„Dziś hałasem, który sprawia najwięcej kłopotów, jest hałas środowiskowy. Nie zdajemy sobie sprawy z tego hałasu, jaki jest na ulicy, jaki jest na przerwie międzylekcyjnej w szkole. Ten hałas jest również w naszych domach, fundujemy sobie cały szereg różnych urządzeń, które są jego źródłem” - mówi profesor Henryk Skarżyński, twórca i dyrektor Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu oraz Światowego Centrum Słuchu w Kajetanach. „Nasze ucho starzeje się szybciej niż wcześniej” - podkreśla. Dodaje, że aż 1/5 dzieci w wieku wczesnoszkolnym ma zaburzenia słuchu. Niestety, wady te na ogół są późno rozpoznawane, co oznacza, że trudniej je leczyć.

REKLAMA

Mariusz Piekarski: Panie profesorze co jest największym zagrożeniem dla naszego słuchu w XXI w.? Z jakiego powodu ludzie mają tak olbrzymie problemy ze słuchem?


Prof. Henryk Skarżyński: Po pierwsze musimy sobie uzmysłowić, że słuch jest podstawą współczesnej komunikacji. Obecne społeczeństwo to społeczeństwo komunikujące się, słuchamy radia, otrzymujemy mnóstwo informacji, musimy nauczyć się je szybko selekcjonować, odróżniać, rozdzielać, to co jest ważne zapamiętania, to co można puścić mimo uszu. Dlatego dziś słuch decyduje o pozycji człowieka w kontekście tych możliwości komunikacji. Dziś nie mamy wielkich zakładów przemysłowych, nie ma zagrożenia hałasem przemysłowym - tam, gdzie on jest są przestrzegane normy i jest lepiej niż gdzie indziej. Dziś hałasem, który sprawia najwięcej kłopotów, jest hałas środowiskowy. Nie zdajemy sobie sprawy z tego hałasu, jaki jest na ulicy, jaki jest na przerwie międzylekcyjnej w szkole, gdzie po przerwie kilkunastominutowej poziom percepcji czy odbioru dźwięków przez ucznia wraca do normy przez następne pół godziny, a nawet dłużej. To pokazuje, jak duży jest hałas i jaki on ma wpływ, mimo że wydawałoby się, że dziecko wychodzi na przerwę i odpoczywa. Ten hałas jest również w naszych domach, fundujemy sobie cały szereg różnych urządzeń, które są źródłem hałasu. Jednym słowem płacimy konsekwencje rozwoju, związane z hałasem środowiskowym. To wszystko powoduje, że nasz organizm, a dokładnie nasze ucho starzeje się szybciej niż wcześniej. To oznacza, że w wieku 70 lat - gdy dziś ¾ osób ma problemy ze słuchem - taki słuch niedługo będziemy mieli w wieku 60, 50 lat.

A jakie są te najczęściej występujące albo najgroźniejsze zaburzenia czy wady słuchu?

W wieku wczesnoszkolnym spotykamy różne zaburzenia słuchu, które mają wpływ na codzienne funkcjonowanie już prawie 1/5 dzieci. Wcześnie rozpoznane i wcześnie leczone są do opanowania i pozwalają uzyskać dobre efekty.

To oczywiście są wady wrodzone i wady nabyte. Te wrodzone występują u jednej, dwóch, czasami trzech osób rodzących się na tysiąc. To są pojedyncze promile. Tych wad nabytych z czasem jest coraz więcej. W wieku wczesnoszkolnym - pierwsza, druga, trzecia klasa szkoły podstawowej - spotykamy różne zaburzenia słuchu, nie tylko ciężkie uszkodzenia, ale takie, które mają wpływ na codzienne funkcjonowanie już prawie 1/5 dzieci. To bardzo dużo. W tej grupie są konsekwencje przebytych infekcji górnych dróg oddechowych, takich schorzeń, które wiążą się z alergią i ze zmianami w obrębie ucha środkowego. Wcześnie rozpoznane i wcześnie leczone są do opanowania i pozwalają uzyskać dobre efekty. Jeżeli jednak są zaniedbane, to oczywiście ten słuch się będzie u tych dzieci pogarszał szybciej niż u innych. Do tego dochodzi słuchanie głośnej muzyki. Zawsze używam takiego określenia, że muzyka jest potrzebna nam jak słońce do życia. Muzyka może być formą terapii, relaksacji, rozwoju intelektualnego, ale nadużywana - zwłaszcza pewne rodzaje muzyki - słuchana przez cały dzień, słuchana w słuchawkach, które odcinają od otoczenia, niestety ma negatywny wpływ na drogę słuchową, na wybrane części drogi słuchowej - w konsekwencji prowadząc do pogorszenia słuchu, do pojawiania się szumów usznych. Około 17 proc. populacji ma szumy uszne. To jest często pierwszy sygnał, że z naszym słuchem coś się dzieje nie tak.

