Niezależne media białoruskie opublikowały nagranie, na którym widać, jak dron prowadzi rozeznanie na terenie białoruskiego lotniska wojskowego w Maczuliszczach koło Mińska i ląduje na rosyjskim samolocie wczesnego ostrzegania A-50. Materiał został udostępniony przez stowarzyszenie BYPOL.

REKLAMA

Według BYPOL, czyli białoruskiej opozycyjnej inicjatywy byłych wojskowych i funkcjonariuszy, samolot miał zostać uszkodzony w wyniku ataku, do którego doszło w niedzielę 26 lutego. Władze Białorusi temu zaprzeczają.

BYPOL opublikował nagranie z rozpoznaniem prowadzonym przez drona na lotnisku wojskowym w Maczuliszczach koło Mińska.

Z wpisu na telegramowym kanale stowarzyszenia wynika, że uczestnicy planu Pieramoha (Zwycięstwo) przez dwa tygodnie prowadzili obserwację samolotu z powietrza, a ich dron podlatywał do samolotu, lądował na radarze i wracał, niezauważony przez obronę powietrzną.

Na opublikowanym nagraniu nie widać jednak ataku na samolot, nie słychać też żadnych wybuchów. Według białoruskiego portalu Nasza Niwa, do rozpoznania wykorzystywany był cywilny chiński dron DJI FPV.

BYPOL nagranie okrasił sarkastycznym wpisem. "Nie tak dawno temu dyktator (Alaksandr Łukaszenka - przyp. red.) powiedział swoim propagandzistom, że ma najlepszą obronę powietrzną i środki przeciw dronom. Dlatego wszystkie obiekty wojskowe są rzekomo w pełni zabezpieczone. Jak wygląda rzeczywistość, wyraźnie pokazuje wideo przesłane przez uczestników planu 'Zwycięstwo'" - napisano.

Niezależny projekt monitoringowy Biełaruski Hajun zauważył, że rosyjscy blogerzy prowojenni są oburzeni opublikowanym nagraniem. Ich zdaniem, pokazuje to całkowitą porażkę obrony powietrznej.

Białoruskie władze początkowo milczały

Nieoficjalne informacje o ataku na rosyjski samolot wczesnego ostrzegania A-50, stacjonujący na lotnisku w Maczuliszczach, białoruskie media niezależne podały w ubiegłą niedzielę. Według stowarzyszenia BYPOL, maszyna miała ulec poważnym uszkodzeniom.

Mińsk przez kilka dni oficjalnie nie komentował tej sprawy. Później wiceminister spraw zagranicznych Białorusi nazwał informacje o zniszczeniu samolotu "fake newsem", a w poniedziałek Alaksandr Łukaszenka zwołał naradę szefów najważniejszych struktur siłowych, w tym ministerstwa obrony, KGB, straży granicznej i MSW. W opublikowanym fragmencie zażądał od nich "najsurowszej dyscypliny" w zakresie wykrywania zagrożenia na granicach kraju i reagowania na nie.

Po kilku dniach milczenia sprawę zaczęły wreszcie komentować media oficjalne, oskarżając media niezależne o podanie nieprawdy.

W czwartek białoruska telewizja państwowa opublikowała nagrania startującego samolotu, a władze podały, że maszyna dokonała "oblotu granic". Podkreślano, że samolot jest cały i pełni "dyżur bojowy". Z kolei Biełaruski Hajun utrzymywał, że samolot wyleciał do Rosji, gdzie prawdopodobnie ma zostać poddany remontowi.

Analitycy wojskowi zaznaczali dotąd, że jest możliwe, iż samolot został uszkodzony, ale nie ma na to wyczerpujących dowodów, np. materiałów wizualnych, które by to potwierdzały.

Partyzanci są bezpieczni poza granicami kraju

Partyzanci, którzy uszkodzili rosyjski samolot A-50 na lotnisku w Maczuliszczach koło Mińska, są bezpieczni poza granicami kraju - potwierdził w Popołudniowej rozmowie w RMF FM białoruski opozycjonista Paweł Łatuszka.

To było jednym z warunków (...), że trzeba zrobić wszystko, żeby zdążyli wyjechać przed zatrzymaniem - mówił gość Piotra Salaka. Macie swoje doświadczenie, czerpiemy z niego - dodał, odwołując się do dziedzictwa Polskiego Państwa Podziemnego.

Paweł Łatuszka tłumaczył w RMF FM, z jakiego środowiska wywodzą się partyzanci, którzy przeprowadzili głośną akcję na lotnisku pod Mińskiem.

To jest w ramach planu "Zwycięstwo", który został opracowany przez inicjatywę BYPOL jeszcze przed rozpoczęciem wojny. Wtedy zarejestrowanych było ponad 200 tys. Białorusinów - opisywał. Kiedy wojna się zaczęła, był apel - kto jest gotów do aktywnych działań. Pamiętamy partyzantkę białoruską, która próbowała wstrzymać pociągi rosyjskie w obwodzie homelskim i brzeskim, tuż obok granicy ukraińskiej - skutecznie. Niestety, wielu z nich zostało zatrzymanych. Strzelano do nich z kałasznikowów. Teraz wielu z nich siedzi w więzieniach - relacjonował.

Łatuszka podkreślał, że akcje białoruskich partyzantów miały znaczący wpływ na transport rosyjskich żołnierzy i amunicji w pierwszych miesiącach inwazji na Ukrainę. Dodał, że składy nie były wysadzane, ale uszkadzano szafy rozdzielcze, co powodowało utrudnienia w ruchu kolejowym.

"Unikalna maszyna"

Berijew Iljuszyn A-50 to rosyjski samolot wczesnego ostrzegania. Został zbudowany na podstawie transportowego Ił-76 przy współpracy Iljuszyna i Berijewa. Jego głównym zadaniem jest wykrywanie wrogich celów na bardzo dalekich odległościach na lądzie, w powietrzu i wodzie.

Rzecznik Sił Powietrznych Ukrainy pułkownik Jurij Ihnat powiedział, że samolot wczesnego ostrzegania A-50 to "unikalna maszyna", która towarzyszy rosyjskim atakom dronami i rakietami na terytorium Ukrainy.

(Ten samolot - przyp. red.) prowadzi rozpoznanie naszego terytorium, radiolokacyjne rozpoznanie, skanuje nasze środki obrony powietrznej, wykrywa miejsca ich rozmieszczenia, monitoruje ruchy naszych samolotów. Jest używany w trakcie ataków rakietami manewrującymi - wyjaśnił Ihnat.

W trakcie ataków dronami samolot wczesnego ostrzegania A-50 ustala miejsca, gdzie znajdują się systemy obrony powietrznej Ukrainy.

Odnosząc się do akcji na lotnisku w Maczuliszczach Paweł Łatuszka w rozmowie z RMF FM zwrócił uwagę, że uszkodzony samolot kosztował 330 mln dolarów. Naprawa będzie kosztowała Rosjan - podkreślał.