"Portugalia rozegrała świetne spotkanie, miała przewagę, ale boisko zweryfikowało wynik na korzyść Niemców" - mówi o szlagierowym pojedynku "grupy śmierci" były piłkarz, a obecnie trener Stefan Majewski. Komentując piątkowy remis Polaków z Grekami, stwierdza krótko: "Byliśmy w niebie, potem przez moment byliśmy w piekle. Teraz jesteśmy znów na ziemi i gramy dalej".

REKLAMA

Kuba Wasiak: Był pan we Lwowie na meczu Niemcy - Portugalia. To spotkanie zapowiadano jako hit w grupie B, czyli "grupie śmierci". Nie był pan trochę rozczarowany?

Stefan Majewski: Na pewno nie. W moim odczuciu bardzo dobre spotkanie rozegrali Portugalczycy. To ten zespół miał przewagę na boisku. Pamiętajmy o sytuacji Pepe - po jego pięknym strzale piłka trafiła w poprzeczkę i w linię bramkową. Pod koniec meczu Portugalczycy mieli doskonałe sytuacje do wyrównania. Ale wystarczyło jedno podanie, rykoszet i Mario Gomez załatwił sprawę. Dobry mecz, prowadzony w szybkim tempie. Portugalia mi zaimponowała, grali świetnie w obronie, ale boisko zweryfikowało wynik na korzyść Niemców.

Nawet niemiecka prasa jest pełna krytyki pod adresem reprezentacji. Drużyna Joachima Loewa nie pokazała tak efektownego futbolu, jak choćby dwa lata temu na MŚ w RPA.

Jednak jak spojrzymy dalej wstecz - choćby na Euro 2008 - to można dostrzec, że Niemcy się wolno rozkręcają. Zaczęli może nie zachowawczo, ale spokojnie, a potem z meczu na mecz nabierali tempa i grali coraz lepiej. Zresztą to nie przypadek, że Niemcy są nazywani drużyną turniejową.

Zobacz również:
A nie rozczarował pana Cristiano Ronaldo? To kolejny mecz, w którym powinien wziąć na siebie ciężar gry, a tego nie zrobił.

Niemcy się świetnie przygotowali, mieli go rozpracowanego i wiedzieli, jak go zneutralizować. Pilnowali go dobrze, kilka błędów im się przydarzyło, Ronaldo doszedł do sytuacji strzeleckiej, ale rzeczywiście nie była to stuprocentowa okazja.

Przed tym meczem doszło do największej niespodzianki - Holendrzy przegrali z Duńczykami. Sytuacja w "grupie śmierci" staje się bardzo ciekawa...

Teraz w tej grupie będą dwa kluczowe spotkania, bo zmierzą się wygrani z przegranymi. Ten, kto przegra po raz drugi, przestaje się liczyć, ten, kto po raz drugi wygra, wychodzi z grupy. A wszystkie zespoły posiadają podobny potencjał.

20 lat temu Duńczycy przyjechali na mistrzostwa Europy w ostatniej chwili, dosłownie wyrwani z wakacji. I wygrali. Teraz znów sprawili niespodziankę. Mogą zaskakiwać dalej?

To zwycięstwo nad Holendrami stawia ich w znakomitej sytuacji. Ale ta grupa jest na tyle silna, że nawet najmniejszy błąd może kosztować utratę bramki. Każdy z zespołów ma jeszcze szanse. Najciekawiej będzie, jak Portugalia wygra z Danią, a Holandia z Niemcami, bo wtedy wszystko rozstrzygnie się w ostatniej kolejce.

A jakie wrażenia z samego Lwowa? Czuć atmosferę mistrzostw?

Trudno mi porównać to do Polski. W Warszawie widziałem nasz zespół grający mecz otwarcia, tu na razie nie grała jeszcze drużyna gospodarzy. Atmosfera była bardzo dobra, ale myślę, że przy meczu Ukraińców będzie jeszcze barwniej. Na pewno bardzo podobał mi się stadion.

Oglądał pan mecz otwarcia - jak pan oceni ten remis?

Byliśmy w niebie, potem przez moment byliśmy w piekle. Teraz jesteśmy znów na ziemi i gramy dalej.

Czy przy tak grających Rosjanach mamy szanse we wtorkowym meczu?

Takie turnieje nieraz pokazywały, że jeden mecz nie decyduje o wszystkim. Zespoły, które zagrały świetnie pierwsze mecze, potem często rozczarowywały. Spotkanie z Rosją będzie prowadzone zupełnie inaczej niż z Grecją, sądzę, że trenerzy zastosują inną taktykę. Oczywiście musimy mieć ogromny szacunek dla Rosjan, ale pamiętajmy - każdy mecz jest inny.