A jak rozpoznać, że nasze dziecko może mieć problemy ze słuchem?

Prawie 60 proc. rodziców u swoich dzieci nie zauważa uszkodzenia słuchu. Wady są rozpoznawane później, są bardziej zaawansowane, trudniej je leczyć.

Oczywiście gdybym powiedział, że wszystkich należy zbadać, to to byłoby trudne i pewnie wiązało się z określonymi nakładami finansowymi - ale możemy te dzieci obserwować. Jeżeli widzimy, że dziecko siada bliżej przed telewizorem, prosi dwa lub trzy razy o powtórzenie, nadstawia któreś ucho, nie rozumie tego, co się do niego mówi - to są takie sygnały, które wskazują, że coś dzieje się złego ze słuchem dziecka. Niepokojące jest, że prawie 60 proc. rodziców u swoich dzieci nie zauważa uszkodzenia słuchu, które my potwierdzamy w badaniach klinicznych a nie w badaniach orientacyjnych. To niedobrze, bo to oznacza że te wady są rozpoznawane później, są bardziej zaawansowane, trudniej je leczyć, to leczenie jest bardziej kosztowne i wynik końcowy nie zawsze jest tak dobry, jakby mógł być, gdybyśmy leczyli je wcześniej.

Gdy wydaje nam się, że słyszymy gorzej, że mamy problemy ze zrozumieniem, to co należy zrobić, jakie badania wykonać?

Trzeba wykonać badania audiometryczne, czyli badania słuchu. U dzieci wykonujemy badania obiektywne bez ich udziału, bardzo wiarygodne.

Na czym ono polega?


Badania elektrofizjologiczne - dziecko zasypia i w tym momencie możemy bez udziału dziecka ocenić progi słyszenia. Nawet w pierwszych godzinach po urodzeniu możemy sprawdzić, czy mamy do czynienia z zaburzeniem słuchu czy nie. Powinniśmy to robić u dzieci zwłaszcza z grup ryzyka, czyli urodzonych z niską wagą urodzeniową, u których długo utrzymywała się żółtaczka, u których są widoczne inne wady, które mogą współistnieć z wadą słuchu. W starszym wieku to są już badania z udziałem dziecka, badania które pozwalają na wykreślenie progów słyszenia bez współpracy z dzieckiem. W międzyczasie można wykonywać badania orientacyjne wykorzystując obserwacje zachowań dziecka, jak reaguje na poszczególne dźwięki. W sumie każde z tych badań w określonym okresie życia człowieka - od noworodka zaczynając do późnej starości - pozwoli nam na pokazanie, jaki jest poziom słyszenia. Daje nam to możliwość odpowiedniej reakcji. To może być leczenie operacyjne, może być leczenie zachowawcze. Rzadko, ale jeżeli są stany zapalne, to przynosi to efekt. Można też korzystać z różnych urządzeń wspomagających słyszenie takich jak aparaty słuchowe czy inne urządzenia wszczepiane, których jest coraz więcej. Muszę powiedzieć z dużą satysfakcją, że dzisiaj pacjenci w Polsce mają dostęp do nowych rozwiązań jako jedni z pierwszych w świecie albo wręcz jako pierwsi w świecie, przynajmniej w naszym Instytucie Fizjologii i Patologii Słuchu, gdzie jest dostęp do wszystkiego, co jest na świecie, co dzisiaj daje szansę rzeczywiście bardzo wielu pacjentom na to, żeby poprawić ich słuch.

Czy każdemu z problemem słuchu można pomóc?

Pomóc możemy prawie każdemu. Ale czasami jest taka sytuacja, że pacjent nie jest w stanie z tego skorzystać.

