Lany poniedziałek, śmigus-dyngus, polewanka, lejek... To tylko niektóre z nazw drugiego dnia świąt wielkanocnych. Po podniosłych i wyczerpujących przeżyciach poprzednich czterech dni, przychodzi czas psot i żartów.

REKLAMA

Poniedziałkowa liturgia w Kościele katolickim jest uroczysta, ale znacznie skromniejsza w porównaniu do Triduum Paschalnego. Wierni słuchają znów o zmartwychwstaniu i zbierają się przy pustym grobie, obok którego stoi figurka zmartwychwstałego Chrystusa.

Drugi dzień świąt wielkanocnych to jednak przede wszystkim czas wyrażania radości w bardziej psotny sposób. Z poniedziałkiem po Niedzieli Zmartwychwstania Pańskiego wiąże się cały wachlarz nader pogodnych zwyczajów. Tradycją we wsiach było (i jest do dzisiaj w niektórych regionach południowej Polski) robienie psikusów sąsiadom. Zamieniano bramy, na dachach umieszczano narzędzia rolnicze, chowano wiadra na wodę.

Śmigus-dyngus

Skoro o poniedziałkowych zwyczajach mowa, trudno nie zacząć od tego najważniejszego, który do tego stopnia kojarzy się z tym dniem, że nawet użyczył mu swojej nazwy. Śmigus-dyngus, czyli polewanie wodą kogo się da, prawdopodobnie kultywowany jest na pamiątkę rozpędzania przy pomocy wody wiernych, którzy zbierali się w Jerozolimie, aby rozpamiętywać wieści o zmartwychwstaniu Jezusa.

Pierwotnie śmigus i dyngus były dwoma osobnymi zwyczajami. Śmigus polegał na symbolicznym biciu witkami wierzby lub palmami po nogach i wzajemnym oblewaniu się wodą. Symbolizowało to wiosenne oczyszczenie z brudu i chorób, a w późniejszym czasie także i z grzechu. Na śmigus nałożył się zwyczaj dyngusowania (dyngowanie), dający możliwość wykupienia się pisankami od podwójnego lania. Nie wiadomo, kiedy te dwa obyczaje się połączyły, niemniej powstała nazwa zawiera opis ich przebiegu - osoby, które nie wykupiły się podarkami były oblewane wodą.

Dawniej w lany poniedziałek chodzono po dyngusie tak, jak po kolędzie przy okazji Bożego Narodzenia. Chłopcy włóczyli się do domu do domu, dopominając o jedzenie i pisanki, śpiewając. Zazwyczaj te przechadzki kończyły się oblewaniem dziewcząt wodą. A nieoblanie oznaczało brak powodzenia.

Najstarsza wzmianka o dyngusie w Polsce pochodzi XV wieku. Zwyczaj przetrwał do dziś. I ma się zupełnie dobrze.

Z kogutkiem po dyngusie

W poniedziałek wielkanocny chadzano także z "kogutkiem dyngusowym". Zwyczaj symbolizował nadejście wiosny i urodzaju. Koguta - żywego albo sztucznego - obwożono po wsi. Jeśli był żywy, zazwyczaj głośno piał. A to dzięki temu, że karmiono go ziarnem namoczonym w spirytusie. Okrzyki ptaka dobrze wróżyły domostwom. Kogut w wielu kulturach uważany za symbol Słońca i sił witalnych, miał zapewnić zdrowie i pomyślność.

Emaus

W Krakowie do dziś zachował się Emaus, odpust przy klasztorze Norbertanek na Salwatorze. To ludowa zabawa urządzana na pamiątkę drogi apostołów do miasteczka Emaus. Odbywała się - i odbywa - na Zwierzyńcu, gdzie przybywały tłumy kramarzy.

Krakowscy czeladnicy, a także parobcy z okolicznych wiosek, zaczepiali dziewczęta, uderzając je gałązkami wierzby. Staczali między sobą popisowe walki na kije. Ale najwięcej gapiów było przy kościołach. Każdy chciał zobaczyć procesję bractw religijnych, idącą w całym rynsztunku, z bębnem, chorągwią bracką i świętymi obrazami.

Święcenie pól

Drugiego dnia świąt kultywowano także poważniejsze obrzędy. O świcie gospodarze święcili pola kropidłem zrobionym z palmy wielkanocnej. Potem wbijali koło zagonów mały krzyżyk palmowy. Po zakończeniu tego obrzędu rozpalało się ognisko i smażyło na nim jajecznicę, którą zjadało się z resztkami święconego.

Dziady śmigustne

Interesujący zwyczaj obchodzony jest w lany poniedziałek w Małopolsce. Pojawiają się tam tzw. dziady śmig ustne, czyli owinięte w słomę maszkary, które obchodzą domy w milczeniu, co jakiś czas wydając dziwne odgłosy.

Z tradycją tą wiąże się smutna legenda - ma to być upamiętnienie jeńców z niewoli tatarskiej, którzy przybyli do polskiej wioski, gdzie otrzymali pomoc. Mieli obcięte języki i zmasakrowane twarze, byli ubrani w łachmany.

Według innych źródeł, owe postacie wyobrażają żydowskich wysłanników, którzy nie chcieli ogłosić, że Jezus zmartwychwstał. I za karę stracili głos.