szczytu zapowiedziała jednak, że Niemcy i tak będą pracować "w tym kierunku". Zapowiedziała, że nie odpuści. Do ustanowienia stałego mechanizmu dąży także Komisja Europejska, szczególnie jej przewodniczący Jean-Claude Juncker.

Premier Ewa Kopacz, pytana przez naszą korespondentkę o dyskusję w tej sprawie, minimalizowała zagrożenie zapewniając, że coraz więcej krajów jest przeciwko mechanizmowi. Była taka próba, ale trwało to bardzo krótko - stwierdziła. Nie chciała przyznać, że powrót dyskusji jest niebezpieczny, bo oznacza, że taki mechanizm może w końcu zostać na nas wymuszony.

Spięcie Tuska z Renzim

W czasie brukselskiego szczytu premier Włoch Matteo Renzi upominał publicznie Donalda Tuska - jak mówił, trzeba mieć więcej respektu dla narodu włoskiego. Chodziło mu o to, że Tusk podczas sesji plenarnej europarlamentu na początku miesiąca skrytykował Włochy w sprawie uchodźców. O tej bezprecedensowej krytyce nasza dziennikarka pisała w artykule: "Tusk krytykuje kraje UE za stanowisko ws. azylantów. ‘To podważa sens solidarności’".

Słowa, które wypowiedział pan Tusk, a właściwie: które mu się wymsknęły, nie były wyrazem zbyt wielkiego szacunku wobec narodu włoskiego - mówił teraz Renzi dziennikarzom. Dodał, że słowa, których użył Tusk, były niewłaściwe. Nie tyle wobec rządu, co narodu, który zrobił nadzwyczajny wysiłek i uratował ostatnio dziesiątki tysięcy imigrantów. A kiedy ktoś dotyka Włoch, to premier odpowiada i broni z dumą - podkreślał Renzi.

Według dyplomatów, zażenowany Tusk miał podczas szczytu mówić włoskiemu premierowi, że do takich personalnych dyskusji służą rozmowy dwustronne.

(edbie)