Używam takiego określenia, że możemy pomóc prawie każdemu - bo taka jest prawda. Rzeczywiście te wszystkie możliwości, nowe technologie, nowe urządzenia wszczepiane, nowe metody operacyjne pozwalają poprawić słyszenie, ale czasami jest taka sytuacja, że pacjent już nie jest w stanie z tego skorzystać. To są tacy pacjenci, którzy albo są zaadaptowani bardzo dobrze do swojej niepełnosprawności, albo już nie mogą się nauczyć słyszenia. Mam na myśli tutaj pacjentów z wrodzonym, głębokim niedosłuchem czy głuchotą, którym dziś możemy pomóc - tak jak innym małym dzieciom niesłyszącym całkowicie wszczepiając implant. Tym dorosłym już nie zawsze można wszczepić implant, bo oni nie będą w stanie rozwinąć swojego słuchu do takiego poziomu, żeby swobodnie następnie rozwinąć mowę i opanować język mówiony.

To są operacje, które pomagają przywrócić ten aparat słuchu kostny, czy to także są rozwiązania, które pozwalają przywrócić unerwienie?

Tak, możemy tu mówić o różnych wadach w obrębie ucha zewnętrznego, środkowego czy pozostałych odcinków drogi słuchowej. Dziś mówiąc o urządzeniach wszczepialnych mam na myśli urządzenia, które wykorzystują przewodnictwo kostne do transmisji fali dźwiękowej do ucha wewnętrznego. Urządzenia, które wszczepiamy do ucha środkowego, które zastępują niewykształcone bądź zniszczone elementy ucha środkowego czy wreszcie urządzenia, które wszczepiamy do ucha wewnętrznego, które zastępują elementy zmysłowe, zniszczone w uchu wewnętrznym i stymulują zakończenia nerwu słuchowego czy wreszcie urządzenia, które zastępują cały nerw słuchowy, kiedy wszczepiamy je do pnia mózgu i stymulują one jądra słuchowe pniu mózgu.

Czy jest jakiś bezpieczny poziom hałasu, od którego momentu te decybele są dla nas groźne?

To bardzo trudne pytanie dlatego, że jesteśmy tak skonstruowani, że każdy z nas ma inną wrażliwość. Jedna osoba po pięciu minutach w hałasie będzie miała efekt tego hałasu w postaci np. jakiegoś pisku czyli umownie szumu usznego. Druga – mimo że będzie przebywać w tym hałasie przez cały dzień - nie będzie tego miała. Ktoś pójdzie na jeden koncert i wróci z szumem usznym i pogorszeniem słuchu, a drugi będzie chodził na koncerty regularnie i tego nie będzie miał. Normy hałasu są podane i my je znamy, czas ekspozycji też - ale to są wszystko umowne określenia. Oczywiście są to pewne uśrednione wyniki, pewne standardy. Natomiast to się nigdy nie będzie odnosiło do konkretnego człowieka.

Ale często mówi się o takim poziomie 70 decybeli, 80 decybeli, poziomie hałasu, który np. słychać w domu za zamkniętymi oknami. Czy moglibyśmy zmierzyć sobie u siebie w domu, w mieszkaniu poziom hałasu i powiedzieć: O, jest już niebezpiecznie?

Rozdrażnienie nerwowe, bezsenność, zaburzenia przemiany materii, zaburzenia wchłaniania, skoki ciśnienia, zaburzenia akcji serca pośrednią mogą być następstwem hałasu.

Tak, możemy zmierzyć, chociaż to wcale nie oznacza, jeżeli to będzie 80 decybeli, że ten hałas będzie nam uszkadzał słuch. My sobie często nie zdajemy sprawy, że ten hałas - zwłaszcza środowiskowy - ma wpływ nie tylko bezpośredni na narząd słuchu, ale pośredni także na inne narządy. Rozdrażnienie nerwowe, bezsenność, zaburzenia przemiany materii, zaburzenia wchłaniania, skoki ciśnienia, zaburzenia akcji serca pośrednią mogą być następstwem hałasu.

Czy tak zwana cicha praca biurowa to jest miejsce, gdzie nie jesteśmy zupełnie narażeni na hałas?

Nie, wszystkie te urządzenia emitują hałas i jeżeli ktoś jest bardzo wrażliwy, to może zareagować na ten hałas. Te reakcje nie muszą polegać na tym, że będzie gorzej słyszał - ale mogą się u niego rozwijać szumy uszne. One będą pierwszym symptomem zaburzenia jego słyszenia.

Wielokrotnie pan powtarza w tej rozmowie "szumy uszne". Co to jest, jak to rozpoznać?

Określenie umowne, dla jednego szum oznacza pisk, dla innego gwizd, dla trzeciego przelewanie wody, szum wiatru, stukanie, pukanie - czyli to są zjawiska, których źródła nie ma w otoczeniu a pacjent je odczuwa. Mogą być objawem choroby i mogą występować samoistnie. Trudniej jest leczyć te zmiany, które pojawiają się samoistnie, takie, których podłoża nie jesteśmy w stanie ustalić współczesnymi metodami diagnostycznymi. To leczenie jest trudne dlatego, że mało efektywne jest leczenie farmakologiczne. Inne formy leczenia, które rozwijamy np. w instytucie tworząc pierwszą w Polsce klinikę szumów usznych, zmierzają do tego, żeby wykorzystać cały szereg zjawisk naturalnych. Tu odwołujemy się do starożytnych Greków – gdy mieli szumy uszne, wykorzystywali zjawisko maskujące – odgłosy morza. Spacerując nad morzem, ci ludzie odczuwali w mniejszym stopniu szum uszny.

Czy w dzisiejszych czasach też możemy dla naszych uszu zrobić coś takiego, żeby uszy odpoczęły? Potrzebujemy wtedy idealnej ciszy, czy czegoś wręcz przeciwnego?


Nie, idealnej ciszy nie potrzebujemy - jeżeli wejdziemy do kabiny idealnej ciszy, to odczuwamy taki ból w uszach, jakiego nie odczuwamy na co dzień.

To jak dać odpocząć uszom?

Szanować ciszę. Wykorzystać zjawisko maskowania, np. muzyka filharmoniczna, szum morza to są dźwięki o różnych częstotliwościach, które nakładając się na nasze własne powstające w naszym organizmie dźwięki maskują i je wyciszają.

Przeczytałem dwie skrajne opinie na temat tzw. higieny uszu. Czy dbać o to, żeby tam żadna woskowina się nie zbierała, bo to nam przeszkadza, czy pod żadnym pozorem nie wsadzać niczego głęboko do uszu i nie wyciągać?

Nie polecam samemu coś wkładać i wyciągać z ucha. Woskowina jest naturalną wydzieliną.

Nie polecam samemu coś wkładać i wyciągać, bo to się może zakończyć różnymi dolegliwościami. Nie tylko bólem, ale i zapaleniami w obrębie przewodu słuchowego zewnętrznego. Woskowina jest naturalną wydzieliną, ona jest potrzebna, ona utrzymuje w pewnej elastyczności skórę w przewodzie słuchowym zewnętrznym. Jeżeli jej nie ma i ta skóra jest wysuszona, musimy ją wręcz naoliwić, bo inaczej będziemy mieli uczucie swędzenia, pieczenia, a jeżeli się złapiemy za ucho i pociągniemy nim, to drobne pęknięcia mogą prowadzić do stanów zapalnych. Nie możemy bezwzględnie czyścić.

To jak dbać o uszy?

Jeżeli u kogoś jest nadprodukcja, to tak samo jak gruczoły łojowe na twarzy w różnych miejscach trzeba leczyć, tak samo i tam trzeba oczyszczać, jeżeli tej woskowiny się zbiera dużo. Jeżeli to jest niewielka ilość, to ona jest potrzebna i nie należy jej ruszać, nie należy jej usuwać. Jeżeli jest sucho w przewodzie słuchowym, mamy uczucie suchości, efekt da na przykład proste zakroplenie kilku kropel oleju parafinowego. Nie powinniśmy nadmiernie wysuszać i ulegać pokusie, że musimy za wszelką cenę wysuszyć. Od tego często zaczynają się różnego rodzaju schorzenia, to ucho nie broni się. Skóra wysuszona - tak w uchu jak i w innych miejscach - nie broni się, jest podatna bardziej na urazy, na bakterie, na wirusy.